wtorek, 31 lipca 2012 | By: Annie

Kolejny atak ulubionego nałogu :)

         Jednego dnia przybyły mi dwie książki, drugiego kupiłam jedną, trzeciego odebrałam kolejne dwie, itd. I tak oto, w niecały miesiąc, uzbierało się kolejne pokaźne stosisko. Kiedy szykowałam książki do tego stosu aż samą mnie zaskoczyła ich ilość, zupełnie nie byłam świadoma ile się tego nazbierało i chyba zaczynam mieć małe wyrzuty sumienia, że tyle kupuję i nie mam czasu tego wszystkiego czytać, ale! Jako, że w usprawiedliwianiu samej siebie i wynajdywaniu pretekstów do zakupów jestem skromnie mówiąc naprawdę niezła, to wymyśliłam ostatnio nową wymówkę dla moich książkowych szaleństw - robię zapasy na długie, zimowe miesiące. :D


 A teraz, rozkładając stos na czynniki pierwsze, oto moje własne nabytki, czyli w większości kolejna porcja ze wspaniałej wyprzedaży Weltbildu. :)


Prezenty imieninowe, upolowane w księgarni Prószyńskiego, którą bardzo polecam! Ma rewelacyjne ceny! :)


I książki do recenzji, niektóre udało mi się już przeczytać i opisać. :) Aktualnie kończę już "Dziewczyny w podróży", więc recenzja niebawem. :)


Na koniec, tradycyjnie, widok na okładki:


I na deser chciałam się jeszcze pochwalić zakładką z Krakowa, którą dostałam od rodziców. Powiedzieli, że kiedy tylko ją zobaczyli od razu skojarzyła im się ze mnę. Urocza. :)
Przypinki dostałam od mojego chłopaka, jako kolejny wraz zrozumienia i poparcia dla mojego nałogu. :)


poniedziałek, 30 lipca 2012 | By: Annie

"Podarunek" - Cecelia Ahern


          Do takich książek powinny być dołączane w zestawie deszczowa pogoda, kanapa, miękki koc i kubek gorącego kakao. I właśnie w takich, grudniowych warunkach przeczytałam tę pozycję. Zupełnie nie wiem czemu tyle czasu zwlekałam z opisaniem moich wrażeń, jakoś tak nam zawsze było nie po drodze. No ale do rzeczy. :)

           Lou Suffern to klasyczny przykład pracoholika; wiecznie zabiegany, przepracowany i mimo, że ma piękny dom, kochającą żonę i wspaniałe dzieci, to zupełnie nie ma czasu się tym cieszyć – liczy się tylko jedno – praca i kolejny awans. Jednak pewnego dnia Lou dostaje zaskakujący podarunek od losu; przypadkowo spotkany bezdomny okazuje się być osobą, która przewartościuje całe życie mężczyzny...

          „Podarunek” to miła, przyjemna i bardzo ciepła książka, pełna ważnych wartości i, co chyba stanowi jej największy atut, okraszona szczyptą magii. Jak dla mnie akcja nieco za wolno się rozkręcała, ale za to zakończenie jest naprawdę piękne; zaskakjące i wzruszające do łez. Nie zachwyciłam się tą powieścią, ale stanowiła bardzo fajną lekturę na kilka wieczorów z książką w roli głównej, gdy za oknem szalał deszcz. Idealna na jesienne i zimowe wieczory, więc jeśli, podobnie do mnie, robicie już książkowe zapasy na tę zimniejszą połowę roku, to koniecznie uwzględnijcie w nich również tę pozycję. :)

          „Podarunek” był moim drugim spotkaniem z Cecelią Ahern i muszę przyznać, że „P.S. Kocham Cię” podobało mi się nieco bardziej. Na półkach mojej biblioteczki czekają na przeczytanie jeszcze dwie książki tej autorki – „Kraina zwana Tutaj” oraz „Dziękuję za wspomnienia”. Zastanawiam się czy dokupić „Pamiętnik z przyszłości” – jak myślicie? :)

         Muszę jeszcze koniecznie zaznaczyć, że książkę dostałam w prezencie od mojego kochanego chłopaka. Mówię Wam, znaleźć drugą osobę tak wyrozumiałą względem mojego czytelniczego nałogu i jeszcze wspierającą w książkowych szaleństwach to prawdziwy cud i podarunek od losu. :)

czwartek, 26 lipca 2012 | By: Annie

„Zdesperowane kobiety postępują desperacko” - Halina Pawlowska


           „Zdesperowane kobiety postępują desperacko” Haliny Pawlowskiej to książka, którą przeczytałam już dobrych kilka miesięcy temu i do której opisania zabierałam się już wiele razy. Zawsze coś mnie rozpraszało i odciągało moją uwagę, a że zazwyczaj piszę moje opinie na świeżo, to wraz z upływającym czasem było mi coraz trudniej się do tego zabrać. Aż w końcu pozycja zaginęła gdzieś w praniu, uciekła mi z pamięci, przytłoczona lawiną świeżynek. W ramach nadrabiania blogowych zaległości przypomniałam sobie o tej powieści i teraz, z perspektywy minionych miesięcy, widzę że całkiem dobrze to wyszło – czas zweryfikował wartość tej książki i mogę stwierdzić, że jest to jedna z takich pozycji „zapchaj-dziura” - czytasz w 3 godziny, a po miesiącu nic już z niej nie pamiętasz...
 
          Główna bohaterka, Olga, to taka czeska Bridget Jones. Z nadwagą, wiecznie trafiająca na nieodpowiednich facetów, wciąż poszukująca lepszej pracy. Książkę czytałam jadąc pociągiem i moje wrażenia można podsumować tak; całkiem miło, lekko, szybko, czasami przyjemnie i nawet od czasu do czasu zabawnie. Jednak nie jest to ani dobre czytadło, bo książka jest na to o wiele za cienka, ani nawet wciągająca powieść. Powiem tak; od biedy może być, ale nic rewelacyjnego Czegoś mi tu zabrakło. Może problemy bohaterki, czyli kobiety po czterdziestce, do mnie nie przemówiły, może zawinił odrobinę zbyt prosty język. Ogólnie książkę oceniam bardzo średnio, choć myślę, że może się podobać. Mi jednak nie podpasowała, zupełnie od mnie nie przemówiła i wywietrzała mi z głowy w zastraszającym tempie...

"Jak makiem zasiał" - Anna Trojan


          Po świetnej „Krwi na Placu Lalek” i mocno przeciętnych „Marionetkach” spędziłam ostatnio miłe popołudnie na trzecim już spotkaniu z serią Asy Kryminału. I po raz drugi okazało się ono bardzo udane. Otrzymałam naprawdę ciekawy, soczysty i zaskakująco mroczny kryminał.

            Przede wszystkim urzekł mnie nastrój stworzony przez autorkę. Ze słonecznego, wakacyjnego przedpołudnia przeniosłam się w deszczową, jesienną aurę Mazowsza z końca XIX wieku. I to nie w byle jakie miejsce, a na cmentarz dla ubogich, gdzie pod osłoną nocy ktoś rozkopuje groby i kaleczy zwłoki. A gdy do pełnej grozy atmosfery cmentarza dodamy jeszcze pobliski szpital dla obłąkanych, gdzie za zamkniętymi drzwiami znajdują się dziwne mechanizmy i sprzęty, to otrzymamy elektryzujący i wciągający kryminał. Dodatkowo napisany bez zbędnego przedłużania, ciekawie i sprawnie, z wyraźnie zarysowanymi postaciami - naprawdę może porwać. Jedyne co mogę zarzucić autorce to brak stylizowanego języka – bohaterowie porozumiewają się naszą, nowoczesną odmianą. Choć z drugiej strony może to i korzystniej, bo jeśli autorka nie jest pewna swoich umiejętności, to lepiej napisać współcześnie i ciekawie niż zepsuć książkę próbami silenia się na oryginalność, przynajmniej takie jest moje zdanie. :)

             Jako, że ostatnio sięgałam po kryminały dziejące się wyłącznie we współczesnym świecie, „Jak makiem zasiał” stanowiło dla mnie ciekawą odmianę. Tu policjanci muszą sobie radzić bez elektryczności i samochodów, o laptopach i internecie nawet nie wspominając. Ze światłem lampy naftowej i siłą napędową powozu w postaci koni mozolnie dopasowują do siebie elementy układanki, dostarczając przy tym czytelnikowi dreszczyk emocji. Coś mnie ostatnio ciągnie do kryminałów - ten bardzo mi się podobał, spełnił moje oczekiwania i polecam go wszystkim, którzy mają ochotę na nastrojową i mroczną historię.
poniedziałek, 23 lipca 2012 | By: Annie

"Niebieski notatnik" - James A. Levine

           Tyle książek na moich półkach, a ja nie wiem co czytać. Staję przed moją biblioteczką, widzę tyle smaczków czekających na swój czas i po prostu nie mogę się zdecydować! Nie wiem, czy ktoś z Was też miewa takie sytuacje, ale ja ostatnio notorycznie staję przed tym samym dylematem; najchętniej rzuciłabym się na wszystkie książki na raz, tylko tylu par oczu brak. :) Kiedy w piątek odebrałam na poczcie przesyłkę (a odbieranie przeze mnie przesyłek to jest już temat na całego osobnego posta, takie mam przeżycia :)) z „Niebieskim notatnikiem” w środku, stwierdziłam, że jak już mam w ręku, to przynajmniej oszczędzę sobie dylematów i od razu zabiorę się za czytanie. I spędziłam całkiem ciekawy weekend z tą powieścią jako towarzyszką balkonowego leniuchowania.

             Batuk, przedwcześnie dojrzała piętnastolatka, sprzedana przez ojca, popada w niewolę seksualną. Rzucona w ponurą rzeczywistość Common Street w Bombaju Batuk zaczyna pisać; notuje swoje myśli i obserwacje, tworzy własne fantastyczne opowieści. Pisanie staje się dla niej ucieczką od strasznej codzienności – w świat marzeń.*

           „Niebieski notatnik” zaliczyłabym do pozycji z (istniejącej tylko w moim umyśle) serii „uświadamianie poprzez czytanie” czy też może „poszerzanie horyzontów”– niby zwykła powieść, a tak naprawdę przekazuje dość sporą porcję wiedzy i ukazuje trudne, często niewygodne tematy społeczne. Powieść trochę mnie zszokowała, na pewno poruszyła, ale cóż... tak do końca nie chwyciła mnie za serce. W sumie sama nie wiem czemu, czy to wina języka, czy to po prostu nie ten czas, może zabrakło mi tu trochę autentyczności, co dziwi, bo autor doskonale orientuje się tamtejszym środowisku. Owszem, książka podobała mi się, wciągnęła w swój świat, ale nie sprawiła, że drgnęła we mnie ta głębsza struna, nie wbiła w fotel, jak na przykład, jeśli chodzi o pozycje o podobnej tematyce, „Slumdog”, którego pochłonęłam kilka lat temu. Jestem natomiast zaintrygowana całą serią „z zakładką”. To już druga przeczytana przeze mnie pozycja z tego cyklu i kolejna, po niesamowitej „Matyldzie Savitch”, dobra powieść.

            „Niebieski notatnik” polecam, bo książka, mimo tego, że nie chwyciła mnie za serce, naprawdę mi się spodobała. Może nie należy do grona tych super-hiper, ale na pewno jest godna polecenia osobom szukającym ambitniejszej i mocniejszej lektury, czytelnikom chcącym nieco poszerzyć swoją wiedzę o świecie, w tym przypadku o środowisko Common Street w Bombaju. To niełatwa pozycja, ale warto się z nią zmierzyć. Ja cieszę się z tego wspólnie spędzonego weekendu. :)
__________
* z okładki
niedziela, 22 lipca 2012 | By: Annie

"Tryb warunkowy" - Hanna Cygler


            Wśród natłoku książek opowiadających o problemach dorastających kobiet, napisać o życiu młodej dziewczyny w tak ciekawy i niebanalny sposób to prawdziwa sztuka. Ze względu na mój wiek, bo sama jestem właśnie taką wkraczającą w dorosłość dziewczyną, sporo się już w życiu naczytałam powieści o podobnej tematyce i muszę przyznać, że twórczość pani Hanny Cygler zaskoczyła mnie swoją autentycznością i nieprzewidywalnością.

            Przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Zosia Knyszewska rozpoczyna studia i dorosłe życie, w którym miłosne wybory wydają się jej największym problemem. Dziewczyna odkrywa jednak, że otaczająca ją rzeczywistość jest znacznie bardziej skomplikowana, a bliskim osobom nie zawsze można zaufać. W tle życiowych perypetii Zosi rozgrywają się przełomowe wydarzenia polityczne tamtych czasów - powstanie "Solidarności", wprowadzenie stanu wojennego, internowania...*

            Bardzo podobała mi się konstrukcja postaci; ich namacalność i wielowarstwowość. Polubiłam Zosię, zauroczył mnie Witek – i to jest właśnie to, czego oczekuję od pisarza – żeby stworzone przez niego postacie przemówiły do mnie, wywołały prawdziwe emocje, żeby zapadły mi w pamięć. Sporo smaczku dodały także ważne wydarzenia polityczne stanowiące tło dorastania bohaterów. Okres studiów, pierwsze prace, wyjazdy do Anglii mieszają się z powstaniem Solidarności i strajkami w stoczniach. Wydaje mi się, że pisząc książkę o perypetiach miłosnych młodej dziewczyny można bardzo łatwo popaść w pewne utarte schematy. Hannie Cygler udało się jednak tego uniknąć - wątki rozwijają się bardzo zaskakująco i dynamicznie, nie sposób przewidzieć co przyniesie każda następna strona; kogo spotka Zosia, jak postąpi Witek – i myślę, że właśnie ta życiowa nieprzewidywalność stanowi w dużej mierze o uroku tej powieści.

           Bardzo spodobał mi się fragment, który wyczytałam na oficjalnej stronie autorki: "Moje książki można czytać osobno (...) albo też jako serię. W ten sposób można lepiej zaznajomić się z postaciami i poznać ich dalsze, często zaskakujące losy. To są takie specjalne „upominki” dla uważnych czytelników." Uwielbiam takie niuanse – po raz pierwszy zasmakowałam ich u mojej ukochanej Sharon Owens i bardzo cieszę się, że również Hanna Cygler postanowiła wprowadzić je do swojej twórczości. 

           Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona „Trybem warunkowym”, tym jak bardzo spodobała mi się ta książka. Zdecydowanie nie jest to banalne czytadło o miłosnych rozterkach naiwnej panienki, a ciekawa i realistyczna powieść obyczajowa, z nietuzinkowymi bohaterami i zaskakująco poprowadzoną fabułą. Z przyjemnością sięgnę po kolejne tomy z serii. :)
_________
*z okładki
sobota, 21 lipca 2012 | By: Annie

"Mrówka w wielkim mieście" - David Safier


          Kim Lange jest kobietą sukcesu. Robi bajeczną karierę w telewizji, jest bogata i atrakcyjna, ma piękny dom, kochającego męża oraz śliczną córeczkę. Jednak kobieta nie do końca docenia to, co dostała od losu i gdy pewnego dnia umiera od uderzenia umywalką z rosyjskiej stacji kosmicznej, odradza się jako mrówka. I, co lepsze, jest to dopiero pierwsze z wielu różnorodnych wcieleń Kim... Jej celem będzie zebranie dobrej karmy i naprawienie błędów ze swojego ludzkiego życia. Dodatkowo pikanterii i pazura dodaje pewna przypadkowo spotkana mrówka, która okazuje się być.... kolejnym wcieleniem samego Casnovy! :)

          Różne już książki z motywem reinkarnacji czytałam, jednak tak zabawnej i lekkiej jak „Mrówka w wielkim mieście” autorstwa Davida Safiera jeszcze nigdy. To dowcipna, ciepła i umiejętnie napisana powieść okraszona sporą dawką absurdu. Szybko się ją czyta, ani przez chwilę nie nudzi, a ciągłe zwroty akcji i kolejne wcielenia Kim dostarczają czytelnikowi sporo atrakcji. Idealna na odstresowanie i pośmianie się, jednak zaznaczam, że trzeba do niej podejść z naprawdę sporym przymrużeniem oka. Autor przemyca pewne wartości moralne, ale robi to na szczęście w sposób nienachalny i całkiem umiejętny, tak, że refleksje siłą rzeczy pojawiają się same.

           Kto ma ochotę na taką lekką, niezobowiązującą lekturę – polecam. Jednak nie będę nikomu wmawiać, że to pozycja obowiązkowa, choć w kategorii przyjemne, odstresowujące czytadła „Mrówka w wielkim mieście” plasuje się całkiem wysoko. Kto ma ochotę i lubi tego typu pozycje, zachęcam do przeczytania. :)
środa, 18 lipca 2012 | By: Annie

"Ostatni autobus do Woodstock" - Colin Dexter


           Wielką fanką kryminałów nie jestem, ale od czasu do czasu lubię sięgnąć po dobrą powieść z morderstwem w tle i zanurzyć się w świat policyjnych intryg. Colin Dexter, znany brytyjski twórca kryminałów, zapewnił mi dziś kilka godzin doskonałej rozrywki przy „Ostatnim autobusie do Woodstock”, pierwszym tomie przygód inspektora Morse’a i jego pomocnika Lewisa. I tak cały ranek upłynął mi na lekturze tej książki, a także na podskubywaniu słonecznika. Zanim się obejrzałam czytałam już ostatnią stronę powieści, a obok mnie piętrzył się stos pustych pestek. :)

            Pewnego wieczoru dwie młode dziewczyny koniecznie chcą dostać się do Woodstock. Niestety, przegapiły ostatni tego dnia autobus, więc postanawiają pojechać autostopem. Ta decyzja okazuje się być dla nich fatalna w skutkach, bo jeszcze tego samego dnia odkryte zostają zwłoki jednej z nich na dziedzińcu pubu w Woodstock, a policja bezskutecznie usiłuje zidentyfikować tożsamość jej współtowarzyszki...

            Historia zawiera wiele fałszywych tropów, zaskakujące zakończenie, wciągającą fabułę, a także została napisana lekkim językiem, czyli posiada wszystkie te elementy, których oczekuję od porządnego kryminału. Jedyne, co mogę zarzucić autorowi, to miałkość i bezkształtność głównych bohaterów-detektywów. Te postacie niespecjalnie przypadły mi do gustu, są takie nijakie, płaskie i bez wyrazu. Niemniej naprawdę miło spędziłam czas z tą książką i polecam jako czasoumilacz i dobrą rozrywkę na kilka godzin. „Ostatni autobus do Woodstock” to ciekawa, intrygująca lektura, w sam raz na jeden lub dwa wakacyjne poranki. :)
poniedziałek, 16 lipca 2012 | By: Annie

"Zgubieni" - Charlotte Rogan


            Co za oryginalna, emocjonująca i nietuzinkowa powieść! Po katastrofie statku Cesarzowa Aleksandra części pasażerów udaje się przeżyć; lądują w niewielkiej szalupie ratunkowej. Jednak gdy dni od zatonięcia mijają, a ratunek wciąż nie przybywa, w cudem ocalałych ludziach budzi się zwierzęcy instynkt przetrwania. Okazuje się, że łódź jest przeładowana i, aby szalupa nie zatonęła, cześć jej pasażerów powinna opuścić pokład. I tu pojawia się pytanie o granice moralności; gdzie kończy się walka o własne życie a zaczyna się działanie na szkodę innych?

            Niesamowicie spodobała mi się główna bohaterka i jednocześnie narratorka; Grace Winter, dwudziestodwuletnia wdowa, która straciła swojego świeżo poślubionego męża podczas katastrofy. To postać z pogranicza dobra i zła, wielowymiarowa, budząca podziw swoją wewnętrzną siłą. W książce nie ma zbędnego moralizowania czy zbyt wielu analiz psychologicznych – o bohaterach świadczą ich czyny, za które są rozliczani przed sądem. Bo tak właśnie zaczynają się „Zgubieni”, od procesu sądowego kilku ocalałych kobiet, które zostały oskarżone zabójstwo jednego z pasażerów. Grace cofa się w swoich wspomnieniach i ukazuje nam jak wyglądała rzeczywistość w przepełnionej szalupie...

           „Zgubieni” to świetnie napisana, soczysta i nietuzinkowa powieść, która wciąga już od pierwszej strony i zmusza do refleksji nad istotą człowieczeństwa. Bardzo polecam wszystkim, którzy mają ochotę na dobrą książkę o tematyce obyczajowej, a która nie będzie kolejną pozycją dotyczącą dylematów sercowych czy tragedii rodzinnych. Muszę przyznać, że dzięki „Zgubionym” powiało świeżością w mojej biblioteczce. :)

­­­­______________
Na koniec trochę prywaty. :) Dziś nad ranem wróciłam z Berlina i muszę przyznać, że trochę rozczarowało mnie to miasto. Daleko mu do mojego ulubionego Londynu, Neapolu czy chociażby Krakowa. Ale przynajmniej posmakowałam kolejnej europejskiej stolicy i z tego jestem bardzo zadowolona. Uwielbiam podróżować, więc nawet taka niedaleka wyprawa cieszy moją duszę włóczykija. :)
poniedziałek, 9 lipca 2012 | By: Annie

Studia :)

        Wszem i wobec pragnę oświadczyć, że od dzisiaj jestem dumną studentką farmacji na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. :) Ogromnie się cieszę i czuję, że wreszcie nadeszło ostateczne zwieńczenie moich trzyletnich zmagań w biol-chemie. :)

        Większość moich znajomych również podostawała się na wymarzone kierunki, a mój chłopak i dwie przyjaciółki dostali się na wydział lekarski WUMu, więc jestem z nich strasznie dumna. :)
Szczęśliwy dzień. :)
niedziela, 8 lipca 2012 | By: Annie

"Potem..." - Guillaume Musso


          Do spotkania z twórczością Guillaume Musso przymierzałam się już od dłuższego czasu. W mojej biblioteczce mieszkają dwie jego książki, kupione pod wpływem chwili i kilku zachęcających recenzji. „Potem...” wybrałam jako towarzyszkę lotu do Polski i teraz trochę żałuję, że kazałam tej powieści tak długo czekać na swój czas.

          Macie czasem tak, że dana książka idealnie wstrzeliwuje się w Wasze potrzeby? Wpada w ręce w odpowiednim czasie, dokładnie wtedy, kiedy potrzebowaliście tego typu lektury? Ja mam właśnie takie odczucia w stosunku do tej powieści. Jakieś wydarzenie, jakieś przypadkowe przeczytane zdanie skłoniły mnie ostatnio do wzmożonych refleksji nad życiem i śmiercią. Nie mówię, że siedziałam w samotności i się zadręczałam, ale jakieś tam myśli snuły się po głowie, trochę męcząc i nie dając spokoju. Nie jestem wierząca, ale uważam, że wiara bardzo ułatwia życie i czyni wiele wydarzeń łatwiejszymi do zaakceptowania. Dzięki temu, że dylematy i rozważania bohatera były mi bardzo bliskie, powieść idealnie wpasowała się w moje potrzeby i stanowiła nie tylko świetną rozrywkę, ale także zalążek dla większego optymizmu. :)

          Nathan jest wziętym, nowojorskim adwokatem. Jest bogaty, odniósł sukces, choć jego życie rodzinne zostało daleko w tyle za karierą. Nathan jest rozwiedziony i mimo, że wciąż kocha swoją żonę, to wszystkie poważniejsze decyzje odkłada zawsze na później. Jednak pewnego dnia kontaktuje się z nim tajemniczy Garretta, lekarz, który twierdzi, że jest Posłańcem, czyli osobą przewidującą śmierć innych ludzi. To spotkanie odmienia życie Nathana... I jeśli wydaje się Wam, że już teraz możecie się domyślić zakończenia, to czeka Was niespodzianka. :)

           „Potem...”  to piękna, mądra i wzruszająca historia. Musso przemyca w niej ważne wartości moralne, jednak nie robi tego w sposób nachalny czy denerwujący, a subtelny i na pewno nietuzinkowy. W trakcie lektury czytelnik ma poczucie, że nigdy nie wiadomo co przyniesie każda następna strona. Nieprzewidywalność i nieszablonowość to to, co wychodzi pisarzowi naprawdę świetnie. Niestety, wydawnictwo nieco zepsuło tę przyjemność niespodzianek, ale o tym za chwilę. Niesamowicie podobało mi się także zakończenie, pojawiły się tu nawet łzy. :) „Potem...” to bardzo dobra książka, świetnie się ją czyta i nie pozostaje mi nic innego jak gorąco polecić ją innym czytelnikom. Na długo zapamiętam tę pozycję i na pewno sięgnę po czekające już na mojej półce „Uratuj mnie”, a pewnie w bliskiej przyszłości zakupię kolejne książki tego bestsellerowego autora.

           Na koniec UWAGA: Bardzo odradzam czytanie opisu zamieszczonego na okładce. Zdradza WSZYSTKO, całą treść, aż po sam koniec książki, łącznie z finałem, który z zamierzeniu autora ma być niespodzianką. Nie mam pojęcia kto pisze takie teksty, ale chyba nie rozróżnia streszczenia od zarysu treści książki. Jak dla mnie był to psujący czytanie, nieprzyjemny zgrzyt i dziwię się, że wydawnictwo decyduje się na takie kroki, które mogą tylko zniechęcić i zdenerwować potencjalnego czytelnika, bo przecież nie skłonić go do przeczytania książki...!!!

"Matylda Savitch" - Victor Lodato


            Chyba każdy w swoim życiu przechodził, mniej lub bardziej nasilony, okres buntu. U mnie przejawiał się popalaniem papierosów, mocniejszym malowaniem oczu czy nocnym siadywaniem na dachu. Moje próby buntowania nie były zbyt spektakularne, bo i nie miałam przeciw czemu protestować. A w porównaniu z tym co wyczynia główna bohaterka książki „Matylda Savitch” Victora Lodato moje próby wypadają wyjątkowo blado. „Chcę być okropna. Chcę robić złe rzeczy, bo niby czemu nie?”

            Główną bohaterkę poznajemy mniej więcej rok po śmierci jej starszej siostry, Heleny, która zginęła pod kołami pociągu. Nastolatka jest zamknięta w sobie, nie ma kontaktu z rodzicami, żadne z nich nie chce rozmawiać o zmarłej siostrze, a matka coraz częściej pije. Do tego dochodzi jeszcze strach przed terrorystami i pozbawiona zrozumienia rodziców Matylda zmuszona jest szukać bliskości wśród innych ludzi; u przyjaciółki, u chłopaka z sąsiedztwa. Buntuje się, stara się być zła, rani ludzi - to jej formy obrony przed przytłaczającą rzeczywistością. Matylda chce odkryć co tak naprawdę stało się z jej siostrą; zanurza się we wspomnieniach o Helenie, przeszukuje jej rzeczy, czyta korespondencję. Chce przeżyć swego rodzaju katharsis, a my towarzyszymy jej w drodze do osiągnięcia tego celu.

             Jest w tej książce coś wyjątkowego i niepowtarzalnego. To piękna, słodko-gorzka opowieść o dorastaniu, o samotności, poczuciu winy, radzeniu sobie z rodzinną tragedią i trudnych relacjach na linii rodzic-dziecko. Bardzo spodobała mi się główna bohaterka; jest wyrazista, autentyczna i prawdziwa. Myślę, że należy do grona tych postaci literackich, których nie zapomina się jeszcze długo po zamknięciu książki. Powieść zawiera wiele zaskakujących zwrotów akcji, bo, mimo, że siedzimy niemalże w umyśle dziewczyny, to jednak nie zawsze jest ona z nami do końca szczera. Dopiero z czasem, stopniowo, jakby mimochodem, dowiadujemy się prawdy o wydarzeniach z przeszłości. Niesamowicie podobał mi się również język powieści; jest żywy, plastyczny, soczysty i niezwykle realistyczny. Tak właśnie może mówić nastolatka. Nie ma tu sztuczności dorosłego człowieka silącego się na młodzieżowy styl. Słowa płyną gładko, lekko, jakby prosto z serca samotnej, niezrozumianej dziewczyny.

            „Matylda Savitch” to bardzo dobra, poruszająca i nietuzinkowa powieść obyczajowa. Zaskakująco realistyczna i sprawnie napisana, zawiera zbyt duży ładunek emocji, aby czytelnik mógł pozostać obojętny na los Matyldy. To niezwykle ciekawy i intrygujący debiut. Szkoda, że przeszedł niezauważony, zupełnie bez echa...
piątek, 6 lipca 2012 | By: Annie

Stosik lipcowy

           Czytam ostatnio dużo i namiętnie, ale liczba nieprzeczytanych pozycji na moich półkach i tak nie maleje. Wiele pozycji do mnie napływa; a to niespodzianka od wydawnictwa, a to wspaniała promocja, z której po prostu muszę skorzystać. Każda nowa książka sprawia mi mnóstwa radości, a na widok tego stosu mam ochotę rzucić się i czytać wszystko na raz. :)
Korzystam z wolnego czasu i dni upływają mi głównie na czytaniu, oglądaniu filmów, spotkaniach ze znajomymi, odkrywaniu rodzinnych tajemnic (!) i snuciu dalszych, wakacyjnych planów. Za tydzień wybieram się na kilka do Berlina, a później... zdradzę Wam dopiero za jakiś czas, bo nie chcę zapeszyć. :)
Ale już nie przedłużając prezentuję Wam moje najnowsze stosy. Oto one:

Wszystkie książki
Poniższy stos to moje własne zakupy, część pochodzi z wyprzedaży w Amazonce, kilka pozycji z najnowszej, rewelacyjnej wyprzedaży Świata Książki. W koszyku zbieram tam pozycje na kolejne zamówienie... :)
Dwie książki "Sekretne zapiski Agaty Chrisie" oraz "Świat u stóp" to efekt wymiany.


A oto książki do recenzji:


I na koniec widok na okładki. :)


Życzę Wam udanego weekendu, z ciekawą książką u boku. :) Ja swój zamierzam spędzić pochłaniając kolejne pozycje z powyższego stosiku i wygrzewając się na słońcu. :)
czwartek, 5 lipca 2012 | By: Annie

"Czary w małym miasteczku" - Marta Stefaniak


            Ostatnio wypracowałam sobie nowy zwyczaj, taki codzienny, poranny rytuał; wstaję dość wcześnie, siadam w ulubionym fotelu na balkonie, popijam pyszną kawę i zerkając na ludzi spieszących się do pracy, czytam książkę, ciesząc się przy tym, że ja nigdzie iść nie muszę. :) Ostatnio w tym leniuchowaniu towarzyszyła mi powieść „Czary w małym miasteczku” Marty Stefaniak, po której moje odczucia, w przeciwieństwie do pogody, są raczej letnie.

           Małe, polskie miasteczko jakich wiele. Szare, bure i ponure, pełne smutnych i nieszczęśliwych ludzi. Jednak pewnego dnia los jego mieszkańców odmienia się gdy jednym z autobusów przyjeżdża pogodna starsza pani, którą można by określić mianem dobrej wróżki. Za pomocą jej sztuczek i czarów szczęście nagle uśmiecha się do ludzi, a miasto rozkwita. Jednak śladem dobrej staruszki podąża także „ta zła”, czarna Kawka...

           Lubię różnorodność, więc tego typu lekkiej lekturze, po którą zdarza mi się od czasu do czasu sięgnąć, mówię „czemu nie?”. Tak więc przeczytałam, choć zachwytów niestety nie ma. :(
Najbardziej podobała mi się pierwsza część książki, gdzie autorka prezentuje portrety mieszkańców miasta. Ciekawie i dosadnie ukazana jest nasza polska, małomiasteczkowa rzeczywistość. I choć może niektóre tematy zostały potraktowane zbyt lekko, to można śmiało stwierdzić, że autorka jest dobrą obserwatorką. Udało się jej stworzyć całkiem wiarygodne portrety bohaterów, w których można łatwo dopatrzyć się klasycznych cech charakteru nękających polskie społeczeństwo. Niestety, o wiele mniej podobały mi się dwie kolejne części, w których wkraczają czary. Absolutnie nie jest to realizm magiczny na miarę Guillaume Musso czy Cecelii Ahern, a raczej infantylna bajeczka dla dorosłych. Taka leciutka rozrywka na dwa wieczory i, jeśli taki był zamiar autorki, to w porządku, udało się uzyskać taki efekt. Wydaje mi się jednak, że cel był inny, a pisarka, poruszając pewne ważne problemy, takie jak pedofilia w kościele czy alkoholizm, chciała stworzyć coś głębszego i poruszającego. Jeśli taki był jej zamiar to niestety, ale klapa. :(

          Książkę określiłabym mianem miłego, nieco dziecinnego, choć przyjaznego czytadła, takiego „ku pokrzepieniu”, w sam raz na gorszy humor. Mimo, że czyta się je szybko i lekko, to pozycja na pewno nie należy do grona tych przebojowych. Miła, nawet sympatyczna lektura, ale bez rewelacji. Czegoś mi zabrakło... Kto ma ochotę na taką lżejszą powieść, niech czyta. Jednak nie będę nikomu wmawiać, że to obowiązkowa pozycja i że coś stracicie jeśli ją ominiecie. Tak, jak książkowe miasteczko nie wyróżnia się niczym szczególnym, tak samo ta książka nie wybija się niczym wyjątkowym na tle innych, lepszych publikacji.
wtorek, 3 lipca 2012 | By: Annie

"Nie opuszczaj mnie" - Kazuo Ishiguro


            Co za powieść! Przeczytałam ostatnią stronę, zamknęłam książkę i zamyśliłam się. Dawno nie spotkałam się z tak wspaniałym językiem, emocjonującą i wciągającą historią, niesamowicie stopniowanym napięciem i z tak umiejętnym wodzeniem czytelnika za nos...

             Kathy, Ruth i Tommy chodzą do elitarnej szkoły w jednym z północnych zakątków Anglii. Z pozoru to zwykła szkoła z internatem, lecz im bliżej się jej przyglądamy, tym więcej elementów odbiega od normalności. Wychowankowie nigdy nie jeżdżą do domów, rozmawiają o dziwnych donacjach, a nauka polega przede wszystkim na tworzeniu sztuki. Stopniowo, z różnych aluzji, ze snutych przez Kathy wspomnień i mimochodem przytoczonych wydarzeń wyłania się prawdziwy obraz tego miejsca. Z pod kartek prześwituje mroczna tajemnica, którą czytelnik odkrywa tylko na tyle, na ile pozwala mu sam pisarz. I nie jest to w żadnym razie jakaś kryminalna bajeczka z trupem w szafie, a mroczna, antyutopijna powieść obyczajowa o wszystkich meandrach życia. O dorastaniu, o człowieczeństwie, o przyjaźni i miłości. Zmusza do myślenia, ale nie w nachalny sposób. Refleksje przychodzą same...

             Dawkowałam sobie czytanie tej pozycji – historia tak wciąga, że nie sposób się od niej oderwać, a jednocześnie poruszonych jest tyle ważnych tematów, że czułam silną potrzebę aby co jakiś czas oderwać się od lektury i porozmyślać nad przeczytanymi słowami. Podziwiam pisarza za jego znajomość ludzkich emocji, a także ze umiejętność opisywania ich w tak plastyczny, namacalny sposób. Wszystkie strony są nimi przesycone, a każde ze zdań jest niezwykle wyraziste i dosadne. Wyczuwa się w tej książce coś niesamowitego; tajemniczego i fascynującego zarazem, a jednocześnie niepokojącego swoją realnością. Na uwagę zasługuje także piękny język, który można smakować i chłonąć każdą komórką ciała.

            „Nie opuszczaj mnie” to po prostu wspaniała, rewelacyjnie napisana książka, ze świetnie skonstruowaną i poprowadzoną fabułą. Jestem nią oczarowana. Polecam ją absolutnie każdemu na pełen emocji wieczór. :)

Inne książki Kazuo Ishiguro wciąż przede mną. Jest na dobrej drodze do dołączenia do grona pisarzy, których autorstwa chcę przeczytać wszystko, co tylko napisali.
poniedziałek, 2 lipca 2012 | By: Annie

"Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" - Stieg Larsson


           „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”, pierwszy tom trylogii Millennium autorstwa Stiega Larssona, to książka tak znana, rozreklamowana i popularna, że słyszał o niej chyba każdy czytelnik. W ramach wakacyjnego nadrabiania literackich zaległości postanowiłam opuścić nieliczny klub ludzi, którzy tej powieści jeszcze nie znają i dołączyć do tłocznego klubu fanów tej szwedzkiej trylogii. I w efekcie znalazłam się w zawieszeniu. Pierwszy klub opuściłam, bo książkę przeczytałam, ale do drugiego też chyba nie należę, bo z tymi zachwytami to bym aż tak nie przesadzała....

            Na kryminał „Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet” składają się ciekawa, dobrze skonstruowana i intrygująca zagadka sprzed czterdziestu lat, mroczny nastrój zimowej Szwecji, nietuzinkowe postacie, z których szczególnie wybija się słynna Lisbeth Salander, świetny styl pisania, a także interesujące tło obyczajowe. Mogłabym tak jeszcze długo pisać o tej pozycji, niemalże w samych superlatywach. Ma ona niezaprzeczalnie wiele zalet i ciężko jest jej coś konkretnego zarzucić. Problem tylko, że, jak dla mnie, tych zalet jest wciąż za mało jak na tak ogromny bestseller, który obwieszczają wszystkie księgarnie czy rankingi. Nie chce być tu źle zrozumiana, książka podobała mi się, owszem, ale nie bardzo rozumiem jej fenomen na aż tak dużą, ogólnoświatową skalę. Ok, powieść jest naprawdę dobra, ciekawa i wciągająca – ale żeby był to aż taki hit? Dziwi mnie to trochę, bo po takiej popularności spodziewałabym się co najmniej arcydzieła, które wbiło by mnie w fotel. A otrzymałam... świetnie napisaną, ciekawą, dobrze skonstruowaną powieść, ale bez rewelacji, na które byłam nastawiona. Czytałam lepsze kryminały lub mniej więcej na takim samym poziomie, a takimi hitami nie były... czemu?

            Nie żałuję, że przeczytałam, ale mimo wszystko odczułam małe rozczarowanie. Przez te wszystkie wychwalania i rankingi bestsellerów byłam nastawiona na coś genialnego, a otrzymałam coś zwyczajnie dobrego. Szkoda, że nie umiałam tak do końca wyłączyć gdzieś w głowie guziczka z oczekiwaniami i po prostu cieszyć się ciekawą lekturą...
Po następne części pewnie sięgnę, ale nie będą to moje must-have.
niedziela, 1 lipca 2012 | By: Annie

"Opowiadaczka filmów" - Hernan Rivera Letelier


           Zawsze ciekawią mnie i intrygują takie małe, niepozorne książeczki. Jakie to historie mogą się skrywać za drzwiami ich okładek? Lubię od czasu do czasu sięgnąć po tego typu cieniutką lekturę – ryzyko niewielkie, bo nawet jeśli mi się nie spodoba to nie stracę dużo czasu na przebrnięcie przez taką pozycję. A za cenę tak drobnego ryzyka mogę otrzymać w zamian wspaniałą, interesującą opowieść. Tak też było w przypadku „Opowiadaczki filmów”, gdzie zostałam całkowicie oczarowana przez prozę chilijskiego pisarza, który ukazał mi jak niewiele stron potrzeba aby opowiedzieć ciekawą, pełną barw i emocji historię przedstawiającą całe życie bohaterki...

           Autor przenosi nas do niewielkiej, górniczej osady, leżącej gdzieś poza światem, zagubionej i zapomnianej pośród chilijskiej pampy. Kino to dla jej mieszkańców najważniejsze miejsce w całym miasteczku, drzwi do innego, lepszego świata, łącznik z cywilizacją, a poddanie się magii srebrnego ekranu to jedyna możliwość oderwania się od zakurzonej rzeczywistości. Tytułowa Opowiadaczka filmów to kilkunastoletnia dziewczyna, która została wyłoniona ze swojej licznej rodziny jako ta „najlepiej opowiadająca” i od tej pory jest wysyłana na każdy seans, aby po powrocie do domu opowiedzieć film spragnionej wrażeń rodzinie. Okazuje się, że Maria Margarita ma ku temu szczególny talent...

            Pozycja składa się z 44 krótkich rozdzialików. Każdy z nich jest jak jeden obraz, jedno mignięcie książkowej rzeczywistości – sugestywny, wymowny, przepełniony nostalgią i swoistą tęsknotą. Nastrój jest niezwykle klimatyczny, wprost przesycony gorącym powietrzem Atakamy i kurzem unoszącym się nad tamtejszymi drogami. Opowieść jest pełna melancholii, a jednocześnie bardzo ciekawa, i choć może nie przebojowa, to za to intrygująca i fascynująca. Byłam zadziwiona jak dobrze zbudowaną i nastrojową historię można zmieścić na tak niewielu stronach! Mało mi, chciałabym więcej...

Nastrój tej książki, ten pustynny żar emanujący z jej kartek, doskonale pasują do dzisiejszej pogody. Czy u Was też jest tak niemożliwie gorąco? Dopiero co wróciłam z działki koleżanki i po powrocie do Warszawy przeżyłam ogromne zaskoczenie, temperatura i parność są prawie nie do wytrzymania. Powietrze stoi w bezruchu, czekam tylko aż takie charakterystyczne kłaczki z amerykańskich westernów będą latały po opustoszałych chodnikach. :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...