Słodko, słodko aż do bólu. Małe, sielskie miasteczko w
Alabamie, nieszczęśliwy i chory samotnik, który przyjeżdża tam w okresie Świąt
oraz idealnie mili mieszkańcy, czyli jednym słowem popis amerykańskiego kiczu,
łudząco podobnego do książek Debbie Macomber. :)
Nie poczułam tu atmosfery Świąt. Jest zbyt słodko, zbyt
idealnie, a przez to zbyt nierealnie. Boże Narodzenie jest tu wspomniane jakby
mimochodem. Historia składa się z samych schematów, ale sama jestem sobie winna
– chciałam czego lekkiego, przyjemnego, niewymagającego skupienia, co
jednocześnie wprowadzi mnie w świąteczny nastrój. Trochę się rozczarowałam. Są
czytadła lepsze i czytadła gorsze, a „Święta z kardynałem” należą raczej do tej
drugiej kategorii... Na moich półkach czekają jeszcze dwie kolejne książki tej
autorki i mam szczerą nadzieję, że reprezentują sobą nieco wyższy poziom...
Powiem tak; w okresie przedświątecznym powieść jest jeszcze
do strawienia – mimo całej jej przewidywalności i przesłodzenia jest lekko,
przyjemnie i sprawnie napisane. Jednak o każdej innej porze ci schematyczni,
nieskazitelnie dobrzy bohaterowie byliby dla mnie nie od zniesienia. I jeszcze
taka mała dygresja; czemu na okładce książki, w której jednym z ważniejszych
bohaterów jest ptak z gatunku kardynałów narysowana jest papuga?! ;)
5 komentarzy:
Na pewno nie sięgnę po tą książkę. Swoją recenzją skutecznie mi ją wybiłaś z głowy ;)
O kurczę, to mnie zaskoczyła Twoja recenzja, bo widziałam głównie pozytywne opinie na temat tej książki.
Pozdrawiam przedświątecznie!
Mnie w ogóle nie ciągnie do powieści Flagg, więc po tę nie będę sięgać. Teraz na tapecie też mam świąteczną historię, mam nadzieję, że nie będzie banalna.
Ja przymierzam się do "Smażonych zielonych pomidorów", bo podobno to najlepsza książka tej autorki. Za powyższy tytuł raczej się nie zabiorę ;)
Dlatego nie lubisz przesłodzenia...
Prześlij komentarz