Lubię czytać różnorodnie; raz sięgam po fantastykę, innym
razem po kryminały, dość często nachodzi mnie ochota na poruszająca literaturę
obyczajową, a czasami mam chęć na lekkie, babskie czytadło. I na taki właśnie nastrój
doskonale sprawdziła się powieść „Dom z moich marzeń” autorstwa Laury Dave.
„Rzymskie wakacje” to piękny film o miłości uwielbiany przez
miliony kobiet. Dla Annie Adams jest jednak zwiastunem katastrofy. Każdy seans
pociąga za sobą lawinę nieoczekiwanych zdarzeń – od rozwodu rodziców i utraty
pracy, po odejście narzeczonego. Kiedy na drodze Annie
pojawia się Griffin, przystojny i opiekuńczy szef kuchni, dziewczyna ma
wrażenie, że niespodziewanie otrzymała od życia mężczyznę i dom, o których
skrycie marzyła. Mimo że w końcu jest szczęśliwa, nie potrafi przestać igrać z
losem. Czy i to uczucie zniszczy klątwa "Rzymskich wakacji".
Książka rozkręca się powoli. Z początku nieszczególnie
przypadła mi do gustu, wydawała mi się bardzo przewidywalna i naiwna. Jednak, w
miarę czytania, zostałam kilka razy pozytywnie zaskoczona, dałam książce drugą
szansę i ostatnie 150 stron czytałam już z niemałą przyjemnością. Wydaje mi
się, że sam pomysł na historię miał nieco większy potencjał niż został w
rzeczywistości wykorzystany przez autorkę, niemniej, bez specjalnie
wygórowanych oczekiwań, można naprawdę cieszyć się lekturą tej książki. „Dom z
moich marzeń” to lekka, ciekawa i wciągająca powieść o podróżach, życiowych
wyborach i miłości. Jest niezobowiązująca, napisana bardzo prostym
językiem, szybko i przyjemnie się ją pochłania. Kto lubi takie lekkie, kobiece
czytadła, zachęcam do przeczytania. W sam raz na podróż pociągiem czy leniwe, słoneczne
popołudnie na leżaku. :)
Moja ocena: 4/6
Wydawnictwo: Otwarte
Liczba stron: 374
13 komentarzy:
rzadko sięgam po typowo babskie czytadełka, rzadko mnie na nie nachodzi, więc pewnie nie będę miała okazji przeczytać :)
Czasami mam ochotę na taką lekką książkę, dlatego ta pozycja znajduje się już na mojej liście obowiązkowych do przeczytania.
Czeka na półce na swą kolej, mam ochotę na taką lekką lekturę, więc wkrótce się za nią zabiorę :)
Hmm, no nie wiem. W pewnym momencie takie lekkie historyjki nudzą - zbyt często są do siebie podobne.
Raczej nie dla mnie.
Pozdrawiam!
Tirindeth - w większych dawkach takie historie też mnie nudzą, ale od czasu do czasu, czemu nie :)
To Otwarte dla Ciebie wydało fajne te romanse ;) Mnie też się podobają, a myslałam, że będą raczej BARDZO średnie :D Są do siebie podobne, ale no cóż... jam baba i lubię zakochiwania się i emocje na granicy wybuchu :D
Są takie okresy w życiu, że człowiek ma dość ambitnej literatury i wtedy aż prosi się przeczytać coś lekkiego i przyjemnego. Ostatnio pojawiło się sporo takich książek, które mimo poruszanej tematyki i lekkiej formy, nie są banalne jak typowe harlequiny. Pozdrawiam
nie, raczej tym razem sobie podaruję lekturę :)
Już sama nie wiem, czy się za nią zabrać.
Ciekawe :) Zachęciłaś mnie do przeczytania tej książki :)
Obserwuję :)
http://blask-ksiazek.blogspot.com/
Nie przepadam za tego typu książkami, więc raczej nie sięgnę ;)
ta seria z Otwartego jest bardzo popularna, ja jeszcze żadnej nie przeczytałam, choć mam w planach:)
Prześlij komentarz