sobota, 28 kwietnia 2012 | By: Annie

Stos na dobre zakończenie kwietnia :)

           Mam wrażenie, że apetyt na książki rośnie odwrotnie proporcjonalnie do ilości posiadanego czasu wolnego; im mniej go mamy, tym większa nasza ochota na czytanie. Nie wiem jak u Was, ale u mnie ta reguła sprawdza się ostatnio w 100%. Kusi mnie ten stos, strasznie kusi, ale dziś byłam dzielna, nie uległam mu i przez większość dnia powtarzałam biologię, epoki literackie z polskiego (dotarłam już do romantyzmu! :)) i czytałam "Inny świat", a to wszystko siedząc na balkonie i grzejąc się w ciepłych promieniach pięknego słońca. Przy takiej pogodzie od razu chce się żyć i nawet nauka o układzie wydalniczym lancetnika wchodzi do głowy jakoś tak łatwiej! :)
         Od dwóch dni czuję się naprawdę wakacyjnie. Myślę, że jest to sprawka prawdziwie letniej pogody, która gości za oknami (wreszcie!) i czwartkowego zakończenia roku. Strasznie smutno było mi żegnać się z moją szkołą i może zabrzmi to dziwnie, ale naprawdę ją lubiłam. :) Poznałam tu mnóstwo fantastycznych osób, rozpoczęłam przyjaźnie, które mam nadzieję, że przetrwają lata i zrozumiałam co to znaczy świetny nauczyciel z pasją. Ale ja lubię zmiany, więc nowe wyzwania, otwierające się przede mną perspektywy, nowy rozdział w życiu cieszą mnie i napawają optymizmem. No, ale najpierw wakacje, do których już do znudzenia odliczam dni. :)
          Ponadto ostatnio odkryłam (dzięki kilku wspaniałym osobom :)) sporo fajnych i nieznanych mi wcześniej miejsc w Warszawie, mi.n. klubokawiarnię PKP Powiśle, pijalnię soków Skok w Sok i niezwykle uroczą uliczkę Profesorską. Jeśli będziecie mieli okazję, koniecznie odwiedźcie te miejsca! :) No, ale koniec nudzenia, pora przedstawić Wam mój najnowszy stosik:


O góry:
1. "Rzeczy nienasycone" - od księgarni Matras. Chyba sąsiedzi mają mnie już dość, bo zawsze, kiedy przychodzi paczka od Matrasa, nie ma mnie w domu i kurier nęka moich biednych sąsiadów. :) P.S. Trochę zaskoczyła mnie okładka tej książki. :)
2. "Jezioro pokus" - od wydawnictwa Otwarte. Własnie czytam, może nie zachwyca, ale nie jest źle. :) Recenzja wkrótce.
3. "Córki" - trzecia część z serii, recenzja tutaj.
4. "Nigdy i na zawsze" - zakup własny, po wielu entuzjastycznych recenzjach. Już nie mogę się doczekać! :)
5. "W otchłani" - wyczekana, od Publicatu, dziękuję! :) Jak tylko skończę "Inny świat" i tych okropnych "Chłopów" to od razu się za nią zabieram :)
6., 7., 8., czyli "Książę mgły" (ach ten Zafon!), "Suma naszych dni" i "1Q84" to prezenty od Króliczka, na Wielkanoc. :)
9., 10. i 11., czyli "Opowiadaczka filmów", "Więzień nieba" i "Nieznośna lekkość maślanych bułeczek" to pozycje od Muzy, za które serdecznie dziękuję! Moje wrażenia po lekturze "Więźnia nieba" możecie przeczytać tutaj.
12. "Ostatni akt" - od Bukowego Lasu, dziękuję!
13. "Cichy wielbiciel" - od Prószyńskiego, świetna książka! Recenzja tutaj.
14. i 15., czyli "Pejzaż w kolorze sepii" i "Zaopiekuj się moją mamą" to zakupy własne. Trochę ambitniejsze pozycje, nareszcie w moich rękach! :)
16. I na zwieńczenie stosu wielka "Udręka i ekstaza" - też od Króliczka Wielkanocnego (nieźle się nadźwigał chłopak :)). Mam nadzieję, że sprostam tej pozycji.

Widok na całość:


piątek, 27 kwietnia 2012 | By: Annie

"Więzień nieba" - Carlos Ruiz Zafón


             Carlos Ruiz Zafon to jeden z moich ulubionych pisarzy, należący do wąskiego grona tych twórców, których nowych publikacji wyczekuję z niecierpliwością i odliczam dni do ich premiery. Z ogromną ciekawością i entuzjazmem sięgnęłam po jego najnowszą powieść, a zarazem kontynuację słynnego „Cienia wiatru” i po przeczytaniu tej pozycji muszę przyznać, że wywołała one we mnie mieszane odczucia.

             Jeśli chodzi o styl, język i formę Zafon jak zwykle nie zwiódł swoich czytelników. Pisze pięknie, poetycko, a jego opisy mrocznych zaułków Barcelony są równie niepowtarzalne i klimatyczne jak w poprzednich powieściach. Bardzo fajnie było poznać dalsze lody Daniela, jego rodziny, jeszcze raz odwiedzić Cmentarz Zapomnianych Książek i ponownie zanurzyć się w tajemniczy świat powojennej Barcelony, która wciąż zmaga się z duchami przeszłości. „Więzień nieba”’ skupia się przede wszystkim na losach Fermina Romero de Torresa, a że jest to niezwykle barwna i interesująca postać, to powieść jest dzięki niemu jeszcze ciekawsza i bardziej wciągająca.

            Jednak te wszystkie zalety przysłoniła mi jedna, dość istotna wada. Książka była dla mnie zdecydowanie za krótka. Nich nie zwiedzie Was ilość stron, ponad 400, bo czcionka jest naprawdę dużych rozmiarów, marginesy i akapity szerokie, a treść poprzedzielana zdjęciami. Czytając, miałam wrażenie, że „Więzień nieba” stanowi zaledwie wstęp, preludium do dalszych, zdecydowanie ważniejszych wydarzeń, przeznaczonych na kolejne powieści. Przez to czuję pewien niedosyt po zakończeniu lektury. Wiele wątków zostało rozpoczętych, a mało wyjaśnionych i doprowadzonych do końca. Kilka elementów zupełnie nie zgadza mi się z wydarzeniami z „Gry anioła”, ale myślę, że autor wszystko sobie dokładnie zaplanował i będą one miały swoje rozwiązanie w jego następnych książkach. Sądzę, że, gdy Zafon napisze jeszcze kilka następnych pozycji z serii o Cmentarzu Zapomnianych Książek, „Więzień nieba” będzie mógł być traktowany jako spoiwo łączące „Cień wiatru” z „Grą anioła”. Niemniej, jak na razie, byłabym gotowa poczekać jeszcze z rok, półtora, dać autorowi więcej czasu na pisanie, tak, żeby jego najnowsza powieść stanowiła zwartą historię, jak było to w przypadku „Cienia wiatru” czy „Gry anioła”, a nie zaledwie wstęp do większej całości.

            Podsumowując, „Więzień nieba” to niewielka dawka świetnej prozy Zafona, którego jednak wolę czytać w zdecydowanie większych porcjach. Polecam, bo jeśli chodzi o historię, styl pisania czy klimat nie mam autorowi absolutnie nic do zarzucenia. Tylko ta długość... Niemniej dla wszystkich fanów „Cienia wiatru”, „Gry anioła” czy „Mariny” jest to pozycja obowiązkowa, chociaż sądzę, że tych, co znają już prozę Zafona, nie trzeba specjalnie zachęcać do przeczytania jego najnowszej książki. Myślę, ze sami zrobicie to z ogromną ciekawością i przyjemnością. :)

Moja ocena: 5-/6
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 411
poniedziałek, 23 kwietnia 2012 | By: Annie

"Dziewczynka, która widziała zbyt wiele" - Małgorzata Warda


           Małgorzata Warda to bardzo ceniona i popularna polska pisarka, która w swych książkach porusza trudną tematykę obyczajową. „Dziewczynka, która widziała zbyt wiele” to pierwsza powieść tej autorki, którą miałam okazję przeczytać. I na pewno nie ostatnia. :)

Ile można poświęcić dla ukochanej osoby?
Aaron i Ania są dla siebie całym światem. Kiedy ich matka zaczyna chorować, trafiają pod opiekę ciotki. Jej dom, który dziewczynka pamięta jako niezwykle piękny, wypełniony sztuką i antycznymi meblami, staje się miejscem przemocy i dramatycznej walki. Kto ochroni rodzeństwo, gdy wszystkie granice zostaną przekroczone? Czy dziecięca wyobraźnia Ani pozwoli jej zapomnieć o wydarzeniach w zamkniętym pokoju? Czy Aaronowi uda się ochronić swoją siostrę? *

           Toksyczna miłość, przemoc domowa, molestowanie, depresja, brak akceptacji wśród rówieśników, zdrada i samotność to tylko niektóre z tematów poruszonych w książce. Jednak mimo tak ciężkiej problematyki powieść czyta się stosunkowo przyjemnie i łatwo, a to wszystko dzięki świetnemu stylowi pisania autorki. Małgorzata Warda dostarcza swym czytelnikom dużą dawkę naprawdę dobrej prozy obyczajowej. Może nie jest to pozycja, którą pochłania się z zapartym tchem, jednak nie można odmówić jej innych zalet, takich jak realistyczni, dobrze skonstruowani bohaterowie i poruszająca historia. Dużym atutem powieści jest ciekawie poprowadzona akcja z wieloma przeskokami w czasie i retrospekcjami, W trakcie czytania, z tej zagmatwanej plątaniny dat i wspomnień, stopniowo wyłania się coraz bardziej zrozumiały i przerażający obraz przeżyć rodzeństwa, a także umotywowanie postępowania Ani. Książka Małgorzaty Wardy przypomina mi trochę prozę Jodi Picoult, więc jeśli lubicie powieści autorstwa tej bestsellerowej, amerykańskiej pisarki śmiało sięgnijcie również po „Dziewczynkę, która widziała zbyt wiele”. Do przeczytania tej książki zachęcam wszystkich, którzy lubią zwyczajnie dobrą i poruszającą literaturę obyczajową.

Moja ocena: 5/6
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 315

Dość długo zwlekałam z napisaniem recenzji tej książki, w sumie sama nie wiem czemu. Tak to nie raz bywa, też tak czasem macie? :)

Ostatnio trafiam na tak fajne książki, że aż mnie samą ten fart zaskakuje. Lista pisarzy, których pozycje koniecznie chcę zdobyć i przeczytać wciąż się wydłuża, a niestety, czasu na czytanie mam teraz naprawdę niewiele. Pociesza mnie myśl, ze już od 18 maja będę miała ponad cztery miesiące niczym niezmąconego spokoju, które zamierzam spędzić podróżując i odpoczywając w towarzystwie przyjaciół i książek.:) Może wtedy uda mi się wreszcie trochę nadgonić kolejkę ‘chcę przeczytać’. :)

*opis z okładki
sobota, 21 kwietnia 2012 | By: Annie

"Cichy wielbiciel" - Olga Rudnicka


            Julia to zwykła, ładna i młoda dziewczyna. Ma chłopaka, przyjaciół i dobra pracę. Prowadzi spokojne, monotonne życie. Jednak pewnego dnia, w wyniku pechowego zbiegu okoliczności, ścieżka jej życia przecina się z życiem pewnego mężczyzny. I wtedy zaczyna się koszmar. Na początku pojawiają się tajemnicze prezenty, kwiaty, romantyczne wiersze i smsy, które z czasem przeobrażają się w natrętne telefony, wiadomości z pogróżkami, śledzenie i nieustające poczucie zagrożenia. Cichy wielbiciel przemienia się w namolnego i budzącego strach stalkera, który w obliczu prawa jeszcze do niedawna pozostawał zupełnie bezkarny...

           Sięgając po „Cichego wielbiciela” nie bardzo wiedziałam, czego mogę się spodziewać. Okładka nastawiła mnie na kryminał lub thriller (od razu skojarzyła mi się z „Kobietą w klatce”), jednak wrażenie to okazało się być mylne. „Cichy wielbiciel” to wciągająca i świetnie napisana powieść obyczajowa. Zawsze bardzo emocjonalnie podchodzę do przeżyć bohaterów, identyfikuję się z nimi i intensywnie przeżywam ich problemy. Podczas czytania książki Olgi Rudnickiej wyraźnie czułam napięcie Julii i towarzyszące jej nieustannie poczucie zagrożenia. Powieść przepełniona jest emocjami, niewypowiedzianym strachem. Doskonale ukazuje ludzką psychikę, motywy postępowania i bardzo dokładnie opisuje zjawisko jakim jest stalking. Podziwiam autorkę za tak ciekawe poprowadzenie akcji, ani przez chwilę się nie nudziłam. Przez cały czas byłam zafascynowana jak potoczą się dalsze losy bohaterów. Ciekawa konstrukcja, między innymi duża ilość korespondencji w formie smsów, sprawiły, że pozycję tę czyta się szybko i, mimo trudnej tematyki, bardzo przyjemnie. I, co ważne, powieść niesie ze sobą przesłanie; uświadamia i dostarcza wielu informacji na temat stalkingu. Po skończeniu czytania można tylko współczuć osobom dotkniętym tym zjawiskiem i mieć nadzieję, że taki problem nigdy nie będzie dotyczył nas... Choć niestety, nie mamy na to żadnego wpływu. To stalker wybiera swoją ofiarę, nie pytając jej wcale o zgodę...

           Jak pewnie większość czytelników mojego bloga zauważyła, przeważnie czytam książki obyczajowe i to właśnie w takiej tematyce poruszam się najchętniej. Dzięki temu mam pewne porównanie i mogę śmiało stwierdzić, że „Cichy wielbiciel” to jedna z lepiej skonstruowanych i napisanych powieści obyczajowych, poruszających trudne zjawiska psychologiczne, jaką miałam okazję kiedykolwiek przeczytać. Po tak pozytywnych wrażeniach związanych z tą pozycją muszę koniecznie zaopatrzyć się i przeczytać wcześniejsze książki autorstwa Olgi Rudnickiej. Coś czuję, że czeka mnie prawdziwa literacka uczta. :) A sięgnięcie po „Cichego wielbiciela” serdecznie wszystkim polecam! :)

Moja ocena: 6-/6
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 438

A na koniec filmik promujący czytanie. Od siebie dodam, że, między innymi, dla takich książek jak „Cichy wielbiciel” warto czytać. :)

wtorek, 17 kwietnia 2012 | By: Annie

"Córki wkraczają na scenę" - Joanna Philbin


           Bardzo lubię czytać książkowe serie. Ogromną radość sprawia mi moment, kiedy po kilku miesiącach przerwy wracam do znanych mi z poprzednich tomów bohaterów, gdy mogę przeczytać o ich dalszych przygodach i ponownie wkraczam do znanego mi już wcześniej świata. To jak spotkanie ze starymi przyjaciółmi, tym bardziej przyjemne jeśli książka jest lekką, sympatyczną i świetnie napisaną powieścią. A bez wątpienia do takich pozycji można zaliczyć wszystkie części z serii „Córki” autorstwa Joanny Philbin.

           „Córki wkraczają na scenę” to już trzeci tom cyklu, równie dobry jak dwa poprzednie, o których pisałam TUTAJ i TUTAJ. Joanna Philbin po raz kolejny zabiera swoich czytelników w świat bogatych, nowojorskich nastolatek, które urodziły się w blasku sławy swoich rodziców. Poznajemy losy trzech, bardzo sympatycznych przyjaciółek, Hudson, Cariny i Lizzie. W tej części uwaga skupiona jest na perypetiach Hudson, która próbuje swoich sił w przemyśle muzycznym i usiłuje uwolnić się od kontrolującej i zaborczej matki, gwiazdy muzyki pop.

           Bardzo polecam zarówno tę książkę, jak i całą serię, jako lekturę na kilka wiosennych wieczorów lub na czytelnicze popołudnie w parku, jak było to w moim przypadku. :) Nie spodziewajcie się fajerwerków, ale jeśli szukacie lekkich, poprawiających humor i dostarczających świetnej rozrywki powieści to seria „Córki” w pełni zaspokoi Wasze oczekiwania. Książki pochłania się bardzo szybko, przyjemnie i, co ważne, każdą z części można czytać osobno. Stanowią pewną ciągłość, ale, jeśli zaczniecie lekturę od drugiego czy trzeciego tomu, to bez problemu połapiecie się w postaciach i wątkach, gdyż w każdym tomie autorka dyskretnie przypomina wydarzenia z poprzednich części. Bardzo polecam! :)

„Córki wkraczają na scenę” to przedostatni tom z cyklu. Autorka ma w planach wydanie jeszcze czwartej części, która w maju tego roku będzie miała swoją premierę w Stanach Zjednoczonych. Już się nie mogę doczekać, choć smutno będzie mi pożegnać się z tą serią...

Moja ocena: 5/6
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 303

P.S. Nie wiem jak Wam, ale mi strasznie podobają się okładki tej serii. Emanują takim optymizmem, radością i wiosną. :) Poniżej okładki z dwóch wcześniejszych tomów, i amerykańska okładka tomu czwartego

            
poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | By: Annie

"Cień wiatru" - Carlos Ruiz Zafon


W natłoku nowości wydawniczych, niekończących się stosików i wciąż wydłużającej się listy „chcę przeczytać” rzadko mamy czas i okazję, aby ponownie sięgnąć po naszych ulubionych, choć nieco zapomnianych, książkowych przyjaciół. Mam kilka takich pozycji, które uwielbiam i kocham całym sercem, do których bardzo chciałabym wrócić, a jednak zawsze coś odciąga moją uwagę i ich ponowne przeczytanie wciąż przekładam na później. Powieści te czekają cierpliwie na półce, jak to z najlepszymi przyjaciółmi bywa, choć zupełnie na takie zapomnienie nie zasługują. Na szczęście, ostatnio, udało mi się wygospodarować trochę czasu i po kilkuletniej przerwie, po raz trzeci w życiu, zagłębiłam się w magiczny świat stworzony przez Carlosa Ruiza Zafona w „Cieniu wiatru”. Przyznam, że przyczyniła się do tego moja prezentacja maturalna, w której powołuję się na tę pozycję, niemniej, niezależnie od motywacji, ogromnie się cieszę, że udało mi się ponownie przeczytać tę świetną powieść.

Nie będę tu opisywała fabuły i historii przedstawionej w książce, bo o tej pozycji zostało napisane już wszystko, co było do napisania i nie ma chyba czytelnika, który nie znałby jej, jeśli nawet nie z własnej lektury, to chociaż ze słyszenia. Od siebie powiem tylko, że uwielbiam Zafona; jego styl, niezwykłą magię i niepowtarzalny nastrój, które potrafi stworzyć na kartach książki. Wspaniały język i piękna historia oczarowują czytelnika, a to wszystko na tle powojennej, mrocznej i tajemniczej Barcelony. Cieszyłam się lekturą tej powieści tak bardzo jak za pierwszym podejściem, choć oczywiście historia była pozbawiona elementu zaskoczenia. Niemniej, za każdym razem gdy wracam do wcześniej przeczytanych książek, odkrywam w nich coś nowego, a tym razem dostrzegłam jak miejscami zabawny i śmieszny bywa „Cień wiatru”. Ze względu na moją prezentację, zwracałam uwagę na opisy ulic, miejsc oraz budynków, więc przy okazji dostrzegłam także jak wielką skarbnicą wiedzy na temat ciekawych i wartych zobaczenia miejsc w Barcelonie jest ta powieść. Przy okazji zakupiłam również malutki przewodnik po mieście, stworzony na podstawie miejsc z powieści Zafona. Jest to ciekawe dopełnienie lektury, zostały tam zamieszczone różne ciekawostki oraz wypowiedzi autora, więc dla fanów to obowiązkowy smaczek do chrupania na deser po książce. :) Na pewno, jeśli uda mi się w najbliższym czasie odwiedzić Barcelonę (a planuję!), to uwzględnię niektóre z miejsc opisanych w przewodniku w moim planie zwiedzania.


Podsumowując, kto jeszcze nie czytał tej powieści – bardzo, bardzo polecam! Martwi mnie tylko, że tak wiele dobrego zostało napisane o tej pozycji, że jej nowi czytelnicy spodziewają się nie wiadomo jakich cudów i objawień. Przez to mogą się poczuć nieco rozczarowani, bo, jak by nie patrzeć, „Cień wiatru” to bardzo dobra książka, ale tylko książka. Lubię podchodzić do powieści bez uprzedzeń, choć czasami, zwłaszcza w przypadku tak popularnych, bestsellerowych lektur ciężko ich uniknąć. Ja bardzo się cieszę, że moje pierwsze spotkanie z „Cieniem wiatru” nastąpiło zaraz po jego premierze, dobrych kilka lat temu. Zafon nie był wówczas jeszcze tak popularny, jak obecnie, nie miałam wobec niego żadnych oczekiwań i wymagań. Lektura jego powieści okazała się być ogromną, bardzo pozytywną niespodzianką, która pochłonęła mnie na wiele godzin i sprawiła, że po latach wciąż wracam do tej książki. Mam nadzieję, że tym, którzy jeszcze nie czytali tej książki spodoba się ona równie mocno co mi. :)

Dobrze jest czasem, wśród świeżynek literackich, wygospodarować trochę czasu dla takich starych, zapomnianych przyjaciół. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się odświeżyć moje ukochane „Przeminęło z wiatrem”. Wam również polecam powrót do ulubionych powieści, które samotnie kurzą się na półkach. Macie takie plany? Jeśli tak, to do jakich książek najbardziej chcielibyście wrócić?
środa, 4 kwietnia 2012 | By: Annie

"Zanim zasnę" - S.J. Watson


Pamięć jest tym, co nas definiuje, określa naszą osobowość i wyznacza nasze miejsce w otaczającym nas świecie. Bez niej jesteśmy bezbronni, zdezorientowani i zagubieni. Jedne wspomnienia hołubimy, o innych wolelibyśmy zapomnieć, jednak nasz bagaż pamięci towarzyszy nam nieustannie i w każdej chwili możemy do niego sięgnąć, aby z odmętów przeszłości wydobyć potrzebne nam wspomnienia. Christine, główna bohaterka elektryzującej powieści „Zanim zasnę” autorstwa S.J. Watsona, nie posiada takiego dobytku. Znacie to uczucie gdy budzicie się w nowym miejscu i przez kilka pierwszych chwil zupełnie nie wiecie gdzie jesteście? Christine ma tak codziennie, z tą tylko różnicą, że ona nie odzyskuje pamięci. Każdy dzień zaczyna się tak samo, wciąż i wciąż od nowa. Kobieta budzi się w nieznanym domu, obok niej leży nieznany, żonaty mężczyzna, a w lustrze widzi twarz 47-letniej kobiety. Christine zupełnie nie wie co się dzieje, panikuje, a po chwili okazuje się, że nieznajomy facet obok jest jej mężem, który cierpliwie, po raz setny, oznajmia jej, że są małżeństwem od kilkunastu lat i w wyniku wypadku jej umysł stracił umiejętność tworzenia pamięci długotrwałej. Christine co rano budzi się z poczuciem, że ma 20 lat, a jej wspomnienia z poprzedniej doby znikają. Jednak pewnego dnia okazuje się, że bohaterka przez ostatnich kilka tygodni, w tajemnicy przed mężem, pisała dziennik, w którym skrupulatnie zapisywała wszystkie wydarzenia. Wiele elementów się nie zgadza, tajemnice z przeszłości stopniowo wychodzą na jaw, a z kart pamiętnika wyłania się mrożąca krew w żyłach historia z zaskakującym zakończeniem. Czy Christine może ufać swojemu mężowi? Co tak naprawdę wydarzyło się w dniu, kiedy straciła pamięć?

Wielokrotnie podczas lektury zamykałam oczy i usiłowałam wczuć się w sytuację Christine, wyobrazić sobie jak może wyglądać życie bez wspomnień z ostatnich 20 lat, kiedy każdy dzień jest jak biała, niezapisana kartka. Christine jest bezbronna, zdana na łaskę innych, nie może zweryfikować kłamstwa, a nawet gdy odkryje coś wstrząsającego na następny dzień i tak tego nie pamięta. Jej przeszłość może być dowolnie modelowana przez inne osoby, a mąż wydaje się być zupełnie obcym człowiekiem, któremu ciężko zaufać. Christine jest nikim, a jednocześnie może być każdym. Historię kobiety poznajemy z jej punku widzenia, co czyni książkę jeszcze bardziej autentyczną. Christine jest postacią, którą łatwo polubić i utożsamiać się z nią, przez co lektura tej pozycji dostarcza mnóstwa emocji, wciąga i porywa, tak że ciężko się od niej oderwać. Książka stanowi przede wszystkim świetną rozrywkę, choć oprócz tego dostarcza również wielu tematów do głębszych refleksji i uświadamia jak ważnym elementem naszego życia są wspomnienia. Bez nich nie istniejemy...

Mogę śmiało stwierdzić, że „Zanim zasnę” to najlepszy thriller jaki kiedykolwiek miałam okazję przeczytać i wątpię czy jakakolwiek inna pozycja z tego gatunku będzie w stanie przebić wrażenie jakie wywarła na mnie lektura tej powieści. Warto wspomnieć, że jest to debiutancka książka S.J. Watsona, więc tym bardziej należą mu się ogromne wyrazy uznania za stworzenie tak niezwykłej, porywającej i oryginalnej historii już za pierwszym podejściem. Na pewno będę uważnie śledziła jego dalsze poczynania pisarskie, a co nowego wyda, kupię od razu w dniu premiery. Myślę, że powieść „Zanim zasnę” ma zadatki na zostanie prawdziwym bestsellerem, czego z całego serca jej życzę. Książka w pełni zasługuje na takie wyróżnienie i mam nadzieję, że uda się jej przebić na rynku. Szkoda by było żeby taka perełka zagubiła się gdzieś w gąszczu wampirów i skandynawskich kryminałów. :) Bardzo zachęcam Was do lektury tej pozycji, naprawdę warto. To nie tylko świetna rozrywka, ale również duża dawka emocji i poruszająca historia kobiety walczącej o swoją tożsamość. Bardzo, bardzo polecam!

Moja ocena: 6/6
Wydawnictwo: Sonia Draga
Liczba stron: 407
wtorek, 3 kwietnia 2012 | By: Annie

Stos kwietniowy :)

Od mojego ostatniego stosiku upłynęło już sporo czasu, tak więc pora pochwalić się najnowszymi zdobyczami książkowymi, które umilają mi pierwsze dni niestety zimnej i deszczowej wiosny, a także czas do nieuchronnie zbliżającej się matury. Obecnie rozpoczynam ferie wiosenne, więc w perspektywie mam tydzień wolnego, który zamierzam poświęcić na odpoczynek, czytanie i nadrobienie recenzyjnych zaległości na blogu, zwłaszcza tych z końcówki zeszłego roku (wstyd!). No i oczywiście na naukę biologii, chemii oraz matematyki. Obecnie najbardziej skłaniam się do pójścia na farmację, ale zdanie zmieniam średnio raz na kilka tygodni, więc zobaczymy jak wyjdzie. :) Na pewno papiery będę składała na wiele różnych kierunków, a jak na wszystko się dostanę, to dopiero wtedy bedę się martwić decyzjami. :) Planuję także doczytać kilka zaległych lektur szkolnych, których czytanie przerwałam kilka rozdziałów przed końcem i jakoś nie mogę się zebrać do ich dokończenia. Do takich pozycji należy np. "Nad Niemnem" i "Ludzie bezdomni" - obie powieści podobają mi się, więc w sumie nie mam pojęcia co mnie powstrzymuje przed ich doczytaniem. Też tak czasem macie? :) Zamierzam także przeczytać I tom "Chłopów", bo jest to jedyna lektura szkolna, którą sobie odpuściłam, a moja przyjaciółka ma przeczucie, że to właśnie ta pozycja będzie w tym roku na maturze. :) Muszę również dokończyć moją prezentację maturalną, ale to będzie sama przyjemność. Wszystkie materiały mam przygotowane, przeczytane i obejrzane, większość rzeczy już opisałam, więc teraz zostały mi same kosmetyczne poprawki. Tak więc życzcie mi powodzenia w moich wiosennych planach, a teraz już nie nudzę tylko przedstawiam Wam moje najnowsze zdobycze książkowe:
(niektóre książki już zrecenzowałam, klikając na tytuł przeniesiecie się na stronę recenzji)


Od góry:
1. "I nie było już nikogo" - świetny kryminał Agaty Christie
2. "Kwiaty na poddaszu" - prezent od mojego chłopaka, dziękuję! :)
3. "Sister" Rosamund Lupton - po angielsku, druga książka Rosamund Lupton w mojej kolekcji. Co prawda nie czytałam jeszcze żadnej powieści tej autorki, ale widziałam mnóstwo pozytywnych opinii i jestem pewna, że mi się spodoba. :)
4. "Punkt wyjścia" - do recenzji od Oficynki, dziękuję :)
5.6.7.8. Książki z serii Otwarte Dla Ciebie, do recenzji od wydawnictwa Otwarte. "Dom z moich marzeń" przeczytany, recenzja pojawi się jutro lub pojutrze. Natomiast "Drogę do Różan" prezentowałam już w poprzednim stosiku, ale był to egzemplarz recenzencki, a wydawnictwo było tak miłe i przysłało mi również tę oficjalną wersję. Dziękuję! :)
9.10.11. - od Muzy, również bardzo dziękuję! :)
12. "Mariola, moje krople" - upolowana na wyprzedaży w Empiku za 10 złotych.
13.14.15. - do recenzji od wydawnictwa Sonia Draga. Bardzo dziękuję! :) "Do ostatniej łzy" zachwyciło mnie, podobnie jak powieść "Zanim zasnę", której recenzję planuję zamieścić jutro. :)
16. "Bratnie dusze" - wyczekana, od Rebisu. Dziękuję! :)
17. "Pod nocnym niebem" - od Prószyńskiego
18.19. - obie pozycje od wydawnictwa MG, ogromnie dziękuję! :) "Lokatorka Wildfell Hall" Anne Bronte jest przepięknie wydana i już nie mogę się doczekać kiedy znajdę czas na jej przeczytanie.
20. "Dama, kochanka, legenda" - biografia Elizabeth Taylor, druga pozycja od Prószyńskiego, za obie bardzo dziękuję. :)

Miłego wieczoru! :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...