Wepchnęła się mi się ta książka przed kolejkę pozycji
czekających na zrecenzowanie, ale koniecznie muszę wyrzucić z siebie moje
przemyślenia i podzielić się z Wami wrażeniami, które, ku mojemu rozczarowaniu,
nie należą do szczególnie entuzjastycznych i pozytywnych...
Jerzego Stuhra zna chyba każdy, chociażby z roli słynnego
Maksia z „Seksmisji” czy jako głos Osła ze „Shreka”. Jest wybitnym,
utalentowanym aktorem i nikt w to nie wątpi. Głupio czuję się krytykując
prywatne zapiski autorstwa tak uznanej, starszej i doświadczonej osoby, ale
pozycja ma sporo wad i żeby napisać rzetelną recenzję nie sposób ich pominąć.
Nie będę tu analizować czyichś myśli, bo mija się to z celem. Pan Stuhr miał
prawo napisać w swoim dzienniku wszystko, co tylko chciał. Jednak ja również
mam prawo napisać u siebie to, że niektóre jego opinie są krzywdzące,
niesprawiedliwe i zbyt uogólniające. Mało tu o chorobie, a za to niemalże każda
strona przesycona jest krytyką światka aktorskiego, polityki i bieżących
wydarzeń z życia publicznego. I jest to krytyka bardzo ostra, mało obiektywna i
czasami obraźliwa jak na przykład w sprawie ACTA czy w temacie o wyrzekaniu się
wiary. Bardzo nie podobało mi się to nieco wyolbrzymione podejście do
niektórych spraw z bieżącego życia publicznego, ta nieprzyjemna i
bezkompromisowa ocena rzeczywistości, nierzadko przesadzona i ewidentnie
zgorzkniała. Można tłumaczyć autora, ma prawo do wyrażania swoich osądów, jak
ciężkie by one nie były, choroba dostarcza mu do tego dodatkowych
usprawiedliwień. Jednak te wszystkie uogólnienia, brak merytorycznej wiedzy i
obrażanie młodych ludzi odebrały mi prawie całą radość czytania. Na okładce
widzimy napis „ta książka daje nadzieję!”. Nie zauważyłam tego. Dla mnie
pozycja ma wydźwięk przede wszystkim bardzo krytyczny wobec otaczającej nas
rzeczywistości i zgryźliwy. Dopiero na sam koniec, kiedy autor zaniechał
komentowania bieżących wydarzeń ze świata polityki, na kartki dziennika
przebiły się pewne informacje o chorobie, wola walki z rakiem i wsparcie
rodziny. O tych fragmentach, a także o zamieszczonym na samym końcu wywiadzie
mogę napisać, że były naprawdę dobre. Jednak tym, co szczególnie mnie
zdenerwowało były dwa wielkie spoilery filmów „Róża” i „W ciemności”, które
zamierzałam obejrzeć w bliskiej przyszłości. Wydawałoby się, że pan Stuhr, jako
osoba od kilkudziesięciu lat związana z kinem, mógłby pomyśleć o potencjalnych
czytelnikach, którzy nie mieli jeszcze okazji obejrzeć wspominanych filmów. A
tak znam dokładne opisy ostatnich scen. Pozostawiam to bez komentarza. Ehhh...
Dodatkowo ciężki, toporny język, pokręcone zdania z niekiedy trudnym do
rozszyfrowania sensem nie sprzyjają czerpaniu przyjemności z czytania.
Żeby nie kończyć tak pesymistycznie dodam jeszcze, że książka jest pięknie wydana- zdjęcia, twarda oprawa, świetnej jakości papier. Wydawca bardzo się postarał. :)
17 komentarzy:
zupełnie nie moja bajka, nie czytuję tego typu książek, mimo że akurat tego pana bardzo lubię
pozdrawiam
Rzuciłaś nowe światło na tę pozycję, recenzja stonowana, bez entuzjazmu, ale odnoszę wrażenie, że jednocześnie bardzo prawdziwa i rzetelna. Dobrze wiedzieć, że książka ta ma swoje plusy ale też minusy. Mam zamiar przeczytać, ale za jakiś czas :)
Mnie się właśnie bardzo podobało to, że mimo, że zapiski z okresu choroby to prawie w ogóle o chorobie autor nie pisze. Odczytałam to jako próbę normalnego życia mimo wszystko i to właśnie było pozytywne:)
chyba jednak nie przeczytam. autobiografie-ok, ale bez refleksji o polityce itp. tego nie lubie
Bardzo pozytywnie odebrałam tę książkę. Cenię ludzi, którzy potrafią dostrzec wszechobecną głupotę i potrafią ją inteligentnie skrytykować. Nie odebrałam tego jako zgorzkniałą ocenę rzeczywistości. Wydała mi się wyjątkowo prawdziwa i mocno - jak zauważyłaś - bezkompromisowa. Jednak mocno na plus :-) Pozdrawiam.
Książka już do mnie została wysłana i ... mam spore obawy. Recenzje są tak zróżnicowane, że nie wiem kompletnie czego się spodziewać. Mam niejasne przeczucie że nie do końca będzie mnie satysfakcjonowała. Muszę poczekać i przeczytać.
Pozdrawiam
A ja jestem bardzo ciekawa Stuhra. Bardzo go cenię jako aktora i z wielką chęcią poznam go od prywatnej strony.
no ja chyba sobie jednak odpuszcze
Raczej się nie skuszę ;)
Jestem w trakcie czytania i zauważyłem sprzeczność pomiędzy nadzieją, a tym o czym pisze autor! Narzekania, chwalenie najbliższych, samouwielbienie... I choć choroba wybacza wiele to ja tego nie ogarniam... Pewnie dotrwał do końca, ale będzie to trwanie, a nie nadzieja
Jestem w trakcie czytania i zauważyłem sprzeczność pomiędzy nadzieją, a tym o czym pisze autor! Narzekania, chwalenie najbliższych, samouwielbienie... I choć choroba wybacza wiele to ja tego nie ogarniam... Pewnie dotrwał do końca, ale będzie to trwanie, a nie nadzieja
Kamil - prawda? dokładnie to samo zauważyłam i dlatego właśnie ta książka nie przypadła mi do gustu... Pozdrawiam :)
Myślę, że nie chodzi w o nadzieję w potocznym rozumieniu... Wgryźcie się głębiej a odkryjecie o co tu chodzi:)
Miłej zabawy:)
No tak, ale z drugiej strony dlaczego Stuhr mial pisac tylko i wylacznie o chorobie? Jest wiele takich ksiazek. Moim zdaniem warto czasami natknac sie na biografie, gdzie czlowiek spotyka sie z ostra opinia i nawet jezeli kloci sie ona z naszymi pogladami to caly czas warto zmierzyc sie z taka ksiazka, chocby po to zeby odbyc z autorem debate na argumenty i odswiezyc swoje przemyslenia.
I tak jeszcze dodajac, to wlasnie boli mnie to, ze wiele osob siegnelo po te ksiazke tylko po to zeby wejsc pod pierzyne czlowieka, ktory przezyl raka. A przeciez Jerzy Stuhr to nie tylko chemia i naswietlania, ale rowniez silna osobowosc i wyraziste poglady na rozne tematy.
Patricia - masz rację, wiele osób sięgnęło po jego książkę, żeby dowiedzieć się jak przeżył i przetrwał raka - ale własnie w taki sposób jest reklamowana ta książka, jako zapiski o walce z chorobą, więc wydaje mi się, że ludzie po prostu tego oczekują. Z resztą ciężko ich winić, skoro opis z tyłu ksiązki zapowiada, że jest to dziennik o walce z chorobą, że "autor ma odwagę pisać i mówić o chorobie". Wydawca zmylił czytelników, bo o chorobie jest tu naprawdę niewiele, a ci, którzy własnie na to się nastawiali mogą poczuć sie zawiedzeni. :)
I masz rację, warto było zmierzyc się z ta książką :)
Hmm... Mi się podobało, ale nie brałam się zupełnie za ocenę jego poglądów. Tak, z niektórymi się nie zgadzam. To o ACTA rzeczywiście może nasze pokolenie oburzać. Ale to w sumie taki osobisty dziennik, zbiór refleksji. Dla mnie jest przez te wszystkie poglądy dużo bardziej autentyczny. http://zakamarek2013.blogspot.com/2014/08/tak-sobie-mysle.html
Prześlij komentarz