środa, 28 sierpnia 2013 | By: Annie

Nadchodzi jesień... :)

              Jutro ponownie ruszam w podróż i, żeby znowu nie przegapić końca miesiąca, stosik, który uzbierał się w lipcu i sierpniu zamieszczam już dziś. Wszystkie książki to moje własne nabytki - cześć udało mi się upolować za 9,90 na wyprzedaży w empiku, a niektóre w antykwariacie. Jedynie „Upalne lato Kaliny” to pozycja do recenzji a „Lekcje Madame Chic” otrzymałam w tajemniczej, niespodziewanej przesyłce od wydawnictwa. :) Jest tu wiele perełek, na które polowałam od dawna, m.in. „Belcanto” Ann Patchett, „Siostrzyca”, „Trzynasta opowieść” i wiele, wiele innych – w sumie same ciekawe tytuły. :) Ostatnio czytam dużo i intensywnie - mam nadzieję, że ten stan utrzyma się jeszcze co najmniej przez cały wrzesień, aż do rozpoczęcia zajęć. Koniec lata i wczesna jesień to moje ulubione okresy w roku – mam teraz mnóstwo energii i planów. A na razie ruszam do Torunia, a potem do Krakowa i może Zakopanego. Recenzje postaram się wrzucać w miarę na bieżąco. Do napisania! :)


Muszę się jeszcze koniecznie pochwalić jednym z prezentów, które otrzymałam z okazjih urodzin od mojego chłopaka – to te żółte podpórki do książek – sprawdzają się rewelacyjnie! W ten sposób zyskałam mnóstwo bezcennego miejsca w mojej biblioteczce. :)


wtorek, 27 sierpnia 2013 | By: Annie

"Kalendarzyk niemałżeński" - Paulina Młynarska i Dorota Wellman

            Niełatwo jest być młodą, dorastającą kobietą w dzisiejszych czasach. Wizerunek kreowany we współczesnych mediach jest tak groteskowo nierealny i sztuczny, że aż śmieszny. Powinnaś być perfekcyjna i idealna, a jednocześnie naturalna i spontaniczna. Zadbana, ale nie przesadnie, bo zostaniesz uznana za płytką. Wyzwolona i niezależna, choć zarazem pełna rodzinnego ciepła – najlepiej z gromadką dzieci przy boku i wysprzątanym na błysk domem robić karierę, oczywiście przy okazji pucując co najmniej dwa razy dziennie toaletę domestosem, zawsze z szerokim uśmiechem na twarzy. Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze tłumy głupawych celebrytek, które udzielają dziesiątki nijakich wywiadów pełnych oklepanych frazesów jak to odnalazły szczęście, odnalazły siebie, akceptują zmarszczki podczas z gdy z okładki zerka wygładzona fotoshopem twarz – razi to ogromną sztucznością i robieniem wszystkiego na pokaz. Jak dobrze, że są jeszcze ostatnie bastiony zdrowego rozsądku, jak fajnie, że wśród zalewu dziesiątek książek pisanych przez znanych i (podobno) lubianych - jak żyć, jak być sexy, jak zdobyć faceta, jak rzucić faceta, jak zrobić kotleta itd. - można znaleźć naprawdę ciekawą literaturę kobiecą – mądrą, szczerą i nieogłupiającą. Bo taką właśnie pozycją jest „Kalendarzyk niemałżeński” autorstwa Doroty Wellman i Pauliny Młynarskiej.

              Książka to zbiór listów, które panie pisały do siebie w przeciągu roku - każdy dotyczy innego tematu – od feminizmu, starości, polityki poprzez przepisy kulinarne i cieszenie się codziennością, aż po ulubione książki, filmy i kosmetyki. Jest fajne, kobieco i na luzie.
Chętnie bym do części podopisywała własne odpowiedzi – wiele przemyśleń naszło mnie podczas czytania. Od lat lubię Dorotę Wellman natomiast o Paulinie Młynarskiej nie wiedziałam nic – a szkoda, bo obydwie to mądre, doświadczone i dowcipne kobiety, które mają wiele ciekawego do powiedzenia. Czytanie tej książki to był czas spędzony w miłym, babskim towarzystwie – balsam dla duszy i serca. „Kalendarzyk niemałżeński” połknęłam błyskawicznie i mam nadzieję na dalszy ciąg! Zazdroszczę wszystkim, którzy lekturę tej książki mają wciąż przed sobą. Bardzo polecam!
niedziela, 25 sierpnia 2013 | By: Annie

"Chińskie igraszki" - Sylwia Malon-Schulze

          Chiny jawią mi się jako jedna wielka niewiadoma – kraj, który ciężko zgłębić i poznać nie tylko ze względu na jego niedostępność, odległość i olbrzymie terytorium, ale głównie przez ogromne zróżnicowanie językowe, kulturalne i religijne. „Chińskie igraszki” to moim zdaniem idealna książka na „liźnięcie” Chin, pierwsze posmakowanie chińskiej mentalności i obyczajów. Nie ma tu natłoku informacji historycznych czy turystycznych, a za to jest mnóstwo ciekawych historyjek, anegdot i praktycznych porad jak postępować z Chińczykami, wiele ciekawych obserwacji jak ich codzienność różni się od naszej.

            Sylwia Malon-Schulze spędziła w Chinach 10 lat - początkowo jako zagubiona ekspatka, potem stopniowo przełamywała lody by w końcu nauczyć się języka i poznać ten kraj „od podszewki”. Jakoś tak polubiłam autorkę, wzbudziła moją sympatię – może dlatego, że nie sili się na mentorski, wszystkowiedzący ton - bardziej czułam się jakbym spotkała się z koleżanką, która opowiada mi o swojej podróży – nie jest bezkrytyczna, ale przez to książka wydaje mi się bardzo szczera i prawdziwa. Znajdziemy tu wiele ciekawych informacji niedostępnych w przewodnikach, które autorka zdobyła dzięki bezpośrednim kontaktom z Chińczykami - m.in. jak wychowywane są dzieci, o kobietach-utrzymankach, tradycyjnej medycynie i herbacianych oszustach. Książkę polecam na wygrzewanie się na słońcu w ostatnich ciepłych dniach tego lata. Można nabrać ogromnego apetytu na dalekie podróże. :)
sobota, 24 sierpnia 2013 | By: Annie

"Gwiazd naszych wina" - John Green

Spędziłam z tą powieścią dwa dni, bo mimo tego, że czyta się ją błyskawicznie, specjalnie dawkowałam sobie jej lekturę. Parę książek tego typu mam już za sobą i wiem, że raczej nie kończą się one lukrowatym happy endem... Poprzez przeciąganie czytania chciałam jak najdłużej „trwać” z bohaterami w ich najszczęśliwszych chwilach - z każdą stroną bliżej końca zbliża się przecież finał ich historii...

Hazel jest nastolatką i cierpi na raka tarczycy, z przerzutami do płuc. Od pewnego czasu lekarzom udaje się zatrzymać postęp choroby, jednak dziewczyna ma świadomość, że jest to tylko tymczasowy sukces. Na spotkaniu grupy wsparcia w lokalnym kościele Hazel poznaje przystojnego Augustusa, który również zmaga się z chorobą i... reszty łatwo się domyślić...

„Gwiazd naszych wina” to świetnie napisana, miejscami zabawna i ironiczna, choć głównie tragiczna pozycja, która podbiła serca milionów czytelników. Bohaterowie są ciekawi i nietuzinkowi, a poruszająca historia bywa nawet miejscami zaskakująca i nieprzewidywalna, co jest ogromnym atutem powieści. Jakoś ciężko i strasznie banalnie pisze mi się o tej książce – może dlatego, ze jej tematyka jest już dość oklepana... Jednak wśród wielu innych pozycji tego typu wyróżnia ją oryginalne podejście do tematu umierania - głównie za sprawą bohaterów i ich stosunku do własnej śmierci – jest on ironiczny i pragmatyczny. Myślę, że to głównie ta nieszablonowość, na równi ze świetnym językiem, złożyły się na ogólnoświatowy sukces tej pozycji.

O tej książce zostało już napisane wszystko, co dobre, a ja się pod tym podpisuję. Wrażenia mam bardzo pozytywne, choć przyznam, że chyba bardziej z podobnej tematyki poruszyła mną książka „Zanim umrę” Jenny Downham. Niemniej przy „Gwiazd naszych wina” również sporo sobie popłakałam, ale zastrzegam – książka mimo tego, że jest smutna absolutnie nie jest przygnębiająca i smętna – raczej daje nadzieję. Jednak mimo wszystko tego typu pozycje są dla mnie wykańczające emocjonalnie, dlatego nie sięgam po nie zbyt często. Niemniej dobrze jest sobie czasem przypomnieć i odświeżyć niektóre banalne prawdy, chociażby to, że trzeba doceniać każda chwilę życia. :) Mimo podejrzanie dużej popularności to jest naprawdę dobra powieść! :)
środa, 21 sierpnia 2013 | By: Annie

"Czytelniczka znakomita" - Alan Bennett

            Sympatyczna opowieść, aczkolwiek bez rewelacji. Wyszperana podczas jednego z tysiąca seansów przetrząsania internetu w poszukiwaniu coraz to nowszych „smaczków”. „Czytelniczka znakomita” to historia perypetii królowej Elżbiety II z książkowym nałogiem, którego to nie pochwala królewski dwór. Książka o książkach, w sam raz na jedno popołudnie. :)

            Pozycja jest cieniutka, niezbyt śmieszna, ale czyta się ją szybko i lekko. W sumie tylko tyle mam do powiedzenia na jej tamat... Nie żałuję, że ją przeczytałam, natomiast jakoś bardzo polecać i zachwalać też nie będę. Powiem tak – jest w porządku, miło się czyta, dla umilenia czasu – czemu nie? Jednak bez szału. Nie wzbudziła we mnie jakiś większych i głębszych emocji. Wydaje mi się, że książka może być o wiele większym smakołykiem dla osób, które lepiej ode mnie orientują się w niuansach angielskiej monarchii i klasyki literatury... A może to po prostu wypada tak blado na tle rewelacyjnego „Dostatku” i świetnej powieści „Gwiazd naszych wina”, które to ostatnio miałam okazję przeczytać?

              Po chwili zastanowienia stwierdzam, że „Czytelniczka znakomita” ma jednak jedną dużą zaletę – dzięki niej zapragnęłam sięgnąć po coś z klasyki. Może nie teraz, zaraz, ale za kilka lat bardzo chciałabym zmierzyć się z takimi monumentalnymi powieściami jak „W poszukiwaniu straconego czasu” Prousta czy „Wojną i pokojem” Tołstoja. Kiedyś... tak mi się marzy... :)
poniedziałek, 19 sierpnia 2013 | By: Annie

"Kolor bursztynu" - Hanna Cygler

          To moje drugie spotkanie z Hanną Cygler i przyznam, że tą książką pisarka przekonała mnie do siebie ostatecznie. Dawno się tak nie uśmiałam i nie ubawiłam jak z „Kolorem bursztynu” – powieścią zabawną, wciągającą i świetnie napisaną.

          Nela Lisiecka to samotna matka dwójki dzieci. Mieszka w Gdańsku, pracuje w muzeum – jest typową szarą myszką – zaniedbaną, zlęknioną, nieatrakcyjną. Jednak gdy pewnego dnia do muzeum przychodzi Szwed, którego Nela podejrzewa o zamordowanie jej ukochanego Wiktora zaczyna się dziać. :) Nela przechodzi metamorfozę i rozpoczyna śledztwo na własną rękę...

           Brzmi banalnie? Może trochę, ale to jest naprawdę dobra literatura kobieca! :) Bardzo polubiłam sposób pisania autorki – sprawny, nie ma dłużyzn, można wyłowić wiele smaczków, takich tekstów-perełek. Bohaterowie są sympatyczni, wiarygodni, wyraziści. Także poczucie humoru bardzo mi odpowiadało – nieco ironiczne, sytuacyjne – ekstra! :) Jest ciekawie, niebanalnie i jednocześnie lekko. Polecam na poprawę humoru, na odstresowanie. Doskonała, niegłupia rozrywka.
sobota, 17 sierpnia 2013 | By: Annie

"Dostatek" - Michael Crummey

Wciąż mam jeszcze trochę zaległości recenzenckich do nadrobienia, ale ja koniecznie muszę o tej książce – teraz, zaraz, natychmiast! Przed chwilą zakończyłam jej lekturę i jestem zachwycona!

Lubię czasami sięgać po książki w ciemno, całkowicie zdawać się na swoją czytelniczą intuicję – jest w tym pewne ryzyko, jednak wszelkie rozczarowania są wynagradzane przez takie niesamowite powieści jak „Dostatek”. Wystarczy odpowiednia, działająca na wyobraźnię okładka, przeczytane jedno zdanie... w tym przypadku wystarczyło „Chłodne wybrzeża Nowej Fundlandii”, piękna, zielona łódka, hasło: „realizm magiczny” i... byłam skuszona. :) Niesamowicie cieszę się, że zdecydowałam się na zakup tej powieści – nie przegapcie takiej perełki!

Autor przenosi nas do małej, rybackiej osady u wybrzeży Nowej Fundlandii, gdzie ludzie żyją całkowicie zdani na kaprysy natury, co roku usiłując wydrzeć przyrodzie chociaż tyle pożywienia, aby przetrwać zimę. Historia toczy się jakby poza czasem – nie ma tu jasno określonych dat, dopiero w drugiej części książki orientujemy się dokładnie w jakim okresie dziejów się znajdujemy. Nie ma tu również klasycznej chronologii dziejów - wydarzenia przeplatają się ze sobą – przeszłość miesza się z teraźniejszością, a z historii poszczególnych osób stopniowo, jak w układance, wyłaniają się dzieje sześciu pokoleń mieszkańców – połączonych ze sobą więzami krwi, miłością, zemstą i nienawiścią... A to wszystko przyprawione szczyptą magii zaczerpniętej z podań oraz wierzeń ludowych...

"(...) pustkowia i bagna zdawały się w zasadzie  niezamieszkałe, były miejscem pozbawionym historii czy pamięci, pejzażem wiecznej teraźniejszości.”*

Bezkrytycznie wierzyłam autorowi w każde napisane słowo – czy była mowa o długich zimach trwających od grudnia do czerwca, czy o Judzie - mężczyźnie, który wyszedł z brzucha wieloryba – było to w moim odczuciu równie realistyczne i prawdziwe. Michael Crummey pisze niesamowicie - mistrzowsko snuje opowieść o dziejach dwóch rodzin - Devinów i Sellersów. Strony książki tłumnie zaludnia cała plejada ciekawych bohaterów – autentycznych w swoich decyzjach i żądzach. Autorowi udało się również stworzyć niesamowity nastrój – wnika się w tę powieść - przenika myśli i uczucia, porywa w swój świat. Nowa Fundlandia to kraina zawieszona między przeszłością a teraźniejszością, rzeczywistością a magią...

„Dostatek” to książka niesamowicie realistyczna w swojej magiczności, wciągająca i zapadająca w pamięć. Zdecydowanie nieszablonowa i nietuzinkowa, z genialnym, wbijającym w fotel zakończeniem. Pewna kandydatka do książki roku! Jestem oczarowana, bardzo polecam!

Ta książka to pierwsza pozycja wydana przez nowo powstałe wydawnictwo Wiatr od morza – na pewno będę śledziła ich nowości z zainteresowaniem.
_____________
*s. 310
czwartek, 15 sierpnia 2013 | By: Annie

„Pierwsze, drugie... zapnij mi obuwie” - Agata Christie

„Pierwsze, drugie... zapnij mi obuwie” to moje szóste spotkanie z twórczością Królowej Kryminałów - nie pozostaje mi nic innego jak z uśmiechem przyjąć kolejną porażkę w typowaniu mordercy i zachwycić się nad kryminalnym geniuszem Agaty Christie. :)

Poirot ma do rozwikłania nową zagadkę. Tym razem chodzi o sprawę dotykającą go bezpośrednio - otóż w trakcie pracy ginie jego własny, osobisty dentysta. Policja podejrzewa samobójstwo, jednak Poirot ma własną teorię dotyczącą sprawy. I tak oto po raz kolejny zanurzamy się w świat londyńskich dżentelmenów, popołudniowych herbatek, podejrzanych ogrodników i służących...

Z każdą kolejną książką coraz bardziej podziwiam autorkę i doceniam jej niezwykły umysł. Nie spotkałam jeszcze współczesnego pisarza, który potrafiłby tak pięknie wodzić czytelnika za nos, a jednocześnie utkać tak misterną i dopracowaną w szczegółach zagadkę. I, co więcej, dokonać tego kilkadziesiąt razy – Agata Christie napisała przecież aż około 90 książek! Zastanawiam się jakby to było żyć w czasach Agaty, albo gdyby to ona żyła współcześnie. Jakby to było czekać na premierę każdej jej kolejnej książki... :)

W moim odczuciu „Pierwsze, drugie... zapnij mi obuwie” to pozycja dorównująca takim majstersztykom z najwyższej półki jak „A.B.C.” i „I nie było już nikogo”, choć wydaje mi się, że jest o wiele mniej od nich znana i popularna. A szkoda, bo naprawdę zasługuje na najwyższe uznanie. Bardzo polecam. Agata jak zwykle niezawodna. :)
środa, 14 sierpnia 2013 | By: Annie

20 lat... :)

Mam 6 lat :)
          20 lat minęło... Taki kawał życia. :) Dziś porzucam końcówkę „-naście” i wkraczam w magiczny świat „-dzieścia”...

Nie zamieniłabym swojego życia na żadne inne – lubię je dokładnie takim, jakie jest. Oczywiście, jakby się uprzeć można by poprawić parę detali, ale uważam, że wszystko dzieje się po „coś” i dzięki temu jestem teraz tu gdzie jestem, taka jaka jestem – szczęśliwa. :)

Urodziłam się 14 sierpnia 1993 o 10:30 rano pewnej słonecznej, wakacyjnej soboty – z opowiadań wiem, że była wówczas przepiękna pogoda – kilka dni po terminie, bo mama miała przykazanie od babci, że absolutnie nie może mnie urodzić 13 w piątek. :) Na świat przyszłam błyskawicznie i bezproblemowo. Wraz z moim dorastaniem stopniowo tworzyła się nowa wolna Polska, systematycznie zapełniały się półki w sklepach, powstawały pierwsze duże supermarkety i centra handlowe – nie pamiętam tych czasów. Podobno należę do pierwszego wolnego pokolenia, całkowicie wychowanego w nowych realiach, na internecie, na swobodnym podróżowaniu... Dzieciństwo miałam bardzo szczęśliwe – pełne zabaw, koleżanek i książek, które zawsze gdzieś tam towarzyszyły mi w tle. W sumie to nie przypominam sobie momentu w moim świadomym już życiu, w którym nie czytałabym jakiejś książki. Przez bardzo długi okres marzyłam o zostaniu weterynarzem – zawsze bawiłam się przytulankami, nigdy lalkami. Potem nastały czasy szkolne – dziesiątki przyjaciółek, które zmieniały się jak w kalejdoskopie, pierwsze miłostki – podstawówka, gimnazjum, którego nie cierpiałam, aż w końcu moje ukochane liceum i fantastyczne osoby, które w nim poznałam. :) Uważam, ze jak na swój wiek widziałam całkiem przyzwoity kawałek świata – ale wciąż marzy mi się więcej i więcej. To wszystko za sprawą dość niestandardowych rodziców, którzy nauczyli mnie, że warto uparcie dążyć do realizacji marzeń...

I tak oto dotarłam do teraźniejszości - mam wspaniałego chłopaka, swoją książkową pasję, ciekawe studia i całkiem przyjemne, bezproblemowe życie. Stopniowo snuję plany na przyszłość – na tę bliższą, ale i też na tę dalszą... Czego życzę sobie w te wyjątkowe urodziny? Dalekich podróży, więcej czasu na czytanie, więcej pewności siebie i rozwinięcia umiejętności życia chwilą, tu i teraz. Ot, naszło mnie na takie podsumowanie przy porannej kawie. :) Miłego dnia! :)
wtorek, 13 sierpnia 2013 | By: Annie

"Niebanalna więź" - Sarah Waters

           Wciąż nie mogę przestać myśleć o tej książce. Wciąż mam przed oczami więzienie Millbank, zamglone ulice Londynu, wzburzoną deszczem Tamizę. Wciąż myślę o tym, co przytrafiło się głównej bohaterce, podczas jej odwiedzin jako ‘dama wizytująca’ w więzieniu. O niezwykłej relacji jaką nawiązała z jedną z więźniarek, Seliną Dawes...

             Margaret, mimo swego pochodzenia z wyższych sfer, nigdy nie była typową damą z dobrego towarzystwa. Jej skrywaną skrzętnie przeszłość poznajemy stopniowo z pisanego przez nią dziennika, który przeplata się z fragmentami dziennika autorstwa jednej z więźniarek – znanego medium skazanego za napaść i oszustwo... Margaret coraz częściej odwiedza Millbank i zaprzyjaźnia się z Seliną, a my wraz z nią poznajemy mroczne tajemnice więzienia - brutalne metody poskramiania więźniarek, co kryje się w piwnicach, prawdziwe oblicza strażniczek... To wszystko tworzy nietuzinkową, wielowymiarową opowieść - mroczną i bardzo klimatyczną...

               Sarah Waters pisze fantastycznie – lekko, sprawnie, a jednocześnie niezwykle plastycznie i realistycznie – opisy wiktoriańskiego Londynu na długo pozostaną w mojej pamięci. Bardzo podobał mi się tak wyeksponowany wątek homoseksualny – jest to coś, co rzadko spotyka się w książkach, a tu w dodatku zostało przedstawione smacznie, ale też bez zbędnej pruderii – nie jako coś szokującego, co ma przyciągnąć sensatów, a jaką subtelna więź, która łączy dwie kobiety... Także wątek z duchami bardzo mi się podobał – przyznam, że dałam się wodzić za nos do ostatniej strony, aż po świetne zakończenie. Niby historia zmyślona, niby fikcyjne bohaterki – a jednak wciąż czuję tych bohaterów, a przed oczami mam mokry, jesienny, otulony mgłą Londyn.

                Tego typu książka to całkowita odmiana w moich literackich wyborach. Powieść wiktoriańska stanowi dla mnie zupełnie nowy dział literatury, który właśnie stanął przede mną otworem. Zamierzam zagłębić się w nim i stopniowo poznawać, smakować, próbować... Dużo książek czeka na odkrycie. :)
piątek, 9 sierpnia 2013 | By: Annie

"Moja droga B," - Krystyna Janda

             Wakacje w pełni, a na Węgrzech historyczne upały, przez które nieco skróciliśmy nasz pobyt. Teraz z przyjemnością, po bardzo intensywnym lipcu, powrócę do mojej codzienności, do poranków z kawą i książką na balkonie, do szperania na stronach księgarni, do wieczornych spacerów... i przede wszystkim do pochłaniania dużych ilości powieści. :)

              W trakcie wyjazdu przeczytałam dwie książki. Pierwsza z nich – zbiór felietonów Krystyny Jandy „Moja droga B,” oczarowała mnie już od pierwszej strony swą prostotą i niebanalną mądrością. Cóż to za wspaniała, ciepła książka! Smakołyk, prawdziwa uczta, którą można się delektować. Ja się pytam; czemu, czemu kazałam tej książce wystać się tyle na półce, zapomnianej i przykurzonej, gdzieś w kącie?! To wspaniałe spotkanie z mądrą, inteligentną kobietą, która naprawdę ma coś ciekawego do powiedzenia, a w dodatku pisze rewelacyjnie. To pozycja pełna kobiecości, trafnych spostrzeżeń, ciekawych anegdot i takiego zwykłego, codziennego cieszenia się z życia, celebrowania jego drobnych przyjemności. Kilka razy śmiałam się do łez, innym razem skłoniła mnie do chwili zadumy – wspaniałe, wartościowe spotkanie, po którym czuję się wzbogacona - prawdziwy balsam dla duszy. Od razu w ruch poszło allegro i teraz, zacierając rączki, z niecierpliwością czekam na dwie kolejne pozycje autorstwa Krystyny Jandy – „Różowe tabletki na uspokojenie” oraz „www.małpa.pl” – to już postanowione, przeczytam wszystko, co wyszło spod jej pióra. A i do zbioru „Moja droga B,” z przyjemnością wrócę, bo niestety, jak to z felietonami bywa, szybko ulatują z głowy, co w tym przypadku jest jednocześnie ich zaletą - za kilka lat znów będą dla mnie równie smakowitym kąskiem do ponownego przeczytania. :)

             Fascynująca kobieta, rewelacyjne felietony. Polecam!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...