środa, 22 maja 2013 | By: Annie

"Severina" - Rodrigo Rey Rosa


              Czuję, że mam ogromne zaległości jeśli chodzi o literaturę iberoamerykańską – Borges, Allende, Marquez, Fuentes, Llosa, Cortazar, Bolano – te nazwiska wciąż czekają na odkrycie. Ameryka Środkowa i Południowa jawią mi się jako zupełnie obcy czytelniczo rejon, a przez to tak tajemniczy i kuszący. :) Tak przy okazji, które książki tych autorów polecacie na rozpoczęcie czytelniczej przygody z ich twórczością? Będę wdzięczna ze wszelkie wskazówki, bo w najbliższym czasie chciałabym nieco zasmakować w tego typu literaturze. :)

               A tymczasem dziś, przy wtórze burzy, skończyłam czytać niewielką objętościowo, choć pełną treści „Severinę” – jedyną dostępną w Polsce powieść podobno najwybitniejszego pisarza współczesnej Gwatemali. Mamy tu wszystko to, co może skusić i przyciągnąć przeciętnego bibliofila – romantyczną, tajemniczą historię z księgarnią i książkami w tle. Muszę także koniecznie wspomnieć o przepięknym wydaniu – ta okładka to dla mnie małe arcydzieło. To jeden z tych przypadków kiedy wydanie zdecydowanie wpływa na postrzeganie książki. :)

             Nie uważam „Severiny” za dzieło wybitne, niemniej ma swój urok. Jest bardzo dobrze napisana; pięknym, plastycznym językiem. To ciekawa, wciągająca historia z kilkoma fragmentami skłaniającymi do przemyśleń i zapadającymi w pamięć. Dobra, niebanalna rozrywka, choć zapowiadanej szumnie na okładce „zagadki kryminalnej na tle barwnego obrazu Gwatemali” nie znalazłam. „Severina” to po prostu nietuzinkowy smaczek w sam raz na jedno popołudnie. Polecam. :)
wtorek, 21 maja 2013 | By: Annie

Garść przemyśleń...


              Sporo mam ostatnio przemyśleń dotyczących blogosfery i mojego w niej miejsca – od jakiegoś czasu czuję pewną niechęć do niej, a raczej, żeby przesadnie nie uogólniać i nie krzywdzić - do pewnej jej części; konkretnie odrzuca mnie agresja i pieniactwo podczas dyskusji. Ma wrażenie, że jakiś ferment zalągł się ostatnio, że każda, nawet najniewinniejsza rozmowa w szerszym gronie osób może bardzo łatwo stać się zalążkiem wielkiego konfliktu. Te wszystkie czcze, wtórne dyskusje o sensie publikowania stosów, o sprzedajnych blogerach czy współpracach z wydawnictwami - ile można? Nie chcę się tu zagłębiać, bo o przyczynach i konsekwencjach, wadach i zaletach, można by pisać godzinami. Niemniej, całkowicie przestałam się udzielać czy nawet zaglądać na fora książkowe, o facebookowej stronie nawet nie wspominając - istne piekło - kłótnie, kłótnie i jeszcze raz nic nie wnoszące kłótnie, najczęściej wynikające z byle bzdety - skąd ten jad i frustracja? Dodatkową wisienką na torcie są pretensje polskich autorów o negatywne recenzje ich powieści – w mojej ocenie to szczyt żenady.

                Na szczęście wciąż jest w blogosferze sporo naprawdę świetnych osób z pasją, których blogi śledzę z ogromną przyjemnością. Jednak szczerze mówiąc zupełnie nie identyfikuję się ze społecznością blogerów – nie ciągnie mnie na żadne spotkania, zloty itd. Trzymam się nieco na uboczu, w moim małym, przytulnym kąciku. Dla mnie blog ma być miejscem, gdzie dzielimy się wrażeniami i wspólną pasją, polecamy sobie nawzajem książki - nie miejscem gdzie można się zatruć cudzym jadem – zwyczajnie żal mi na to czasu, wolę sobie poczytać. :)

                W sumie nie wiem po co to piszę, może, żeby zająć własne stanowisko w sprawie, jako, że zazwyczaj wystrzegam się udziału we wszelkich kłótniach i dyskusjach. A może po to, żeby jakoś usprawiedliwić moje zaniedbanie bloga...:]
niedziela, 19 maja 2013 | By: Annie

"Po zmierzchu" - Haruki Murakami


            Książka stoi na półce od kilku lat, kupiona z zamiarem natychmiastowego przeczytania i... zapomniana, odłożona na wieczne „potem”. Mijasz tę pozycję codziennie, patrzysz na nią, ale jej nie zauważasz – aż tu pewnego dnia coś zaskakuje w umyśle, jakaś iskierka... i instynktownie czujesz, że właśnie nadszedł jej czas, że natychmiast musisz po nią sięgnąć. Inne powieści idą w kąt, wszelkiego kolejki czytelnicze nie mają znaczenia - i tak oto do głosu dochodzi ta zapomniana pozycja, które cierpliwie czekała na swój czas, by wreszcie zostać przeczytaną i docenioną.

             „Po zmierzchu” to moje drugie spotkanie z twórczością słynnego Murakamiego. Udane, choć przyznam, że „Kronika ptaka nakręcacza” porwała mnie bez reszty i po kilku dniach wypluła z poczuciem całkowitego oderwania od rzeczywistości. Tu nie zaznałam aż tak silnych emocji, choć i tak jest dobrze. Wraz z Mari i kilkoma innymi bohaterami spędzamy jedną noc w centrum Tokio, które mimo późnej pory tętni życiem i odkrywamy jakie sekrety wychodzą na jaw po zmierzchu...

              To taka cecha Murakamiego, którą bardzo lubię  – skrupulatnie przygląda się otaczającej nas rzeczywistości i nawet zwykłe gotowanie makaronu czy czytanie książki w restauracji nabierają głębszego sensu i znaczenia. Jest w jego książkach coś takiego, co trudno uchwycić i opisać, a co jednocześnie czyni jego styl pisania bardzo charakterystycznym i niepowtarzalnym. Po zakończeniu lektury czytelnik jakoś inaczej patrzy na świat i przynajmniej przez chwilę dostrzega zwykłe rzeczy w nieco innym świetle, choć silniej to odczułam przy „Kronice ptaka nakręcacza”. Lubię to uczucie niepewności i tajemniczości, które towarzyszy jego powieściom... Potem, siedząc późnym wieczorem przy otwartym oknie, zastanawiasz się jakie nocne sekrety skrywa twoje miasto...

             Ostatnio miałam pewien kryzys czytelniczy, „Po zmierzchu” pomogło mi go w znacznym stopniu przezwyciężyć. Mam nadzieję, że teraz moje czytelnictwo wzrośnie i będę znów częściej zaglądała zarówno tutaj, jak i na wasze strony. :)
piątek, 3 maja 2013 | By: Annie

"Lśnienie" - Stephen King


             Lubię czytać różnorodnie, weryfikować swój gust czytelniczy, wciąż odkrywać nowe obszary literatury i samą siebie zaskakiwać swoimi wyborami – bo to, że przeczytałam „Lśnienie” i, co więcej, książka bardzo mi się spodobała, jest dla mnie samej sporą niespodzianką. Powieść wypożyczyłam spontanicznie z biblioteki, wcześniej obejrzałam film, który, przyznam szczerze, był dla mnie niezbyt zrozumiały, szczególnie skonfundowało mnie zakończenie. Moją odnowioną znajomość z biblioteką planuję ukierunkować właśnie na tego typu spotkania literackie, które poszerzą moje czytelnicze horyzonty – zamierzam sięgać po literaturę, której normalnie bym nie kupiła lub wyciągać z zakamarków zakurzonych półek najbardziej zapomniane pozycje.

             Co do „Lśnienia” to przede wszystkim jestem zaskoczona jak dobrze rozwinięte i misternie skonstruowane są postacie oraz fabuła od strony psychologicznej. Przyznam, że bardziej oczekiwałam czegoś w stylu filmu – krwawa jatka w odciętym od świata hotelu, tania sensacja, bez zbędnych refleksji i analiz. A tu mamy dogłębne konstrukcje psychologiczne bohaterów, przedstawione motywy postępowania oraz ukazanie stopniowego rodzenia się obłędu i załamywania się psychiki. W powieści wszystko opisane zostało krok po kroku, dzięki czemu cała historia nabrała sensu, a czego zdecydowanie zabrakło mi w jej ekranizacji. Książka mi się spodobała, czytałam ją z dużą przyjemnością. Jedyne co mnie zdziwiło i nieco rozczarowało to to, że prawie w ogóle się nie bałam, a muszę zaznaczyć, że strachliwa jestem okropnie. Co prawda, niektóre momenty wywołują gęsią skórkę, jednak "Lśnienie" to w mojej ocenie bardziej powieść psychologiczna niż horror. W przyszłości na pewno sięgnę jeszcze po prozę Kinga, na pierwszym miejscu czeka „Miasteczko Salem”, który polecił mi pewien zupełnie obcy pan w autobusie, wielki fan twórczości Kinga. :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...