niedziela, 29 września 2013 | By: Annie

Jesiennie... plany nie tylko czytelnicze.

              
                Nadeszła prawdziwa jesień, a wraz z nią pora ciepłych płaszczy, kolorowych szalików, pierwszego przeziębienia i powrotu na uczelnię. To będzie intensywny czas – czeka mnie mnóstwo zajęć, pierwsza praca, nowe wyzwania, samodzielne mieszkanie – cieszę się na ten okres, choć wiem, że będzie bardzo absorbujący, a książki zejdą na drugi plan. Liczę jednak, że uda mi się wciąż sporo czytać - zdecydowanie więcej niż podczas pierwszego roku studiów. Tyle kuszących tytułów wychodzi tej jesieni, tyle powieści czeka na swój czas w mojej biblioteczce... Zarówno sierpień, jak i wrzesień były bardzo intensywnymi książkowo miesiącami – to chyba najlepszy okres czytelniczy nie tylko w tym roku, ale w ogóle odkąd notuję ilość przeczytanych książek. Na biurku ciągle mam stosik 3-4 powieści, które czekają na opisanie - zmieniają się tytuły tych oczekujących pozycji, stopniowo nadrabiam zaległości, ale wciąż jakoś nie mogę pokonać tej bariery – tak więc trochę recenzji mam jeszcze w zanadrzu. ;) A plany czytelnicze na nadchodzący okres? W ciągu najbliższych miesięcy będę pewnie sięgała głównie po lekką literaturę obyczajową – na następne tygodnie szykuję zachwalaną „Zupę z granatów”, drugi zbiór felietonów Krystyny Jandy, a także kolejne książki Guillaume’a Musso i Anny Fryczkowskiej. Trzeba czymś przełamać te jesienne chłody i ciemności, a co będzie bardziej skuteczne niż lekka, ciepła i wciągająca powieść? Pozdrawiam wszystkich gorąco – dziś ostatni dzień wakacji... :)
sobota, 28 września 2013 | By: Annie

"Ukryte godziny" - Delphine de Vigan

               Przejmująca, smutna opowieść o samotności w wielkim mieście – o bezosobowym mijaniu się ludzi, o znieczulicy, wiecznym zabieganiu, obojętności. Niewielkie urywki codzienności w postaci wielu dość krótkich rozdziałów składają się na jeden dzień z życia dwóch obcych sobie osób - kobiety i mężczyzny. Ona jest samotną matką i ofiarą przerażającego mobbingu w pracy – na skraju załamania nerwowego. On jest „lekarzem na telefon” – jeździ od mieszkania do mieszkania wypisując recepty, jednocześnie przeżywając rozstanie z ukochaną kobietą. A w tle ich historii pędząca, obojętna i nieczuła metropolia – Paryż... Oboje są zagubieni, osamotnieni w wielkim mieście – wytrąceni gdzieś poza nawias społeczeństwa, dramat życiowy wyrzucił ich z utartych torów codzienności. Każde z nich zyskało nowe, inne spojrzenie na świat, ich życie wyhamowało, ale też dzięki temu przestojowi mają okazję aby odmienić swój los. Czy Mathilde i Thibault spotkają się...?

                „Ukryte godziny” to wartościowa, ale też niełatwa książka. Wymaga skupienia i wyostrzenia zmysłów, aby w pełni zasmakować w jej nietypowym, nieco poetyckim języku i melancholijnym nastroju. To powieść nieprzebojowa, nieco przygnębiająca, bez wartkiej akcji, skupiająca się na przeżyciach wewnętrznych bohaterów. Nie zachwyca, ale daje do myślenia i przesyca melancholią. Warta uwagi, dla wybrednych czytelników, szukających w literaturze „czegoś więcej” - chwili skupienia i refleksji, nie lekkiej rozrywki. Polecam – to poruszająca i nietuzinkowa lektura.
czwartek, 26 września 2013 | By: Annie

"Montedidio" - Erri De Luca

             Neapol to miasto, które oczarowało mnie i zafascynowało od pierwszej chwili, gdy o 8 rano, po całonocnej podróży z Mediolanu, wysiadłam na dworcu kolejowym Napoli Centrale i wyszłam na słoneczny i zatłoczony Piazza Garibaldi. Znacząco odbiega od wyobrażenia o typowym, dużym, europejskim mieście, ale ma za to swój niepowtarzalny klimat, swoją dumę, a po jego zaułkach można by spacerować bez końca – nad głowami wiszą sznury kolorowego prania, wszędzie stoją malutkie budki z pizzą i innymi przysmakami, a na małych, zielonych placykach wciśniętych gdzieś między kamienice, dzieci grają w piłkę. Nad tym wszystkim góruje nieposkromiony Wezuwiusz. Istnieją setki wąskich przejść między budynkami, dziesiątki stromych schodków prowadzących prosto w niebo – można się zagubić, ale też zakochać w tym słonecznym mieście – nie da się go wcisnąć w żadne schematy. Ma ogromną indywidualność i wyczuwa się w nim pewną niepokorność – jest brudne, hałaśliwe, tłoczne i gorące, ale też niezwykle intrygujące. Za sprawą książki „Montedidio” autorstwa Erri de Luca odżyły moje wspomnienia i przeniosłam się z powrotem na wąskie uliczki ubogiej dzielnicy Neapolu...

                Przede wszystkim powieść ma niesamowity klimat – nieco poetycki, nostalgiczny, miejscami przyprawiony małą dawką realizmu magicznego. Przesączony tęsknotą, zapachami jesieni i odgłosami codzienności zwykłych ludzi. Poznajemy historię trzynastoletniego chłopca, który właśnie rozpoczął pracę u stolarza. Wszystkie swoje myśli, przeżycia i odczucia chłopiec zapisuje na rolce papieru - w ten sposób poznajemy jego perypetie z szewcem Rafaniellem, któremu w garbie rosną skrzydła, rodzące się uczucie do sąsiadki Marii i fascynację otrzymanym od ojca bumerangiem...

                Warto podarować tej książce czas – „Montedidio” to wyciszająca, nastrojowa i pięknie napisana lektura. Wyjątkowa, niebanalna i nietuzinkowa. Podobnie jak miasta, nie da się jej wcisnąć w żadne sztywne ramy schematów. Może zachwycić, choć myślę też, że nie każdemu przypadnie do gustu – potrzebny jest odpowiedni nastrój. Mnie osobiście oczarowała.
środa, 25 września 2013 | By: Annie

"Udręki pewnej kasjerki" - Anna Sam

              Lubię wszelakie książki z półki „Wyznania przedstawicieli różnych zawodów”– czytałam już o polskich sprzątaczkach w Niemczech, pracy w recepcji hotelu, a ostatnio poznałam tajniki pracy kasjerki, czyli ładniej mówiąc „hostessy kasy”. :) Anna Sam, autorka francuskiego bestsellera „Udręki pewnej kasjerki”, wie o czym pisze – mimo dyplomu z literatury spędziła w supermarkecie 8 lat – zna ten zwód od podszewki. Każdy z nas pewnie co najmniej raz dziennie odwiedza jakiś sklep – jak postrzega nas ta druga, obsługująca strona? Mamy tu wiele smacznych obserwacji – o klientach, którzy już pół godziny przed otwarciem sklepu stoją z wózkiem przez drzwiami, bo przecież ktoś im zabierze sprzed nosa ten jeden, jedyny, wymarzony kawałek sera czy szynki. O niesamowicie pomysłowych złodziejach, o więzi kasjerki z jej taśmą i jak za jej pomocą może uprzykrzyć życie nieuprzejmym klientom, o „łowczyniach okazji”, o wstydliwcach czerwonych i zażenowanych przy zakupie papieru toaletowego, itd. Tysiące zabawnych, a niekiedy przerażających perypetii. Na pewno książka odmienia spojrzenie na pracę kasjerki...

                  Jest żartobliwie, z przymrużeniem oka, a jednocześnie ciekawie. Nie jest to żadne mistrzostwo świata czy lektura obowiązkowa - jednak tym, którzy lubią podobne klimaty bardzo polecam. To lekka, zabawna rozrywka - gdy macie ochotę na coś bardzo lekkiego, zabawnego, do pośmiania się - ta książka to będzie dobry wybór, do połknięcia ‘na raz’.
wtorek, 24 września 2013 | By: Annie

"Kobieta bez twarzy" - Anna Fryczkowska

             Oczy mam jak pięć złotych, bo co sięgam po polską literaturę obyczajową, to jestem bardzo pozytywnie zaskakiwana – niemalże każda książka wpasowuje się idealnie w moje literackie upodobania. Kiedyś myślałam, że naszym rodzimym autorkom wiele brakuje do sąsiadek z zagranicy, jednak po spotkaniach z takimi pisarkami jak Anna Fryczkowska, a także Magdalena Witkiewicz, Katarzyna Enerlich, Lucyna Olejniczak, Hanna Cygler całkowicie zmieniłam zdanie. A to tylko fragment listy, mogłabym tak jeszcze wymieniać... Ostatnio, w trzy wieczory, pochłonęłam „Kobietę bez twarzy” - soczystą, ciekawą i świetnie napisaną powieść kryminalno-obyczajową z dreszczykiem.

               Hanna Cudny, po samobójczej śmierci męża, postanawia porzucić zabieganą Warszawę i wraz z synem i córką przeprowadzić się na wieś. Ma być sielsko, anielsko, jak z książek o Rozlewisku, ale rzeczywistość znacząco odbiega od tych wyobrażeń... Znikają ludzie, z drugiej połowy domu nocą słychać dziwne hałasy, a w dodatku córka Hanki wracając ze szkoły znajduje ciało utopionej kobiety...

           Oprócz ciekawego wątku kryminalnego bardzo podobało mi się tło obyczajowe – polska wieś przedstawiona w zupełnie innych barwach niż tych znanych nam z setek czytadeł pod tytułem „Jadę na wieś i jestem szczęśliwa/zakochana/spełniona”. Tu jesień jest mokra, ponura i szara, wszędzie pełno błota, sąsiedzi bardziej wścibscy niż życzliwi, a mężczyźni raczej obleśni niż pociągający. Miła to odmiana po tych wszystkich obrazkach polskiej wsi jak z bajki i w kontraście z nimi „Kobieta bez twarzy” ogromnie zyskuje na realizmie i wiarygodności. Spędziłam z tą książka trzy wieczory, ale gdybym miała więcej czasu pochłonęłabym ją w jeden dzień – bo to świetna, niegłupia rozrywka - mnie wciągnęła niesamowicie. Polubiłam główną bohaterkę, z emocjami śledziłam jej losy, a niekiedy nawet się bałam – czego chcieć więcej? „Kobieta bez twarzy” to doskonała pozycja na długie, jesienne dni – zakopać się pod kocem z herbatą i w towarzystwie tej właśnie powieści to scenariusz na idealny wieczór. Naprawdę, szczerze polecam! Nie mogę się doczekać kolejnych książek Anny Fryczkowskiej!
poniedziałek, 23 września 2013 | By: Annie

"Wielki Gatsby" - F. Scott Fitzgerald

              Jestem z siebie dumna, że wreszcie udało mi się przeczytać coś z półki „klasyka, którą znają wszyscy oprócz mnie” – wybór padł na słynnego „Wielkiego Gatsby’ego”. Wiele wcześniej słyszałam na temat tej książki, ale nie widziałam filmu i specjalnie unikałam wszelkich opisów treści – odkrywanie tej historii było dla mnie niespodzianką i smacznym spotkaniem literackim.

               Dawno nie czytałam tego rodzaju książki – typowej klasyki literatury. Myślę, że „Wielki Gatsby” to pozycja z przesłaniem, jedna z takich powieści, którą znać powinien każdy. Tyle już zostało na jej temat napisane, powstały setki analiz i wnikliwych opracowań – nie zamierzam silić się tu na próby naukowych wywodów. Dla mnie to po prostu ciekawa i dobrze skonstruowana książka, doskonale ukazująca realia swoich czasów, z wyrazistymi bohaterami i intrygującą historią. Bardzo mi się spodobał styl pisania i przede wszystkim klimat Nowego Jorku z lat 20. XX wieku – przyjęcia, podwójna moralność, to poczucie bycia w pępku świata, życie bez ograniczeń i martwienia się o jutro...

                 Coraz częściej czuję potrzebę sięgania po książki z kanonu literatury, bo mimo, że zakończyłam już moją edukację literacką na maturze z języka polskiego, to wciąż chciałabym się dokształcać i poszerzać swoją wiedzę – rozwijać się nie tylko w kierunku przedmiotów ścisłych. Myślę już o kolejnych książkach Fitzgeralda - najbardziej kuszą mnie „Piękni i przeklęci”...
sobota, 21 września 2013 | By: Annie

"7 lat później..." i "Telefon od anioła", czyli jak zakochałam się w twórczości Musso

              Pewien czas temu „Potem”, a ostatnio, w przeciągu jednego tygodnia, pochłonęłam świeżynkę literacką „7 lat później...”, a zaraz po niej „Telefon od anioła” – czyli oto jak wpadłam w sidła twórczości Musso. Nie mam pojęcia czemu tak długo zwlekałam z jego kolejnymi książkami, ale jedno jest pewne – teraz chcę przeczytać wszystko, co napisał. Jego powieści to zawsze ona i on, romantyczna historia, Paryż i Nowy Jork, a także, w przypadku dwóch najnowszych książek, zagadka kryminalna, która zbliża do siebie bohaterów...

              Zacznę przekornie, bo od wad. Myślę, że twórczości Musso można wiele zarzucić – że powtarza swoje schematy, że bywa przewidywalny, że pisze pod masowe gusta, że jego kryminalne zagadki nie są perfekcyjnie dopracowane, że nie jest to ambitna literatura. Ale... co z tego, skoro jego książki pochłania się błyskawicznie i z ogromną przyjemnością. Jest coś takiego w jego twórczości, że od pierwszej strony potrafi zaintrygować i porwać czytelnika tak, że nie można się oderwać. Niby takich lekkich, romantycznych książek jest mnóstwo na rynku, a jednak powieści Musso wyróżniają się spośród tego tłumu – są napisane z polotem i bardzo filmowo, obrazowo – ma się przed oczami wszystkie rozgrywające się sceny, jakby oglądało się dobry film – Nowy Jork w śniegu, rejs po Sekwanie, francuskie kawiarnie... Bardzo to urokliwe, klimatyczne i myślę, że stanowi w dużej mierze o sukcesie wszystkich jego książek. Bo tego pana czyta cała Francja, a zaraz za nią pół Europy.

                Porównując te dwie najnowsze powieści autora do jego pierwszej książki „Potem” widzę wyraźnie jak zmienił się jego styl – zniknął gdzieś realizm magiczny, a pojawił się wyeksponowany wątek kryminalny. Jest więcej akcji, a za to mniej rozmyślań i prób ambitniejszego przedstawienia sytuacji bohaterów. Nie oceniam tego w kategoriach dobrze lub źle – i tak czyta się rewelacyjnie. Zarówno „7 lat później...”, jak i „Telefon od anioła” to świetna, odprężająca i bardzo wciągająca literatura – idealna na dwa długie, jesienne wieczory. Gorąco polecam! Dla mnie to obecnie numer jeden na nieogłupiający, ale wciąż lekki relaks przy kubku herbaty. Ogromnie się cieszę, że mam jeszcze 6 nieprzeczytanych książek tego pisarza, choć muszę teraz jak najszybciej uzupełnić zapasy w mojej biblioteczce, żeby było co czytać w ciągu nadchodzących jesiennych i zimowych miesięcy. :)
środa, 18 września 2013 | By: Annie

"Alicja w Krainie Czarów" - Lewis Carroll

             Historię Alicji poznawałam w dzieciństwie na przeróżne sposoby – miałam kasetę ze słuchowiskiem, widziałam film Disneya, czytałam jakąś skróconą wersję w małej książeczce - nigdy jednak nie zapoznałam się z pełnym, oryginalnym tekstem. Po przeczytaniu całej „Alicji w Krainie Czarów” w tłumaczeniu Marii Morawskiej wciąż mam wątpliwości czy rzeczywiście mogę teraz powiedzieć, że poznałam dobrze tę historię, bo cytując z wikipedii: „Tekst Morawskiej na ogół nie jest wierny oryginałowi (...). Tłumaczka zastępuje często tekst Carrolla własnym, co "nadaje całości odcień jakby parodii".” Nie brzmi to zbyt zachęcająco, szczególnie, że w moim odczuciu sporo w tym prawdy...

              Szczerze mówiąc nie rzuciła mnie ta książka na kolana, a raczej trochę rozczarowała. Chyba po prostu nie potrafiłam dostrzec w niej tego drugiego dna, a w dodatku denerwował mnie infantylny i zbyt prosty język. Tak, wiem, to książka dla dzieci – chyba całkowicie odwykłam od takiego stylu pisania i nie sprawia mi on już przyjemności. Nie żałuję czasu spędzonego z tą powieścią – lubię czytać różnorodnie, wybierać pozycje z różnych półek literackich i wciąż weryfikować swoje upodobania czytelnicze. Sięgnięcie po klasykę dziecięcą było ciekawym przerywnikiem pośród innych, bardziej współczesnych i dorosłych lektur, miłą rozrywką dla wyobraźni, ale nic więcej – niestety małe rozczarowanie odczuwam. Podobno w „Alicji w Krainie Czarów” zawarte są dwie książki – jedna dla dzieci, druga dla dorosłych. Ja, niestety, dostrzegłam tylko tę pierwszą. Może to kwestia tłumaczenia?
poniedziałek, 16 września 2013 | By: Annie

"Oko dnia" - Jonathan Carroll

           Nadeszła jesień. Cały dzień mży, liście powoli żółkną i opadają z drzew, a ja intensywnie korzystam z tych dwóch ostatnich tygodni wolności, napełniając mój umysł coraz to nowymi lekturami. Czytam obecnie dużo i intensywnie - dni spędzam w ogrodzie, pod szklanym dachem tarasu, otulona kocem, z kubkiem gorącej herbaty – w tym błogim stanie, który możliwy jest tylko podczas pobytu w domu babci i dziadka, codziennie zanurzam się w coraz to nowe literackie światy. Dzisiejsze przedpołudnie upłynęło mi na lekturze „Oka dnia” autorstwa słynnego i wielbionego w Polsce Jonathana Carolla – obiło mi się o uszy to nazwisko, ale nigdy nie sprawdziłam jaka proza się za nim kryje. Po powrocie do domu muszę koniecznie zagłębić się w biblioteczkę rodziców i wyszperać kilka jego książek - Jonathan Carroll jawi mi się jako bardzo intrygujący i wart odkrycia pisarz – najbardziej kusi mnie „Kraina Chichów” oraz trylogia Crane's View. Co jeszcze polecacie? :)

            „Oko dnia” to zbiór wpisów, które autor zamieszczał regularnie na swoim blogu. Dotyczą one wielu tematów – sporo tu cytatów z innych pisarzy, listów od przyjaciół, prywatnych wspomnień i spostrzeżeń. Mnie najbardziej podobały się urywki codzienności, impresje i obserwacje poczynione przez autora na ulicach Wiednia – drobne, niby nic nie znaczące, a jednak fascynujące. Ta książka to nic przebojowego czy porywającego, ale nasyca umysł spokojem, że czas poświęcony jej lekturze nie był zmarnowany – w moim odczuciu to wartościowa i ciekawa pozycja. Warto sięgnąć.
niedziela, 15 września 2013 | By: Annie

"Prześwietny raport kapitana Dosa" - Eduardo Mendoza

          Książkowy niewypał i wielkie rozczarowanie znanym nazwiskiem. Pisarz bardzo popularny, rozreklamowany, każda jego kolejna książka prezentowana jako murowany bestseller. W końcu dałam się skusić. Liczyłam na dużą dawkę śmiechu, dobrej rozrywki, ciekawą historię – a tu takie rozczarowanie i w moim odczuciu zupełnie zmarnowany czas... To książka o niczym, choć teoretycznie prezentuje historię statku kosmicznego, na ktorym kończą się zapasy żywności i innych dóbr, a w sektorach Upadłych Kobiet, Nieprzewidywalnych Staruszków i Przestępców lada chwila może wybuchnąć bunt. W związku z tym tytułowy, głupkowaty kapitan Dos kieruje się do najbliższej stacji kosmicznej, jak się można domyślić nie obejdzie się bez komplikacji.

            Książka jest mecząca, nieśmieszna, nudna i, mimo dziwacznej tematyki oraz bardzo lekkiego pióra autora, zupełnie bez polotu. Brnęłam przez nią mozolnie, z trudem. Doczytałam ją do końca tylko dlatego, że książki kupione staram się zawsze kończyć. Lubię lekkie i zabawne lektury, ale nie takie, które nie wnoszą nic, a raczej tylko ogłupiają czytenika, pozostawiając niesmak... „Cudowna satyra, która obśmiewa pozorny ład i porządek współczesnego świata i pokazuje, jak łatwo życie wymyka się nam spod kontroli.” – taki napis widnieje na tylnej okładce - według mnie to dorabianie ideologii do czegoś, co po prostu w książce nie występuje. To prawda, główny bohater jest durnowaty i daje się łatwo manipulować i, jak rozumiem, to ma być ta satyra o politykach.... Dla mnie to za duży poziom abstrakcji, którego zupełnie nie umiem docenić, nie mówiąc nawet o delektowaniu się nim. Nie wiem, może nie byłam w stanie wychwycić w tej książce jej uroku, rozsmakować się w twórczości i stylu pisania Mendozy? Może nie umiałam dostrzec w niej jakiegoś drugiego dna? Bo patrząc na pozytywne recenzje, jakie zbierają powieści tego pana ciężko mi uwierzyć, że jest on tak lubiany za to, co poznałam w "Prześwietnym raporcie". Sama już nie wiem - może pechowo wybrałam książkę na pierwsze spotkanie? A może Mendoza po prostu nie jest dla mnie...? Ta powieść okazała się stratą czasu. Lubię lekką rozrywkę, ale nie w tak bezsensownym, absurdalnym i nic nie wnoszącym wydaniu. Dziękuję i jak na razie mówię temu panu do widzenia.
sobota, 14 września 2013 | By: Annie

"Zdobywam zamek" - Dodie Smith

          Przepiękna, wspaniała książka! Fascynująca, poruszająca, wciągająca i inspirująca. Głęboka, inteligentna, zabawna i dająca do myślenia. Jedna z tych pozycji, do których wraca się po latach, którą każdy mól książkowy powinien mieć w swojej biblioteczce. Fantastyczny język, nietuzinkowi bohaterowie, powieść dopracowana w najdrobniejszych szczegółach. Niesamowicie przyjemna i przystępna w odbiorze, świetna napisana, ale też wymagająca – myślę, że zadowoleni będą nawet najbardziej wybredni czytelnicy. Mogłabym tak ciągnąć i ciągnąć, jeszcze długo wymieniać jej zalety i zachwalać - bo ja jestem po prostu oczarowana...

          „Zdobywam zamek” to przedstawiona w formie pamiętnika historia kilkunastoletniej Cassandry, autorki zapisków, i jej starszej siostry Rose. Są lata 30. ubiegłego wieku, obie mieszkają w angielskim, częściowo zrujnowanym zamku, który wynajął na okres 40 lat ich nieco ekscentryczny ojciec-pisarz po sukcesie swojej pierwszej i jak na razie ostatniej książki. Cała rodzina żyje w biedzie, bo ojciec od wielu lat tkwi w twórczej niemocy. Ich los się odmienia gdy na horyzoncie pojawiają się dwaj młodzi Amerykanie... W książce przeplatają się piękne opisy angielskiej wsi i magicznych pór roku, niesamowity klimat zamku, podróże do Londynu, a także często zabawne perypetie sióstr z Amerykanami – a to tylko niektóre z elementów zawartych w powieści... Nie brakuje też wątków miłosnych i wzruszeń...

            Niektóre książki, mimo tego, że są wciągające i ciekawe, to wciąż pozostawiają pewien lekko wyczuwalny dystans między swoją treścią a umysłem czytelnika – czyta się je dobrze, jednak nie wnika się tak w wydarzenia, nie czuje się ich w sobie – wszystko postrzega się jakby „z zewnątrz”. Natomiast „Zdobywam zamek” pochłania i angażuje bez reszty - już od pierwszej strony widzimy, czujemy i myślimy jak Cassandra. Wsiąka się w tę historię, wyczuwa się w niej coś więcej niż tylko to, co jest napisane - te wszystkie emocje i uczucia naprawdę tkwią gdzieś między wierszami, jakby to faktycznie był prawdziwy i szczery pamiętnik realnej dziewczyny. Chciałabym jakoś tak zgrabniej napisać o tej książce, uchwycić jej niesamowity urok i czar, ale chyba, żeby się o nim przekonać, trzeba samemu przeczytać tę pozycję – zazdroszczę wszystkim, którzy jej poznawanie mają wciąż przed sobą. Według mnie to lektura obowiązkowa dla tych, co kochają romantyczne i niebanalne powieści obyczajowe na najwyższym poziomie. Perełka. Chcę więcej takich książek...
piątek, 13 września 2013 | By: Annie

"www.małpa.pl" - Krystyna Janda

              Książka „www.małpa.pl” to papierowa wersja internetowego dziennika Krystyny Jandy z lat 2000-2001 i moje drugie po „Mojej drogiej B,” spotkanie z twórczością aktorki. Bardzo lubię formę dzienników, a rozochocona po rewelacyjnych felietonach rzuciłam się na nie łakomie i zachłannie. Czytało się ciekawie, bardzo dobrze w podróży, bo można w każdej chwili, łatwo i bez żalu, przerwać lekturę, ale zachwytów nie ma...

               Książka mi się podobała, jednak miejscami czułam pewien przesyt – mam na myśli natłok nazwisk, wydarzeń i nawiązań do filmów czy przedstawień – mnóstwo informacji, które w większości nic mi nie mówiły. Myślę, że ta pozycja stanowi przede wszystkim niezły kąsek dla pasjonatów i znawców teatru oraz wielkich miłośników Krystyny Jandy – można w niej znaleźć wiele szczegółów na temat kreowania roli i powstawania słynnych przedstawień „od zaplecza”. Dla mnie było tego jednak nieco za dużo, zdecydowanie wolę obserwacje i spostrzeżenia bardziej codzienne i przyziemne. I chociaż takich również można sporo znaleźć w tej książce, to przyznam, że „ubranie” ich w dopracowaną i przemyślaną formę felietonów bardziej mi odpowiada – takie skakanie po codzienności jak w dzienniku bywa ciekawe, ale niestety też często nużące. Mam wrażenie, że felietony „wyłowiły” z życia pani Jandy wszystko to, co najciekawsze, a dziennik ukazuje nam całą codzienność, jak leci, bez żadnego filtru istotności - dlatego wolę Krystynę Jandę w wydaniu felietonowym – tym bardziej konkretnym i przystępnym. Na półce czeka na mnie jeszcze jeden zbiór felietonów jej autorstwa - „Różowe tabletki na uspokojenie” – cieszę się na myśl o tej lekturze. :)
czwartek, 12 września 2013 | By: Annie

"Lekcje Madame Chic" - Jennifer L. Scott

            Podchodziłam do tej książki bardzo sceptycznie i podejrzliwie - zdanie z okładki „opowieść o tym, jak z szarej myszki stałam się ikoną stylu” aż się prosiło, żeby wyjąć złośliwą szpilę i jednym ruchem przekłuć z hukiem ten balon samouwielbienia i zadęcia. Jednak, ku mojemu zdumieniu, ta książka jest dobra, naprawdę dobra! Nie ma w niej ani krzty tej okładkowej arogancji – to raczej sympatyczne spotkanie z przyjaciółką, która opowiada nam o swoim półrocznym pobycie we Francji i dzieli się z nami swoimi spostrzeżeniami o francuskim stylu życia. Z przyjaciółką, która nie zrzędzi i nie poucza, tylko w subtelny sposób, bez zadęcia, doradza jak poprzez zmianę nastawienia można odmienić swoje życie na bardziej świadome i szczęśliwe; jak z każdej, nawet najbardziej prozaicznej czynności stworzyć przyjemny rytuał - a w to wplatając anegdotki z pobytu w Paryżu.

           „Ciesz się życiem, każdym jego aspektem – dużymi sprawami i błahostkami. Zwracaj uwagę na drobiazgi. Staraj się doceniać każde doświadczenie. Wszystko, co robisz, możesz zmienić w coś przyjemnego – masz taką moc. Pozbądź się uprzedzeń i delektuj się prostymi życiowymi przyjemnościami.”

             Ten cytat bardzo mi się spodobał – wypisałam go sobie i powieszę go gdzieś w pokoju. Warto czasami sobie przypomnieć, że to tak naprawdę tylko od naszego nastawienia zależy czy jesteśmy szczęśliwi – bardzo wpasowuje się to w moje podejście i w to, co staram się uskuteczniać na co dzień – doceniać chwilę i cieszyć się nią, zbierać takie drobiazgi-okruszki, które składają się na szczęśliwą codzienność. Nie przepadam za poradnikami i wszelkimi lifestylowymi poradami, ale ta książka przemówiła do mnie. Myślę, że jeszcze wiele razy do niej zajrzę – mimo chic-litowej otoczki, w moim odczuciu, to naprawdę wartościowa lektura. „Lekcje Madame Chic” to duża dawka kobiecości, radości życia i francuskiego stylu bycia. Jest miło, lekko i przyjemnie, a przy okazji mądrze – trzeba czasem zwolnić na chwilę i wreszcie zacząć cieszyć się życiem. Bardzo polecam!
niedziela, 8 września 2013 | By: Annie

Krakowskie łowy :)

Szczęśliwa po pierwszym napadzie na księgarnię :)
           Pobyt w Krakowie upłynął pod znakiem książkowego szaleństwa - efektem jest za ciężka walizka i spory stos kuszących lektur, którym nie mogę się nacieszyć. :) Od paru lat niezmiennie powtarzam, że Kraków to najlepsze miasto na książkowe łowy i zakupy - tylu tanich i klimatycznych księgarni nie spotkałam nigdzie indziej - tak więc, jeśli macie okazję, to koniecznie skorzystajcie! :)

         Udało mi się wyszperać sporo pozycji, które od dawna mnie kusiły - między innymi coś z serii z miotłą, kryminał Anny Fryczkowskiej i perełkę "A zabawa trwała w najlepsze...". Upolowałam także trochę świeżynek wydawniczych - wyczekaną "Słodką przynętę" McEwana, najnowszą powieść Musso, którą właśnie pochłaniam oraz upragnione "Zdobywam zamek" - nastepne w kolejce do czytania. :) Do zgromadzenia tak pokaźnej ilości lektur przyczynił się także mój kochany chłopak - zawsze wyrozumiały wobec mojego nałogu. ;)


        Obecnie jesteśmy już w Zakopanem, które przywitało nas dzikim tłumem turystów oraz piękną pogodą. :) Jutro ruszamy w góry, a dziś szykuje się spokojny wieczór z książką, herbatą i dobrym filmem. :)

Widok z okna...

wtorek, 3 września 2013 | By: Annie

"Bezdomna" - Katarzyna Michalak

           Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek czytała książkę, którą oceniałabym tak rozbieżnie jeśli chodzi o jej treść i formę – już tłumaczę o co mi chodzi... Otóż styl, którym została napisana „Bezdomna” pozostawia moim zdaniem wiele do życzenia – jest bardzo prosty, płaski, niewyszukany, a początkowe zbiegi okoliczności są tak nieprawdopodobne, że aż śmieszne. Jednak, ku mojemu zaskoczeniu, te wszystkie mankamenty schodzą na dalszy plan, przestaje się zwracać na nie uwagę, gdy zaczyna przemawiać treść książki – gdy docieramy do sedna historii Kingi – bezdomnej, która w Wigilię dostaje od losu drugą szansę...

          Nic więcej nie będę pisać na temat treści, bo nie chcę Wam odbierać przyjemności i zaskoczenia z samodzielnego odkrywania tej pozycji – myślę, że czytając ją właśnie w ten sposób, „w ciemno”, powieść przemawia do czytelnika najmocniej i najsilniej porusza. „Bezdomna” to dobra i dokształcająca książka obyczajowa – opisuje bowiem ważny temat, zupełnie nieznany i nienagłośniony w mediach. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie sam koniec jeśli chodzi o jego nieszablonowość i silne emocje, które wywołuje. Podsumowując, mimo średniej formy treść i pomysł na historię bronię się same, także polecam – warto przeczytać. :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...