Spędziłam z tą powieścią dwa dni, bo mimo tego, że czyta się ją błyskawicznie, specjalnie dawkowałam sobie jej lekturę. Parę książek tego typu mam już za sobą i wiem, że raczej nie kończą się one lukrowatym happy endem... Poprzez przeciąganie czytania chciałam jak najdłużej „trwać” z bohaterami w ich najszczęśliwszych chwilach - z każdą stroną bliżej końca zbliża się przecież finał ich historii...
Hazel jest nastolatką i cierpi na raka tarczycy, z przerzutami do płuc. Od pewnego czasu lekarzom udaje się zatrzymać postęp choroby, jednak dziewczyna ma świadomość, że jest to tylko tymczasowy sukces. Na spotkaniu grupy wsparcia w lokalnym kościele Hazel poznaje przystojnego Augustusa, który również zmaga się z chorobą i... reszty łatwo się domyślić...
„Gwiazd naszych wina” to świetnie napisana, miejscami zabawna i ironiczna, choć głównie tragiczna pozycja, która podbiła serca milionów czytelników. Bohaterowie są ciekawi i nietuzinkowi, a poruszająca historia bywa nawet miejscami zaskakująca i nieprzewidywalna, co jest ogromnym atutem powieści. Jakoś ciężko i strasznie banalnie pisze mi się o tej książce – może dlatego, ze jej tematyka jest już dość oklepana... Jednak wśród wielu innych pozycji tego typu wyróżnia ją oryginalne podejście do tematu umierania - głównie za sprawą bohaterów i ich stosunku do własnej śmierci – jest on ironiczny i pragmatyczny. Myślę, że to głównie ta nieszablonowość, na równi ze świetnym językiem, złożyły się na ogólnoświatowy sukces tej pozycji.
O tej książce zostało już napisane wszystko, co dobre, a ja się pod tym podpisuję. Wrażenia mam bardzo pozytywne, choć przyznam, że chyba bardziej z podobnej tematyki poruszyła mną książka „Zanim umrę” Jenny Downham. Niemniej przy „Gwiazd naszych wina” również sporo sobie popłakałam, ale zastrzegam – książka mimo tego, że jest smutna absolutnie nie jest przygnębiająca i smętna – raczej daje nadzieję. Jednak mimo wszystko tego typu pozycje są dla mnie wykańczające emocjonalnie, dlatego nie sięgam po nie zbyt często. Niemniej dobrze jest sobie czasem przypomnieć i odświeżyć niektóre banalne prawdy, chociażby to, że trzeba doceniać każda chwilę życia. :) Mimo podejrzanie dużej popularności to jest naprawdę dobra powieść! :)
8 komentarzy:
Uwielbiam tą książkę i zgadzam się w zupełności z twoją opinią.
Tak, Autor potrafi zrobić wrażenie na czytelniku
Z chęcią przeczytam, z każdą recenzją mam na nią coraz większą ochotę. :)
Mam zamiar ją przeczytać, zresztą tak jak pozostałe książki Greena! :)
Lisa bellie - ja czaję się na "Papierowe miasta" :)
Linka - mam nadzieje, że Ci się spodoba :)
Z chęcią przeczytam. A czytałaś może "Oskara i panią Różę"? Tam nie ma lukrowego happy endu. :)
Jędrzej - tak, czytałam - myślę, że gdyby książki takie jak Oskar czy Gwiazd naszych wina miały lukrowaty happy end to odebrana zostałaby cala ich wymowa i sens...
Czytałam jakiś czas temu recenzję Joanny Olech w Magazynie Literackim "Tygodnika Powszechnego". A jak już ona coś poleci, to nie ma zmiłuj, zawsze się sprawdzi.
Prześlij komentarz