czwartek, 31 października 2013 | By: Annie

"Doktor sen" - Stephen King

              Określanie tej książki mianem przeraźliwego horroru jest moim zdaniem sporym nadużyciem – dalsze losy Danego Torrance’a zakwalifikowałabym raczej jako wciągającą powieść sensacyjną z rozbudowanym wątkiem paranormalnym. Danny ponownie musi zmierzyć się z siłami ciemności, tym razem na większą skalę – grupa staruszków, która przemierza Stany w kamperach to tak naprawdę Prawdziwy Węzeł, który zagraża osobom obdarzonym darem Jasności... Przyznam szczerze, że mimo mojej strachliwości nie bałam się w ogóle, choć może była to kwestia doboru miejsca lektury - ciężko się bać w pełnej sali, czytając na nudnym wykładzie. ;) Powieść pochłania się tak, jak przystało na książkę świetnego rzemieślnika prozy jakim jest Stephen King - niesamowicie szybko i sprawnie - połyka się stronę za stroną w zawrotnym tempie.

                 Moim zdaniem historia jest ciut słabsza niż „Lśnienie”, ale i tak wciąż bardzo dobra. Mam na myśli to, że „Lśnienie” to coś naprawdę niesamowitego i na swoje czasy nowatorskiego - owiane nagromadzoną przez lata mgiełką legendy i nutką mrocznej tajemnicy... A te elementy siłą rzeczy wpływają na odbiór książki. Natomiast „Doktor sen” nie przeszedł jeszcze próby czasu - to po prostu bardzo dobra i wciągająca powieść, ale bez bagażu sławy i tłumu wiernych fanów – choć kto wie jak będzie postrzegana za kilkadziesiąt lat, być może dorówna legendą „Lśnieniu”...? Najnowsza książka Stephena Kinga to bardzo dobra kontynuacja i cieszę się, że autor pokusił się o jej napisanie – czuję się w pełni usatysfakcjonowana lekturą. Powieść polecam głównie tym, którzy czytali już „Lśnienie”, bo sporo w niej nawiązań do pierwotnej historii – smaczków i niuansów, które szkoda by było przegapić. Dla mnie była to bardzo udana, wciągająca lektura. :)
niedziela, 27 października 2013 | By: Annie

"Kąpiąc lwa" - Jonathan Carroll

            Czytanie tej książki było jak jazda bez trzymanki na szalonym rollercoasterze - nie wiadomo co może przynieść każda następna strona, akapit czy zdanie. Akcja co chwilę wykonuje zwrot o 180 stopni, a my w dzikim tempie podążamy za wydarzeniami, coraz bardziej przesuwając granice naszej wyobraźni... Jestem zaskoczona – szczerze mówiąc po Jonathanie Carrollu spodziewałam się raczej literatury obyczajowej z wątkiem magicznym – czegoś w stylu ambitniejszego Guillaume’a Musso. A „Całując lwa” to pełnoprawna fantastyka! Historia dzieje się w naszym świecie, ale okazuje się, że rządzi się on zupełnie innymi, nieznanymi zwykłym śmiertelnikom prawami... Pewnej nocy piątce przyjaciół, śni się ten sam sen – występuje w nim miedzy innymi gadające krzesło oraz czerwona słonica Muba z zegarkiem na nodze. A to dopiero mały przedsmak tego, co czeka bohaterów... :)

                 Powieść podobała mi się – to coś całkowicie odmiennego od mojego standardowego repertuaru książkowego – niesamowite odwiedziny w magicznym świecie... Niemniej rzucona na kolana też się nie czuję, bo jednak nie przywykłam do aż takiego poziomu abstrakcji. Na pewno sięgnę w przyszłości po kolejne powieści Jonathana Carrolla – „Kąpiąc lwa” było ucztą dla wyobraźni i nieco psychodeliczną wędrówką w zawrotnym tempie po rzeczywistości, w której wszystko jest możliwe – dziwną, oryginalną i bardzo intrygującą. Za sprawą tej lektury oderwanie od codzienności oraz wciągająca, choć również niegłupia rozrywka - gwarantowane. Nieco rozczarowało mnie samo zakończenie, ale widocznie taki był zamysł autora - nic więcej nie zdradzę, żeby nie popsuć tajemnicy tytułu...:) Tym, którzy lubią być zaskakiwani przez książki i poprzez czytanie odkrywać nowe zaułki swojej wyobraźni - jak najbardziej polecam!
sobota, 19 października 2013 | By: Annie

"Dotyk" - Alexi Zentner

               Bywa, że czasami specjalnie wstaję jeszcze wcześniej niż jest to konieczne i chociaż przez kilkanaście minut oddaję się przyjemności czytania przy pierwszej porannej kawie. Ten uszczknięty z zabieganego dnia czas daje mi spokój, chwilę wytchnienia i nastraja pozytywnie na pełen pośpiechu poranek. Ostatnio towarzyszła mi książka Alexiego Zentnera „Dotyk” – w każdej wolnej chwili chłonęłam tę piękną opowieść przesyconą realizmem magicznym i ludowymi legendami. Za sprawą tej historii przeniosłam się w czasie do lat gorączki złota w północnej Kanadzie – miejsca, gdzie za każdym drzewem mogła skrywać się magiczna istota, gdzie rytm życia wyznaczały pory roku, a domy były zasypywane śniegiem na długie, zimowe miesiące...

            Uwielbiam takie klimaty – gdy magia w naturalny sposób przeplata się w rzeczywistością, gdy codzienność miesza się z legendą przekazywaną z pokolenia na pokolenie, aż w końcu staje się jedynie bajką opowiadaną dzieciom na dobranoc... „Dotyk” to bardzo klimatyczna i świetnie napisana powieść – przesączona urokiem niezbadanego, magicznego świata, którego już nie ma... W dzisiejszych czasach wszechobecnych GPSów, telefonów i internetu brakuje miejsca na ludowe podania czy zabobony – te elementy przedstawione w wiarygodny sposób można odnaleźć jedynie w dobrych powieściach. Przyznaję, że ma to duży, choć również nieco melancholijny urok – wyzwala pewną współczesną tęsknotę za pierwotną tajemniczością świata... Bo to, co mogą skrywać kanadyjskie puszcze niesamowicie działa na wyobraźnię... Wsiąka się w tę książkę – to nietuzinkowa, fascynująca opowieść, która oczarowała mnie nietypowym miejscem akcji i sprawnie wplecionym w wątek realizmem magicznym. „Dotyk” to bardzo dobra pozycja - prawdziwie pełnokrwista powieść o niepodrabialnym klimacie niezgłębionych, tajemniczych lasów Kanady. Polecam, warto!
niedziela, 13 października 2013 | By: Annie

"Trafiona-zatopiona" - Anna Fryczkowska

              „Trafiona-zatopiona” to moje drugie spotkanie z twórczością Anny Fryczkowskiej – czyli kolejna porcja dobrej, solidnej prozy obyczajowej, w sam raz do pochłonięcia w dwa jesienne wieczory. Pewnego dnia Wisła występuje z brzegów i zalewa warszawskie Powiśle. Uwięzieni w blokach ludzie siłą rzeczy zbliżają się do siebie, a na jaw wychodzą ich skrzętnie skrywane sekrety oraz ukrywane przed sąsiadami domowe brudy. Ten czas to także chwila na zatrzymanie się, przemyślenia oraz impuls do zmian. Bliżej poznajemy losy czwórki osób – wiecznie zapracowanego chirurga-onkologa, jego żony – zgorzkniałej kury domowej, a także dziewczyny, która uciekła ze wsi do miasta oraz dość nietypowego nastolatka, który twierdzi, że słyszy myśli innych ludzi...

                 Lubię wszelkie książki o samotności w wielkim mieście, anonimowości i różnorodności tłumu, o splatających się losach obcych sobie ludzi – niewiele trzeba, żeby skusić mnie na lekturę. „Trafiona-zatopiona” to dobrze, lekko i sprawnie napisana powieść, obdarzona ciekawymi i wyraziście skonstruowanymi bohaterami. Jest bardzo porządnie, jednak mimo wszystko nie porywająco. Główny atut książki, czyli sam pomysł na historię mógłby być moim zdaniem ciut bardziej dopracowany, a powieść nieco dłuższa – wtedy można by mówić o literaturze obyczajowej z najwyższej półki. A tak mamy do czynienia z przyjemną, solidną prozą, choć nie rzucającą na kolana i nie porywającą czytelnika w swoje sidła – w trakcie lektury nie drgnęła we mnie żadna głębsza struna. Polecam osobom lubiącym może niekoniecznie przebojowe, ale za to porządne i sprawnie napisane, typowo obyczajowe powieści. Na mojej prywatnej skali ocen „Trafiona-zatopiona” plasuje się gdzieś między średnia z plusem a bardzo dobra.
poniedziałek, 7 października 2013 | By: Annie

"Słońce w słonecznikach" - Dominika Stec

              Przepiękna książka o przemijaniu, ulotnych wspomnieniach i bezlitośnie upływającym czasie... Bez cukierkowatych opisów, schematycznych zachowań, bez prawienia banalnych morałów. Książka o życiu – takim zwykłym-niezywkłym, prostym i codziennym, a jednocześnie tak niepowtarzalnym i indywidualnym dla każdej osoby. O miłości w różnych odsłonach, poświęceniu i skrzętnie skrywanych przez lata sekretach, odchodzących w zapomnienie wraz z osobami, których dotyczą... Wiarygodni bohaterowie, wciągająca fabuła oraz lekki, a jednocześnie bogaty stylistycznie język – dzięki tym elementom odebrałam tę książkę niesamowicie realistycznie, wierzyłam w każde napisane słowo. To naprawdę piękna, poruszająca historia. Niby dość prosta i nieskomplikowana, a jednocześnie tak nietuzinkowa, oryginalna i chwytająca za serce. Oczarowała mnie. Cieszę się, że uległam nagłemu zrywowi czytelniczej intuicji i zakupiłam tę powieść w małej, przykurzonej księgarni podczas wakacji rok temu. Skusiła mnie piękna okładka... To był bardzo trafiony zakup.

                 Pewnego dnia do drzwi mieszkania Teresy, spokojnej emerytki, puka niespodziewany gość ze Szwecji – przynosi ze sobą dziennik autorstwa niejakiego redaktora Jerzego Molgi i to za sprawą jego treści, a także wspomnień Teresy, cofamy się w czasie do pewnego niezwykle upalnego lata 57’... Historię poznajemy dwutorowo - dla Teresy są to przedmaturalne wakacje, czas pierwszej miłości, opalania się z przyjaciółkami i snucia planów na życie – klimat trochę jak z powieści Krystyny Siesickiej czy Haliny Snopkiewicz. Natomiast z perspektywy redaktora Jerzego poznajemy brutalne oblicze ówczesnej władzy – jej podwójnej moralności i umiejętności zniszczenia każdego człowieka. W pewnym momencie losy Teresy i Jerzego splotą się...

                 W tle przewija się mnóstwo ciekawych bohaterów, a jako miejsce akcji poznajemy Konin - to dość nietypowy i oryginalny wybór, ale również bardzo udany. To ciekawa odmiana od chyba najpopularniejszych wśród polskich pisarzy miast - Warszawy, Gdańska czy Krakowa. Jest to element tym ciekawszy, że Konin nie stanowi jedynie bezbarwnego tła dla rozgrywających się wydarzeń – autor wykorzystał bowiem wiele smaczków z historii miasta – odwiedzamy miedzy innymi słynną kamienicę Stefanii Esse i poznajemy jej właścicielkę. Za sprawą plastycznych i szczegółowych opisów te fragmenty bardzo działają na wyobraźnię. Do łez wzruszył mnie sam koniec - piękny, niebanalny, niejednoznaczny....

                 Naprawdę, dziwię się i trochę mi smutno, że ta pozycja nie jest bardziej znana, zaginęła gdzieś w gąszczu innych lektur... „Słońce w słonecznikach” wyróżnia się spośród współczesnej polskiej literatury kobiecej – posiada bowiem to głębsze „coś”, które sprawiło, że historia Teresy i Jerzego zostanie ze mną na długo... Nie jest to w żadnym razie zwyczajne, romantyczne czytadło – to solidna i nietuzinkowa powieść obyczajowa – fascynująca historia życia zwykłych ludzi z PRL’em, miłością i sekretami w tle. Gorąco polecam!
niedziela, 6 października 2013 | By: Annie

"Dwanaście prac Herkulesa" - Agata Christie

               Gdzieś między ostatnimi, starannie wybieranymi, wakacyjnymi lekturami udało mi się doczytać zaczęty jeszcze w Paryżu zbiór opowiadań „Dwanaście prac Herkulesa”. Teraz pora na małe wyznanie czytelnicze - niestety, mam taki brzydki zwyczaj, że zdarza mi się porzucać przeczytane częściowo książki w trakcie ich lektury, nawet takie, które mi się podobają - nie ma w tym żadnej reguły, sama nie do końca to rozumiem i nie lubię tego nawyku. Niemniej pracuję nad sobą i podczas wakacji udało mi się znacznie uszczuplić stosik takich właśnie pozaczynanych powieści, który zalegał na mojej szafce nocnej - to mój mały skuces – bardzo się z tego cieszę. Ale do rzeczy. :)

                  Tym razem słynny Herkules Poirot sam sobie rzuca wyzwanie – na podobieństwo swojego mitycznego imiennika chce rozwiązać 12 zagadek kryminalnych, które będą nawiązywały tematycznie do poszczególnych prac Herkulesa. Po kilku przeczytanych kryminałach Agaty Christie ciężko napisać o nich coś nowego, odkrywczego czy błyskotliwego. Jest jak zwykle ciekawie, jak zwykle niezwykle pomysłowo i jak zwykle nieprzewidywalnie. Agata Christie to niekwestionowana Królowa gatunku, a tymi opowiadaniami udowadnia, że ma dziesiątki pomysłów i nie szczędzi ich, nie chomikuje – tak naprawdę prawie każde z opowiadań mogłoby stanowić bazę osobnej książki. Jako ciekawostkę dodam, że w „Sekretnych zapiskach Agaty Christie” odkryłam trzynaste opowiadanie – czyli pierwszą, niepublikowaną ze względu na polityczne tło, wersję „Pojmania Cerbera”. Jak zwykle, polecam – choć pewnie takich czytelników, którzy nie zasmakowali jeszcze w twórczości Agaty Christie jest naprawdę niewielu. :)
wtorek, 1 października 2013 | By: Annie

"Miłość z kamienia" - Grażyna Jagielska

              Niezwykle intymna i szczera książka – Grażyna Jagielska rozlicza lata spędzone u boku męża, Wojciecha Jagielskiego - cenionego korespondenta wojennego. Bez sentymentów i ugładzania wydarzeń – to do bólu prawdziwe i nieco drastyczne wyznanie. My, czytelnicy, przez lata otrzymywaliśmy wspaniałe reportaże... ale jaka była cena, którą przyszło za nie zapłacić rodzinie Jagielskich?

              „Miłość z kamienia” to brutalne naruszenie prywatności – ujawnia wszystkie uczucia, emocje, dramaty. Nie chce być źle zrozumiana, absolutnie nie jest to żadne pranie brudów z jakim mamy do czynienia w serwisach plotkarskich, ale świadoma, głęboka podróż – całkowite obnażenie, wywleczenie na wierzch koszmarnej, traumatycznej codzienności – wiecznego czekania i zamartwiania się. Ciągłego przygotowywania się na śmierć męża i nieustannego wyobrażania sobie jej przebiegu. Były również próby rozwodu, utrata kontaktu ze znajomymi, nierozróżnialnie miesięcy i pór roku. Aż w końcu zatracenie się w tej obsesji i całkowite oderwanie od rzeczywistości, które zakończyło się pobytem w klinice stresu bojowego – bo pani Grażyna przejmowała na siebie wszystkie emocje i przeżycia swojego męża. A 53 wojny mogą zniszczyć nawet najsilniejszego człowieka...

              „Miłość z kamienia” to nie lukrowata książka o miłości ponad wszystko, a raczej bardzo brutalne i intymne rozliczenie – godzi w dobre samopoczucie czytelnika, uwiera dziesiątkami wątpliwości i rozterek moralnych. To powieść-spowiedź, aczkolwiek nie oczyszcza sumienia, nie odpowiada na pytania, a raczej prowokuje ich stawianie. Być może na niektóre z nich nie ma po prostu dobrych, jednoznacznych odpowiedzi... Nie wiem czy polecać tę książkę, nie wiem nawet czy mi się podobała – nie potrafię jej ocenić w takich kategoriach. Na pewno nie jest to lektura, którą można przeczytać obojętnie i szybko o niej zapomnieć – wymaga skupienia, przemyślenia, zapada w pamięć. To rozliczenie z traumatycznymi wydarzeniami z przeszłości - szczery i prawdziwy obraz życia jako żona korespondenta wojennego – i właśnie to stanowi główną wartość tej powieści... To wartościowe, pięknie opisane wyznania, ale także bardzo prywatne i intymne – w trakcie czytania trochę czułam się trochę jakbym była nieproszonym, wścibskim gościem w codzienności państwa Jagielskich...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...