Przepiękna książka o przemijaniu, ulotnych wspomnieniach i bezlitośnie upływającym czasie... Bez cukierkowatych opisów, schematycznych zachowań, bez prawienia banalnych morałów. Książka o życiu – takim zwykłym-niezywkłym, prostym i codziennym, a jednocześnie tak niepowtarzalnym i indywidualnym dla każdej osoby. O miłości w różnych odsłonach, poświęceniu i skrzętnie skrywanych przez lata sekretach, odchodzących w zapomnienie wraz z osobami, których dotyczą... Wiarygodni bohaterowie, wciągająca fabuła oraz lekki, a jednocześnie bogaty stylistycznie język – dzięki tym elementom odebrałam tę książkę niesamowicie realistycznie, wierzyłam w każde napisane słowo. To naprawdę piękna, poruszająca historia. Niby dość prosta i nieskomplikowana, a jednocześnie tak nietuzinkowa, oryginalna i chwytająca za serce. Oczarowała mnie. Cieszę się, że uległam nagłemu zrywowi czytelniczej intuicji i zakupiłam tę powieść w małej, przykurzonej księgarni podczas wakacji rok temu. Skusiła mnie piękna okładka... To był bardzo trafiony zakup.
Pewnego dnia do drzwi mieszkania Teresy, spokojnej emerytki, puka niespodziewany gość ze Szwecji – przynosi ze sobą dziennik autorstwa niejakiego redaktora Jerzego Molgi i to za sprawą jego treści, a także wspomnień Teresy, cofamy się w czasie do pewnego niezwykle upalnego lata 57’... Historię poznajemy dwutorowo - dla Teresy są to przedmaturalne wakacje, czas pierwszej miłości, opalania się z przyjaciółkami i snucia planów na życie – klimat trochę jak z powieści Krystyny Siesickiej czy Haliny Snopkiewicz. Natomiast z perspektywy redaktora Jerzego poznajemy brutalne oblicze ówczesnej władzy – jej podwójnej moralności i umiejętności zniszczenia każdego człowieka. W pewnym momencie losy Teresy i Jerzego splotą się...
W tle przewija się mnóstwo ciekawych bohaterów, a jako miejsce akcji poznajemy Konin - to dość nietypowy i oryginalny wybór, ale również bardzo udany. To ciekawa odmiana od chyba najpopularniejszych wśród polskich pisarzy miast - Warszawy, Gdańska czy Krakowa. Jest to element tym ciekawszy, że Konin nie stanowi jedynie bezbarwnego tła dla rozgrywających się wydarzeń – autor wykorzystał bowiem wiele smaczków z historii miasta – odwiedzamy miedzy innymi słynną kamienicę Stefanii Esse i poznajemy jej właścicielkę. Za sprawą plastycznych i szczegółowych opisów te fragmenty bardzo działają na wyobraźnię. Do łez wzruszył mnie sam koniec - piękny, niebanalny, niejednoznaczny....
Naprawdę, dziwię się i trochę mi smutno, że ta pozycja nie jest bardziej znana, zaginęła gdzieś w gąszczu innych lektur... „Słońce w słonecznikach” wyróżnia się spośród współczesnej polskiej literatury kobiecej – posiada bowiem to głębsze „coś”, które sprawiło, że historia Teresy i Jerzego zostanie ze mną na długo... Nie jest to w żadnym razie zwyczajne, romantyczne czytadło – to solidna i nietuzinkowa powieść obyczajowa – fascynująca historia życia zwykłych ludzi z PRL’em, miłością i sekretami w tle. Gorąco polecam!
4 komentarzy:
Jaki śliczny szablon bloga <3 *.*
A co do książki to wydaje się być ciekawa :)
Pozdrawiam ;]
Zapowiada się ciekawie ;) Z pewnością poszukam w wolnym czasie.
Pozdrawiam!
Zachęcający opis.
Może się skuszę ze względu na sam klimat książki... Lubię historię w takim wydaniu, zwłaszcza PRL, o którym wciąż jeszcze mało wiem... :)
Prześlij komentarz