sobota, 16 listopada 2013 | By: Annie

"Słodka przynęta" - Ian McEwan

             W twórczości Iana McEwana jest coś niezaprzeczalnie brytyjskiego i fascynującego - ma się poczucie, że obcuje się z literaturą ambitną, z najwyższej światowej półki, a jednocześnie jest przystępnie, a czytanie idzie lekko i płynnie. Jego powieści to zawsze skupienie na przeżyciach wewnętrznych bohaterów, stawianie ich w przeróżnych, często zaskakujących sytuacjach – bez tysiąca fajerwerków i szalonej akcji – ale zawsze jest ciekawie, intrygująco, a historia wciąga niesamowicie. McEwan zna ludzką naturę i schematy zachowań od podszewki – wychwytuje drobne okruchy codzienności i tworzy z nich nietuzinkowe i bardzo realistyczne sceny. Takie rozkładanie i analizowanie rzeczywistości może niektórych nudzić, ale ja to uwielbiam. ;) „Słodka przynęta” to najnowsza powieść McEwana i, w moim odczuciu, chyba najlepsza, spośród tych, które miałam już okazję przeczytać – a zaznaczę, że dotychczas wszystkie bardzo mi się podobały. To historia pewnej młodej dziewczyny, która na początku lat 70’ zostaje wplątana w akcję brytyjskiego wywiadu o nazwie Słodka Przynęta. Jej zadaniem jest nadzorowanie jednego z wybranych pisarzy - tak aby jego twórczość propagowała demokratyczne, zachodnioeuropejskie wartości. To powieść o literaturze, o roli kultury w zimnej wojnie, o ówczesnych realiach, a także o miłości...

              McEwan igra z czytelnikiem – stawia pytanie do jakiego stopnia opisywane w książkach wydarzenia są odbiciem prywatnych przeżyć pisarzy. Dość ryzykowne wydaje mi się podsuwanie czytelnikowi takiej myśli, szczególnie, że Ian McEwan otrzymał kiedyś przydomek Ian Makabra, ze względu na jego perwersyjne i szokujące opisy... ;) Ciekawym smaczkiem były dla mnie również nawiązania do opowiadań ze zbioru „W pościeli” – w swoim czasie bezskutecznie szukałam w sieci interpretacji niektórych z nich, a w książce są one zaprezentowane jako twórczość pisarza biorącego udział w programie Słodka Przynęta - wszystko opisane i zinterpretowane przez główną bohaterkę. I wisienka na torcie – bibliofilskie fragmenty, kiedy główna bohatera zaczytuje się w przeróżnych książkach – jak raj dla moli książkowych, niektóre czytałam po kilka razy... :)

              Bardzo, bardzo podobała mi się ta książka. Świetna powieść - ambitna, a zarazem bardzo przystępna – traktuje czytelnika jak inteligentnego partnera, rozwija, stawia pytania, ale też nie nuży mentorskim tonem. Sprawnie napisana, barwnym językiem, wciągająca - posiada to ‘coś’ nieuchwytnego dla prozy McEwana, co sprawiło, że został on jednym z moich ukochanych pisarzy. Bardzo polecam!
sobota, 9 listopada 2013 | By: Annie

"Zupa z granatów" - Marsha Mehran

              Zabrakło mi czegoś w tej książce, bo mimo, że chciałam się nią rozkoszować w warunkach otoczenia idealnych do lektury takiego typowo babskiego, przytulnego czytadła – tzn. koc, herbata i święty spokój, to jednak nie potrafiłam się nią zachwycić. Historia trzech sióstr, uciekinierek z ogarniętego wojną Iranu, które w sennym, irlandzkim miasteczku zakładają egzotyczną restaurację nie urzekła mnie, choć też nie sprawiło mi wielkiej przykrości jej czytanie. Trochę rozczarowała, bo zamysł na fabułę był naprawdę dobry, ale niestety nie do końca wykorzystany...

               Jakoś mam takie poczucie, że prześlizgnęliśmy się po powierzchni tej historii bardzo pobieżnie, ledwie jej liznęliśmy, nie docierając do sedna - powieść skończyła się zanim na dobre się rozpoczęła. Podobał mi się urok małego, irlandzkiego miasteczka, bohaterowie – stworzenie przez autorkę całej plejady mieszkańców o wyrazistych osobowościach, a także szczegółowo opisywane zapachy irańskiej kuchni – te elementy przemawiają na korzyść książki i sprawiły, że czytało się ją sympatycznie. Jednak było tego wszystkiego za mało, aby „Zupa z granatów” zapadła w pamięć, aby czytelnik mógł się nią pokrzepić, ogrzać w jej cieple. Wiem, że historia sióstr zaplanowana jest na 7 tomów, ale moim zdaniem lepiej byłoby napisać dwa czy trzy - za to grubsze i bardziej treściwe – wtedy powieść mogła by być naprawdę dobra. A tak „Zupa z granatów” to tylko sprawnie napisane, miejscami naiwne czytadło - może być, czytało się sympatycznie, ale też bez szału.
sobota, 2 listopada 2013 | By: Annie

Małe co nieco na jesienne wieczory :)

                 Z małym opóźnieniem prezentuję moje najnowsze nabytki – te z końcówki września i całego października. Jak widać kupowanie książek idzie mi o wiele sprawniej niż ich lektura, jednak z dumą niezłomnie trwam w moim postanowieniu – czytam co najmniej jedną powieść tygodniowo. Nie jest to takie proste - ogrom nauki skutecznie pozbawił mnie nadmiaru wolnych chwil – ale nie jest też niemożliwe. Zgodnie z zasadą, że im mniej się ma czasu, tym efektywniej się go rozplanowuje czytam wykorzystując każdą nadążającą się okazję – w autobusie, na nudnym wykładzie, w wannie itd. :) Natomiast wieczory i poranki z książką mają już dla mnie wymiar niemalże terapeutyczny - pozwalają się zdystansować się od studiów, od stresu towarzyszącego kolejnym zaliczeniom, od ciemnych i szarych poranków za oknem... Dlatego też w stosiku znalazło się sporo książek-pocieszycielek, idealnych towarzyszek długich jesiennych i samotnych wieczorów, m.in. kilka powieści Agaty Christie, felietony Joanny Szczepkowskiej, drugi tom dziennika Krystyny Jandy, a także coś lekkiego i kobiecego oraz na rozgrzanie - akcent toskański. Praktycznie wszystkie pozycje to moje własne nabytki, ewentualnie prezenty od kochanego chłopaka. :) Jedynie „Charlotte Bronte i jej siostry śpiące”, „W strone Swanna” oraz „Kąpiąc lwa” to egzemplarze od wydawnictwa, a „Powrót niedoskonały” dotarł do mnie w tajemniczej, niezapowiedzianej przesyłce... :) Miłego, książkowego weekendu! :)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...