niedziela, 17 lutego 2013 | By: Annie

"Życie Pi" - Yann Martel


          Uwielbiam to uczucie kiedy jeszcze przez długi czas po przeczytaniu ostatniej strony i odłożeniu książki na półkę w głowie pozostaje gonitwa myśli i pytań... Ostatnio tak silne wrażenia towarzyszyły mi podczas lektury „Nie opuszczaj mnie” Kazuo Ishiguro. Dawno temu...

            Pi Patel to 16-letni Hindus, syn dyrektora zoo i wyznawca trzech religii na raz. Pewnego dnia jego rodzice decydują się na przeprowadzkę do Kanady, a wraz z nimi na statku podróżują zwierzęta z zoo, które za granią mają odnaleźć nowe domy. Jednak w trakcie podróży statek tonie, a Pi ląduje w szalupie ratunkowej, za jedynego towarzysza mając tygrysa bengalskiego Richarda Parkera. To tak w skrócie.:)

             Przede wszystkim ogromną radość sprawiło mi obcowanie z tak pięknym, plastycznym językiem i wspaniałymi opisami. „Życie Pi” to niesamowity popis wyobraźni i przygoda dla czytelnika – nigdy nie da się przewidzieć co przyniesie następna strona. Było to spotkanie tym przyjemniejsze, że naznaczone moją poprzednią lekturą – „Pięćdziesięcioma twarzami Greya”. Podczas czytania towarzyszyło mi mnóstwo intensywnych uczuć – to książka, do której nie da się podejść obojętnie, nie da się jej przeczytać bez zaangażowania emocjonalnego. I, mimo poruszania przez autora poważnej, nierzadko trudnej tematyki i przemycania pewnej ilości wiedzy na temat zoologii czy religii, książka napisana jest bardzo lekko, sprawnie, czyta się ją rewelacyjnie, choć raczej nie określiłabym jej mianem lektury na jeden wieczór - jednak emocji jest tu za dużo jak na jedno posiedzenie. ;)

             Powieść można analizować na wiele sposobów, skłania do refleksji  a zakończenie zaskoczyło mnie totalnie i wbiło w fotel. Nie jest to zwieńczenie książki, które można łatwo zapomnieć... Bardzo bym chciała porozmawiać z kimś na jego temat, przeanalizować dokładnie krok po kroku – wyszperałam w internecie kilka różnych interpretacji, niestety większość dotyczy filmu, nie książki. Pewnie istnieje tyle interpretacji, ilu jest czytelników i ja również mam swoją własną - Bóg jest jeden, a każda religia to tylko inne przedstawienie jednej wersji wydarzeń - a wybór religii to jedynie subiektywne wybranie „przebrania” rzeczywistości, które nam najbardziej odpowiada. Książka pokazuje jak cenne jest życie i jak silny potrafi być człowiek, jakie demony mogą w nim mieszkać ukryte i uśpione...

             „Życie Pi” to duża dawka świetnej, porywającej literatury na najwyższym światowym poziomie. Prawdziwa uczta literacka - ambitna, dająca do myślenia i jednocześnie bardzo przystępnie napisana. Powieść Yanna Martela jest dla mnie wzorcowym przykładem, że można stworzyć poczytny bestseller, nie obrażający niczyjej inteligencji, który może zadowolić zarówno krytyków, jak i czytelników. Polecam! :)
wtorek, 5 lutego 2013 | By: Annie

"Muleum" - Erlend Loe

             Przeczytałam tę książkę ponad rok temu, miałam ją opisać od razu po lekturze, ale jakoś umknęła mi w natłoku innych pozycji. Ostatnio, podczas szperania wśród regałów, przypomniałam sobie o tej powieści i postanowiłam wrócić do niej myślami poprzez tę recenzję - może ktoś, dzięki mojej opinii, skusi się na tę mało rozreklamowaną książkę. Warto przeczytać „Muleum” - to pozycja ciekawa, nietuzinkowa, nieprzewidywalna i zabawna. Zdefiniowana na okładce jako tragikomedia myślę, że doskonale wpisuje się w tę konwencję.

              Najbliższa rodzina Julie ginie w katastrofie lotniczej. Dziewczyna zostaje zupełnie sama, do swojej dyspozycji mając odziedziczony majątek oraz dom w Oslo. Julie zmaga się z myślami samobójczymi, traumą po śmierci rodziny, a także spełnia wszystkie swoje zachcianki - romansuje z kafelkarzem z Gdańska, odbywa podróże po świecie - jej radzenie sobie z rzeczywistością jest bardzo niekonwencjonalne... Robi co chce, mówi co chce, jest całkowicie wolna, pozbawiona wszelkich ograniczeń. Nie ma nic do stracenia, więc świat nie ma dla niej granic...

              Myślę, że najtrudniejszym zadaniem, któremu musiał sprostać autor, było zachowanie umiaru i równowagi. Pisząc tragikomedię łatwo można przesadzić i przegiąć albo w kierunku zbytniego melodramatyzmu, albo wręcz przeciwnie; podejść do zagadnienia zbyt lekko nadając mu karykaturalny i niewiarygodny wydźwięk, a z książki opowiadającej o tragedii uczynić parodię. Jednak pisarz doskonale poradził sobie z tą tematyką. Szczypta smutku połączona z czarnym humorem daje naprawdę ciekawą mieszankę o niepowtarzalnym klimacie. „Muleum” bardzo mi się podobało. To taka nietypowa lektura, z niesztampowym podejściem do zagadnienia radzenia sobie ze śmiercią bliskich – jednocześnie smutna, nostalgiczna i zabawna. Oryginalna i nietuzinkowa, czasami przejmująca. To było ciekawe i udane spotkanie ze współczesną obyczajową literaturą norweską. Lubię odkrywać takie mało znane perełki.

____________
Nie wiem czy ktoś zauważył, ale stopniowo dodaję etykiety do wszystkich postów. Myślę, że w ten sposób łatwiej będzie odnaleźć się na stronie i odszukać interesujące Was zagadnienia w moim blogowym zakątku. :)
sobota, 2 lutego 2013 | By: Annie

"Pięćdziesiąt twarzy Greya" - E L James


              Wszyscy zaczytują się w tej serii, w mediach wrze na jej temat, a charakterystyczne okładki nachalnie atakują przechodzącego czytelnika ze wszystkich wystaw i półek. Coś w tych książkach musi być, pomyślałam. A że z natury jestem ciekawska i lubię mieć własne zdanie to spróbowałam. Przeczytałam całe 600 stron i teraz mogę wyrazić moją opinię. Pierwsza myśl po przewróceniu ostatniej kartki - czy coś jest ze mną nie tak? Czemu mnie ta książka nie porwała, nie zaciekawiła, a bardziej znudziła? I nie chcę tu absolutnie obrażać nikogo, komu książka się spodobała – każdy czytelnik ma prawo mieć własne zdanie. Oto moje. :)

               Moje czytanie wyglądało tak: ziewałam, chichrałam się, wywracałam oczami (ja nie boję się klapsów Christiana :p), czułam zażenowanie (co ja czytam?!), a to wszystko przeplatane momentami nadziei, że książka się jeszcze rozkręci. Do łez rozśmieszyły mnie niektóre teksty, m.in. okrzyki „O święty Barnabo!”, nieustanne, jednoczesne rozpadanie się na kawałki oraz sardoniczne spojrzenia. Denerwowały za to ogromnie pseudofilozoficzne rozmyślania, rumienienie się Anastasii z częstotliwością 3 razy na stronę, a także wydumane problemy bohaterów, których za nic nie mogłam pojąć. Przez pierwszych 200 stron usiłowałam stworzyć sobie w głowie jakieś wizerunki głównych postaci, coś wydobyć z ich miałkości. Potem zdałam sobie sprawę, że to czcze wysiłki - po co się męczyć? Bohaterowie są płascy i nijacy.  Niestety, nie wiem nawet za bardzo jak wyglądają – np. jedyny opis Christiana, powtarzany w kółko i w kółko, do znudzenia - nieziemsko przystojny. I tyle. O ile z Greya można jeszcze co nieco wykrzesać, tak dla Anastasii Steele i jej głupawych dylematów oraz bezsensownych, płytkich rozmyślań nie ma już nadziei. I nawet posiadanie poważnych zaburzeń psychicznych nie czyni z Anastasii bardziej interesującej bohaterki. W jej umyśle dzieją się dziwne rzeczy, a poprzez naprawdę dziwne rzeczy mam na myśli potrójną, nie zdiagnozowaną schizofrenię. Coś musi być na rzeczy, skoro dziewczyna w najintymniejszych sytuacjach prowadzi wewnętrzne monologi pomiędzy własnym Ja, swoją Podświadomością, która często zerka groźnie znad okularów oraz Wewnętrzną Boginią, która większość czasu spędza na szezlongu, ożywiając się jedynie w obecności Christiana. I co wtedy robi? Wtedy zrywa się i wykonuje przeróżne układy, od salt zaczynając a na makarenie kończąc. WTF?!

                 Naprawdę, nie rozumiem czemu ta książka jest takim wielkim bestsellerem. Czy to prawdziwy przejaw fascynacji czytelników, czy po prostu nachalna reklama wmawia nam, że książka jest tak popularna i tym samym nakręca machinę sprzedaży? Nie wiem. Wiem tylko tyle, że powieść nie jest ani szokująca, ani porywająca, ani wciągająca. Opisy seksu są średnie i po przeczytaniu kilku z nich wszystkie wydają się identyczne i, co gorsze, zwyczajnie nudne. Te same słowa, w kółko identyczne teksty oraz opisy, w których dominuje ‘jednoczesne rozpadanie się na kawałki’ a także okrzyki „dojdź dla mnie mała!”. To prawda, powieść czyta się szybko, lekko i na pewno nie wymaga myślenia, ale są setki innych powieści posiadających te cechy, a jakoś nie są tak rozreklamowane. I o ile popularność np. sagi „Zmierzch” doskonale rozumiem, to tutaj kompletnie nie mogę pojąć fenomenu E L James. Nie rozumiem, po prostu nie rozumiem... I nawet nie chodzi o to czy książka jest zła – bo taka beznadziejna nie jest, da się ją przeczytać i wierzę, że można z tej lektury czerpać przyjemność – końcówka jest moim zdaniem całkiem niezła. Po prostu nie ma w tej powieści absolutnie nic, co tak bardzo wyróżniałoby ją na tle innych. Dlatego jej fenomen pozostaje dla mnie tajemnicą...
piątek, 1 lutego 2013 | By: Annie

Stos? Stos! :)

               Pierwsza sesja w moim życiu za mną. Udało mi się wszystko pozaliczać w pierwszym terminie i jestem z siebie bardzo dumna, a najbardziej z cytofizjologii. :) Od zeszłego piątku mam ferie i lenię się tak, że aż mi głupio. :) Ostatnio czytam "50 twarzy Greya" - prezent od mojego chłopaka (bardzo dziękuję, ale to nie zmienia faktu, że książka jest hmmm... średniawa. Recenzja już niebawem. ;)). Za to w przyszłym tygodniu wybieram się z przyjaciółkami na kilka dni w góry, a spać będziemy w starym zamku - zapowiada się ciekawie... :) Zamierzam wziąć ze sobą kilka nastrojowych kryminałów...

               Jeśli chodzi o czytanie to niestety, styczeń nie był dobrym miesiącem pod tym względem - przeczytałam zaledwie kilka książek. Był to natomiast bardzo obfity czas jeśli chodzi o nowe nabytki książkowe - aż sama jestem zdziwiona ile się tego nazbierało. :) Połączenie wyprzedaży w Weltbildzie oraz świetnej promocji w Matrasie skłoniło mnie do kupienia wielu pozycji, o których posiadaniu od dawna marzyłam (m.in. "Zaginione miasto Z") lub czekałam z niecierpliwością na premierę ("Życie Pi" oraz "Podróżniczki"). Zatęskniłam też za Agatą Christie oraz nabyłam kolejne tomy z serii Pretty Little Liars. Szperam też sporo na Allegro, czego rezultatem w tym stosie jest "Rebeka" - perełka i podobno świetna, staroświecka powieść grozy. Szykuje się literacka uczta. :)

              Ograniczam się natomiast z egzemplarzami do recenzji - w tym stosie są to tylko trzy książki, które otrzymałam od wydawnictw - "Przebudzenie", "Zamknięte ogrody" oraz "Drugi przekręt Natalii". Mam tyle własnych, nieprzeczytanych jeszcze powieści, że pora poświęcić im trochę uwagi. :)

Ale już nie przedłużając...


I widok na okładki:


I jak Wam się podoba? :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...