piątek, 30 grudnia 2011 | By: Annie

Podsumowanie 2011 roku

          Nowy Rok zbliża się wielkimi krokami, więc chyba nadszedł czas na małe podsumowanie mijającego roku. :) Robię to już dziś, ponieważ jutro będę cały dzień zajęta przygotowywaniem domu na Sylwestra - dekoracjami, jedzieniem itp. Po burzliwych naradach na temat przewodni zabawy wybrałam Muzyczną Podróż - każda godzina, zaczynając od 20, będzie przeznaczona na inną dekadę muzyczną; od 20 do 21 będą lata 60', od 21 do 22 lata 70' itd., a o północy wkroczymy we współczesność. :) Każdy z gości ma się również przebrać lub przynajmniej dodać do swojego stroju jakiś akcent nawiązujący do jednej z dekad. Ja wybrałam oczywiście moje ukochane lata 80' - strój już naszykowany. :)

No ale trochę odeszłam od tematu, wróćmy zatem do książek. :)
W 2011 roku przeczytałam aż 92 książki (pełna lista TUTAJ), co uważam za ogromny sukces jak na rok z przeprowadzką i klasą maturalną. :) Planowałam co prawda dobić do setki, ale trudno, nie dało rady. :) Mam kilka rozpoczętych, a niedokończonych jeszcze pozycji, więc pójdą one na konto 2012 roku. Czeka na mnie też kilka zaległych recenzji do napisania, to również planuję nadrobić w przyszłym roku (ale na samym początku!). :)
W 2011 roku miałam przyjemność przeczytać wiele wspaniałych pozycji - teraz stwierdzam, że miałam ogromne szczęście co do doboru lektur. Praktycznie wszystkie mi się podobały, a rozczarowań miałam zaledwie kilka. Przedstawiam Wam zwycięską trójkę:
                   
Nr. 1 - "Jeden dzień" Davida Nichollsa
Nr. 2 - "Kiedyś przy Błękitnym Księżycu" Katarzyny Enerlich
Nr. 3 - "Zawsze przy mnie stój" Carolyn Jess-Cooke

Na wyróżnienie zasługuje również:
- "Złodziejka książek" Markusa Zusaka
- "Kosogłos" - Suzanne Colinns - tak jak cała seria, którą przeczytałam w 2010 roku
- "Pasażerka" Zofii Posmysz
- "Szeptem" Becci Fitzpatrick
- "Claude i Camille" Stephanie Cowell
- "Skaza" Zofii Borowskiej-Wyrwa
- "Dwa wybory" - Dianne Wolfer
- "Szare śniegi Syberii" Ruty Sepetys
- "Elizabeth i jej ogród" - Elizabeth von Arnim
- "Las Zębów i Rąk" Carrie Ryan
- "Mroczne szaleństwo" Karen Marie Moning
- "Lalki" Karoliny Święcickiej
- "Betonowy ogród" Iana McEwana
- "Zanim umrę" Jenny Downham
- "Motyl" Lisy Genova
- "Siedem pożarów Mademoisielle" Esther Vilar
- "Zimowy ślub" Sharon Owens

Wybór najlepszych książek był bardzo trudny, te które wybrałam na podium i te wyróżnione tak naprawdę mogłyby stanąć obok siebie, jak równy z równym. :)

Rok 2011 był dla mnie bardzo ważny - można by rzec, że przełomowy. :)
1. Założyłam tego oto bloga, który w styczniu będzie obchodził pierwsze urodziny - szykujcie się na konkurs! :)
2. Rozpoczęłam współpracę w wydawnictwami, choć teraz, po początkowym zachłyśnięciu się, skłaniam się raczej do ograniczenia kontaktów z wydawnictwami.
3. Przeprowadziłam się, co prawda nie na jakoś znaczna odległość, ale zawsze. :)
4. Zrobiłam prawo jazdy.

Nie można wkroczyć w Nowy Rok bez kilku postanowień. :)
1. Będę dalej prowadziła tego bloga, kupowała i przede wszystkim czytała książki. Może w przyszłym roku  uda mi się osiągnąć setkę? Ale nic na siłę, nie cierpię ograniczeń. :)
2. Zdam maturę i dostanę się na studia, farmację lub biotechnologię. :)
3. Wakacje 2012 będą najlepszymi w moim życiu - już teraz planuję wolontariat, wyjazd ze znajomymi i być może pracę au pair. :)
4. Zdam Proficiency
W roku 2011 udało mi się zrealizować wszystkie postanowienia - mam nadzieję, że w przyszłym będzie podobnie. :)

Na koniec kilka danych:
- Odwiedziliście mnie 24 421 razy (jak na daną chwilę) :)
- Zamieszczonych zostało 1649 komentarzy.
- Zamieściłam 121 postów, w tym 81 recenzji.

No i tyle ode mnie. :) Życzę Wszystkim udanego Sylwestra i mnóstwa wspaniałych książek w przyszłym roku! :)
wtorek, 27 grudnia 2011 | By: Annie

"Światła września" - Carlos Ruiz Zafon

            Carlos Ruiz Zafon to jeden z moich ulubionych pisarzy, który zjednał sobie moją sympatię swym wspaniałym stylem oraz niesamowitym, magicznym historiom. Niestety, dawno nie miałam okazji spotkać się z tym autorem. Prawie dwa lata temu przeczytałam „Marinę” i od tamtej pory żadna inna książka jego autorstwa nie wpadła mi w ręce. Widziałam nowo wydane młodzieżówki jego pióra na półkach w księgarniach, niestety dziwnym i pechowym trafem zawsze przegapiałam okazję na ich przeczytanie. Jednak dzięki tej nieplanowanej przerwie tym większa była moja radość gdy wreszcie miałam okazję sięgnąć po „Światła września”, trzecią powieść w dorobku Zafona, a dopiero niedawno wydaną po raz pierwszy w Polsce. Mogłam ponownie spotkać się z ulubionym pisarzem oraz zagłębić się w niesamowitą i magiczną historię stworzoną przez autora. Jak zwykle, dzięki Zafonowi, odbyłam wciągającą podróż w świat marzeń i niczym nieograniczonej wyobraźni.

            Co może być bardziej tajemniczego, wzbudzającego ciekawość i pobudzającego wyobraźnię niż ogromna, stara rezydencja pełna ciemnych zakamarków i przyległa do niej, opuszczona fabryka zabawek? Bez wątpienia niewiele rzeczy. Podobnie uważają Irene i Dorian, nastoletnie rodzeństwo, które w 1936 roku przybywa nad francuskie wybrzeże, wraz z matką, która obejmuje posadę ochmistrzyni w posiadłości ekscentrycznego wynalazcy zabawek. Jednak mimo, że gospodarz okazuje się być miłym i uprzejmym człowiekiem, to jednak mroki przeszłości wciąż nie opuściły jego rezydencji...

             Książka została napisana, podobnie jak wszystkie inne powieści Zafona, urzekającym i wspaniałym stylem. Autor pisze tak plastycznie, że czytelnik czuje jakby osobiście uczestniczył w wydarzeniach, a jednocześnie opisy w jego wykonaniu ani przez chwilę nie przytłaczają i nie spowalniają akcji, która jest niezwykle wartka i wciągająca. Teoretycznie jest to książka skierowana do młodszych czytelników, jednak tak naprawdę nie znam dorosłego, któremu nie spodobałaby się ta powieść. Według mnie Carlos Ruiz Zafon zdecydowanie osiągnął swój cel, którym podzielił się z nami we wstępie do „Świateł września” – stworzył pozycję uniwersalną i nie dającą zaszufladkować się w żadne przedziały wiekowe, książkę, którą można czytać i zachwycać się nią niezależnie od wieku. Mam nadzieję, że dotyczy to również dwóch wcześniej wydanych pozycji, „Księcia Mgły” i „Pałacu Północy”, bo mam ochotę je zakupić i skonsumować w tempie ekspresowym. :) A Wam polecam jak najszybsze zapoznanie się z całą twórczością Zafona – naprawdę warto! Moim numerem jeden wciąż pozostaje genialny „Cień wiatru”, jednak trudno jest pokonać arcydzieło. „Światła września” to pozycja jak najbardziej warta polecenia i przeczytania. :)

Moja ocena: 5/6
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 255
poniedziałek, 26 grudnia 2011 | By: Annie

Świąteczny stosik :)

         Święta, Święta i po Świętach - jak co roku tych kilka dni zleciało mi niewiarygodnie szybko. :) Spędziłam bardzo miło czas z rodziną, najadłam się przeróżnych pyszności, a pod choinką znalazłam kilka książek i parę innych prezentów, z których jestem ogromnie zadowolona. Wszyscy stwierdzili, że w trakcie rozpakowywania książek mam szaleństwo w oczach. :) Ale po kolei (od dołu):


1. Na samym dole znajduje się taka prowizoryczna książka, wydrukowana przeze mnie i zbindowana w punkcie xero - "The Manipulated Man" autorstwa Esther Vilar. Po przeczytaniu innej powieści tej autorki, "Siedmiu pożarów Mademoisielle" (recenzja na dniach) postanowiłam lepiej zapoznać się z twórczością tej pisarki. Bardzo spodobały mi się jej poglądy, a także zainteresowała mnie cała jej postać. Fascynują mnie silne, niezależne kobiety, a Esther Vilar z pewnością do takich należy. "The Manipulated Man" to książka powstała w latach 70', traktująca o miejscu i pozycji kobiety we współczesnym świecie. Niestety, nigdy nie została przetłumczona na język polski, a kupno jej po angielsku jest w Polsce praktycznie niemożliwe. Jednak ja łatwo się nie poddaję, jak się na coś uprę to muszę to mieć, więc poszłam na około, ale książkę mam (nie wyobrażam sobie tak długiej lektury na komputerze, zwłaszcza, że lubię robić notatki ołówkiem lub podkreślać sobie ciekawe cytaty) . :) Książkę można przeczytać TUTAJ.
2. "Oczarowanie. Życie Audrey Hepburn" - biografia mojej ulubionej aktorki, znaleziona pod choinką. :)
3. "Barcelona" - nie dość, że przewodnik jest sam w sobie bardzo ciekawy (przedstawia Barcelonę pod kątem filmów, książek i ludzi związanych z tym miastem), to jeszcze przepięknie wydany i idealnie wpasowuje się w mój temat prezentacji maturalnej. :)
4. "Krystyna, córka Lavransa" - słynna, wymarzona przeze mnie skandynawska saga. Prezent od mojego kochanego chłopaka, na święta. :)
5. "Afterwards" - Rosamund Lupton - po angielsku, również znalezione pod choinką. Słyszałam o tej książce mnóstwo pozytywnych opinii. :)
6. "Dziennki Virginii Woolf" - wymarzone, wyczekane, wyproszone - jest! :) Nie mogę przestać co chwila dotykać i wąchać tej książki - jest przepiękna. :)
7. "Na plaży Chesil" - kolejna książka Iana Mcewana w mojej biblioteczce, też od Mikołaja. :)
8. "Audrey Hepburn" - druga biografia Audrey, z mnóstwem przepięknych zdjęć. Od mojego chłopaka. :) Planuję przeczytać w ciągu najbliższych dni.
9. "Tygrysie Wzgórza" - mój własny zakup, skusiłam się i skorzystałam z empikowej promocji. :)
10. "Chciwość jest dobra" - do recenzji od wydawnictwa Nowy Świat.
11. "Cisza" - prezent na klasowe Mikołajki. :)
12. "Wykreślone imię" - do recenzji od księgarni Matras.
13. "Zimowy ślub" - najnowsza książka autorstwa mojej ukochanej Sharon Owens. Właśnie czytam, również znaleziona pod choinką. :)

Jak widać, na brak książek do czytania nie mogę narzekać. A teraz lecę poustawiać najnowsze nabytki na pólkach i zagłębić się w świat czytania. :) A co Wy znaleźliście pod choinką? :)
piątek, 23 grudnia 2011 | By: Annie

Święta! :)

Tak oto prezentuje się moja choinka :)
            I wreszcie nadeszły Święta! :) Z tej okazji chciałabym życzyć wszystkim wesołych, rodzinnych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia. Odpoczynku, a przede wszystkim wielu wspaniałych książek pod choinką i czasu na czytanie! :)

             Jakie macie plany na najbliższe dni? Ja zamierzam leniuchować, objadać się pysznymi ciastami i mnóstwo czytać! Mam nadzieję, że Mikołaj dostarczy mi kilku nowych książek, choć na pustki na pólkach nie narzekam. :) Poza tym będę miała wreszcie trochę czasu na odsapnięcie i nadrobienie zaległości na blogu, nie tylko tych recenzenckich. Niedługo planuję zamieścić podsumowanie 2011 roku, nowy stosik, zdjęcia mojej biblioteczki i oczywiście zaległe opinie. :) Ale wszystko w swoim czasie, na razie cieszę się atmosferą Świąt, które zamierzam spędzić w gronie najbliższych mi osób. :)

            Ponadto w tym roku to ja będę organizowała Sylwestra dla znajomych i już zaczynam planowanie, z czym mam świetną zabawę. :) Mam mnóstwo pomysłów (czy sylwester w stylu lat 80' to dobry pomysł? :)) i jeszcze więcej zapału i energii. Zapowiada się naprawdę udany tydzień. :)
sobota, 17 grudnia 2011 | By: Annie

„Jeden dzień” – Książka vs film

            Książkę „Jeden dzień” autorstwa  Davida Nichollsa przeczytałam już kilka miesięcy temu, ale z napisaniem recenzji zwlekałam bardzo długo, aż do teraz. Z początku po prostu nie bardzo wiedziałam jak dobrać słowa, aby w pełni oddać mój zachwyt i całkowite zauroczenie tą powieścią. Potem do głowy przyszedł mi całkiem fajny pomysł, aby połączyć recenzję z opinią o filmie (a na film trzeba było niestety bardzo długo czekać :( ) i być może, tym samym, zainaugurować pewien cykl czy też rodzaj notek utrzymanych w podobnym klimacie i porównujących przeczytane przeze mnie książki z ich ekranizacjami. Zobaczymy co z tego wyniknie, ale na razie prezentuję Wam „Jeden dzień”, a pewnie już niedługo pojawi się recenzja ekranizacji „Jesiennej miłości”. Miłego czytania. :)

            Emma i Dex to dwa różne światy. Ona marzy o zostaniu pisarką i zmienianiu świata, jego interesują głównie kobiety i telewizyjna kariera. Łączy ich przyjaźń. Poznajemy ich historię, przez 20 lat, co roku jeden dzień – 15 lipca. Obserwujemy jak zmienia się ich życie, jak oni sami dojrzewają i dorastają. Czasami 15 lipca jest przełomowym dniem, czasami nie dzieje się nic ważnego. Książka ukazuje zwykłe życie zwykłych ludzi i to jest właśnie najpiękniejsze. Ta prostota, ta codzienność, autentyczność oraz wiarygodność uczuć i wydarzeń. Historia Emmy i Dextera może być historią każdego; moją, sąsiadki, czy osoby mijanej na ulicy...

            Książka oczarowała mnie już od pierwszej strony. Idealnie wpasowała się w pewien ważny moment mojego życia, dużo mnie nauczyła i dostarczyła wielu tematów do przemyśleń, a jednocześnie wielokrotnie rozśmieszyła i wzruszyła. Bardzo polubiłam bohaterów, Emma i Dex to wspaniale nakreślone i wyraźnie zarysowane postaci. „Jeden dzień” został napisany świetnym stylem, język jest bardzo dobry i przystępny. Może nie jest to literatura z najwyższej półki, ale książka zdecydowanie posiada to „coś”, co wyróżnia ją na tle wielu innych powieści obyczajowych. Nie jestem w stanie znaleźć żadnych mankamentów tej pozycji, jestem nią zachwycona i tyle. To piękna i niezwykle autentyczna opowieść o dorastaniu, przyjaźni i miłości. Takich książek nie spotyka się często, więc tym bardziej ogromnie się cieszę, że na nią trafiłam. W moim prywatnym rankingu, zdecydowanie będzie konkurowała z kilkoma innymi pozycjami o tytuł książki roku. David Nicholls oczarował mnie swoją prozą, z pewnością będę uważnie śledziła jego dalsze próby pisarskie i z ogromną chęcią sięgnę po kolejne książki jego autorstwa. A Wy koniecznie przeczytajcie „Jeden dzień”! Ja na pewno jeszcze do niego wrócę. :)

Moja ocena: 6/6

              Film, o dziwo, również bardzo mi się spodobał. Standardowo, jak to ekranizacja, był nieco gorszy od książki, ale i tak byłam pozytywnie zaskoczona tym, jak dobrze oddał historię i klimat powieści. Bałam się, że zrobią z tego kolejną amerykańską komedię romantyczną, ale na szczęście tak się nie stało. I uff.. akcja działa się w Londynie. Nic nie psuje mi tak bardzo przyjemności z oglądania, jak przeniesienie akcji do Stanów, zupełnie tak, jakby ciekawe wydarzenia mogły rozgrywać się tylko i wyłącznie w Nowym Jorku czy Los Angeles. Tak stało się między innymi w przypadku „P.S. Kocham Cię” i „Wyznań zakupoholiczki” i to zupełnie odebrało mi radość z oglądania ekranizacji bardzo fajnych powieści. Na szczęście jednak twórcy tego filmu nie wpadli na tak "genialny" pomysł i dzięki temu miałam okazję podziwiać niezwykle przystojnego Jima Sturgessa, a w tle mój ukochany Londyn. :) Podsumowując, jeśli szukacie dobrego filmu na romantyczny wieczór lub do obejrzenia z przyjaciółkami „Jeden dzień” doskonale będzie pasował na taką okazję. Wcześniej jednak polecam i gorąco zachęcam do zapoznania się z książką – tylko taka kolejność jest prawidłowa. :)

Trailer do filmu:  


Moja ocena: 5-/6

P.S. Od teraz wróciłam. Wreszcie będę miała trochę więcej czasu pisanie i oczywiście odwiedzanie Waszych stron. Mam również nadzieję nadrobić trochę zaległości czytelniczych, a przede wszystkim odpocząć i cieszyć się zbliżającymi świętami. :)
środa, 7 grudnia 2011 | By: Annie

Zaległy stosik :)

Stosika dawno nie prezentowałam, bo też nie było za bardzo co pokazywać. Na szczęscie ostatnio listonosz i Mały Mikołaj wzięli się do roboty i mogę Wam przedstawić moje najnowsze zdobycze książkowe. :)
- Pierwsze cztery pozycje od góry to niespodzianka od Wydawnictwa Mira, za którą ogromnie dziękuję! :)
- "Florenckie lato" - do recenzji od Prószyńskiego, zapowiada się świetnie!
- "Światu nie mamy czego zazdrościć" - Podobno bardzo dobry reportarz. Od Mikołaja. :) Przeczytałam recenzję na blogu Padmy i wiedziałam, że muszę mieć tę książkę.
- "Marzenie Celta" - Najnowsza powieść Llosy, wygrana w Gandalfie. :)

Nie wiem jak Wy, ale ja mam chyba jakieś przesilenie. Nie mam na nic czasu, jestem wiecznie zmęczona, nic mi się nie chce. Apetyt na czytanie mam, ale czasu już niestety nie. :( Pociesza mnie jedynie myśl, że już niedługo Święta, a na codzień otuchy dodają mi piękne ozdoby na ulicach i świąteczne piosenki w szkolnym radiowęźle. :) I tym optymistycznym akcentem kończę i lecę do kina na "Jeden dzień" (wreszcie!). :)

                
A przy okazji chciałam zareklamować Syndakt Zbrodnii w Bibliotece. Zachęcam do przystąpienia :)
Wszystkie informacje znajdziecie na blogu Sil (tutaj) lub na stronie Syndaktu: http://zbrodniawbibliotece.pl/inne/2459,syndykatzbrodniwbibliotece/
piątek, 25 listopada 2011 | By: Annie

"Tony i Susan" - Austin Wright

            Napis na okładce powieści „Tony i Susan” autorstwa Austina Wrighta głosi, iż w rękach trzymamy „zapomniane arcydzieło amerykańskiej literatury”. Zawsze uważam, że raczenie czytelnika takimi frazami jeszcze przed rozpoczęciem czytania za mocno ryzykowne, gdyż od razu wzrastają wymogi i wszelkie oczekiwania względem danej pozycji. Tak więc, zgodnie z zapowiedzią, oczekiwałam arcydzieła. Czy je otrzymałam? I tu jest problem, bo sama nie wiem. :) Po pierwsze nie sadziłam, że przeczytanie tej powieści zajmie mi aż tyle czasu – książka zdecydowanie wymagała ode mnie pełnego skupienia i intensywnego wysiłku intelektualnego. Nie mam również pojęcia czy dobrze zrozumiałam jej przesłanie, ale mam nadzieję, że napisanie tej recenzji pomoże mi nieco w usystematyzowaniu moich odczuć i objęciu książki umysłem jako całości oraz wychwycenie jej sedna.

            Tytułowi bohaterowie książki należą do dwóch różnych światów. Susan to gospodyni domowa, matka trójki dzieci i żona chirurga Arnolda. Tony to główny bohater książki „Nocne zwierzęta”, którą kobieta niespodziewanie otrzymała od autora, jej byłego męża Edwarda. Od momentu rozpoczęcia lektury przez Susan akcja toczy się dwutorowo – czytamy wraz z Susan „Nocne zwierzęta”, a także uczestniczymy w jej przemyśleniach na temat życia i samej powieści. Susan zostaje dogoniona przez swoją przeszłość, musi się z nią zmierzyć i rozliczyć. Pod wpływem powieści analizuje swoje życie i stopniowo odkrywa, że nie jest ono takie jakby chciała. W książkowym Tonym dostrzega natomiast odbicie samej siebie – widzi swoją nieumiejętność podejmowania decyzji i działania, bierność, jedynie reagowanie na wydarzenia, płynięcie z nurtem. Susan czuje się zagubiona, jej spokój został zburzony, a pozostały jedynie przemyślenia, niepewna przyszłość i mnóstwo wątpliwości.
Dużo rozmyślałam nad jednym elementem – dlaczego Edward przysłał Susan swą książkę? W końcu doszłam do wniosku, że zwyczajnie chciał jej udowodnić, że jednak umie pisać, w co kobieta wątpiła w trakcie ich krótkiego małżeństwa.

Szczerze mówiąc średnio podobały mi się fragmenty o przemyśleniach Susan – za bardzo jak dla mnie zagmatwane i nieco przekombinowane, choć z drugiej strony właśnie dzięki tym cechom, dzięki temu poplątaniu, słowa tak dobrze ukazały myśli, bo jakież one są jak nie niespójne i chaotyczne? Jedno jest pewne – autor doskonale sportretował psychikę ludzką. Widać, ze cała książka została dokładnie przemyślana i zaplanowana. „Nocne zwierzęta” to majstersztyk. Świetnie się je czyta, wciągają i wyzwalają silne emocje. Książce nie można odmówić również świetnego stylu i niepowtarzalnego klimatu, choć sam język do prostych nie należy.

„Tony i Susan” to książka, którą można omawiać i analizować na wielu płaszczyznach i pod względem wielu różnych aspektów – moralnych, filozoficznych, symbolicznych czy uczuciowych. Myślę, że jest to pozycja, do której się wraca, a z każdym powrotem można odkryć w niej coś nowego. To powieść „z głębią”, która wymaga od czytelnika pełnego zaangażowania, zarówno emocjonalnego jak i intelektualnego. Myślę, że w tej pozycji tkwi naprawdę duży potencjał, jednak dotarcie do samego „sedna” książki jest trudne i szczerze mówiąc nie mam pojęcia czy mi się to udało, czy też może moje wynurzenia są zupełnie z księżyca wzięte. :) Dlatego też chętnie zapoznałabym się z jakimś omówieniem lub opracowaniem, wyjaśnieniem motywów a la szkolna lektura, choć z drugiej strony mogło by to przecież zabić urok tej pozycji, odebrać jej całą zagadkowość i tajemniczość. A może poszukam jakiegoś wywiadu z tym pisarzem? Jak na razie pozostaję pod dużym wrażeniem tej powieści. Muszę sobie jeszcze dużo przemyśleć.... Książkę tę polecam osobom, które lubią ambitne pozycje wymagające myślenia i odkrywające najciemniejsze zakamarki ludzkiej duszy. Szkoda, że „Tony i Susan” to tak mało znana lektura – i tym bardziej warto ją przeczytać i wyrobić sobie własną opinię na jej temat. Bardzo polecam, naprawdę warto sięgnąć! :)

Moja ocena: 5/6
Wydawnictwo: Muza
Liczba stron: 381

I właśnie to lubię i cenię sobie w recenzjach – dzięki nim obraz książki robi się bardziej klarowny i pozwala usystematyzować uczucia względem danej pozycji. :)
poniedziałek, 21 listopada 2011 | By: Annie

"Motyl" - Lisa Genova

                Choroba Alzheimera kojarzy nam się głównie z późną starością. Jednak mało kto wie, że powszechnie występuje również jej inna odmiana o wczesnym początku, która dotyka wiele osób około pięćdziesiątego roku życia, choć objawy mogą ujawniać się nawet już u trzydziesto- i czterdziestolatków. Przypadłość ta jest dziedziczona genetycznie, więc jeśli ktoś miał „szczęście” mógł zostać uprzedzony o jej posiadaniu dzięki chorującym rodzicom. Jednak zdecydowana większość osób nie wie, że jest nosicielem wadliwego genu, a choroba jest zupełnym zaskoczeniem. Osoby te są zazwyczaj u szczytu swoich karier zawodowych, maja dorosłe dzieci i wyczekują zasłużonej emerytury. Alzheimer jest dla nich jak wyrok, z którym nie mogą się pogodzić.

                Tak jest też w przypadku głównej bohaterki książki „Motyl” autorstwa Lisy Genovy. Alice Howland jest wykładowcą psychologii na Harvardzie i ma 50 lat. Jest dumna ze swojego życia. Została światowej sławy ekspertem w dziedzinie lingwistyki, ma kochającego męża i troje dorosłych dzieci. Pewnego dnia Alice zauważa u siebie zaniki pamięci, gubi się w znajomej ulicy i traci orientację we własnym domu. Diagnoza jest straszna i nieodwołalna – Alzheimer.

               „Motyl” to książka do głębi poruszająca, prawdziwa i wzruszająca. Stanowi niesamowite i niezwykle autentyczne świadectwo zmagań z Alzheimerem oraz doskonałe źródło wiedzy o tej chorobie. Wcielamy się w postać Alice, towarzyszymy jej we wszystkich etapach jej walki z zanikami pamięci. Najbardziej porażające i najsmutniejsze jest to, że w momencie diagnozy kobieta jest w stu procentach świadoma tego, co ją czeka. Alice doskonale zdaje sobie sprawę, że stopniowo będzie zapominała ukochane twarze, że z każdym dniem będzie traciła kawałek siebie. Jest świadoma, że umiera i codziennie traci cześć swojej tożsamości. Mimo posiadania dużych pieniędzy i świetnego wykształcenia, mimo miłości rodziny dla Alice nie ma szansy. Jak sama mówi wolałaby mieć raka – z nim przynajmniej można walczyć, a co za tym idzie, mieć nadzieję.

                Książka jest niesamowita. Polecam ją gorąco wszystkim osobom, które lubią poruszającą, mądrą i skłaniającą do przemyśleń literaturę. Wciąż pozostaję pod ogromnym wrażeniem tej pozycji. To powieść, o której myśli się jeszcze długo po zakończeniu czytania i która pozostawia coś z siebie w czytelniku. To lubię! I serdecznie wszystkim polecam. :)

Bardzo ciekawym elementem i doskonałym zwieńczeniem książki jest wywiad z autorką zamieszczony na końcu. Świetny pomysł. :)

Moja ocena: 6/6
Wydawnictwo: Papierowy Księżyc
Liczba stron: 344
niedziela, 20 listopada 2011 | By: Annie

Stosik niedzielny (10)

W tym tygodniu czasu na czytanie zdecydowanie mi brakowało, nad czym bardzo ubolewam. :( Zaczęłam powieść "Tony i Susan" - książka ciekawa, ale niełatwa i wymagająca skupienia, więc do metra czy autobusu się niestety nie nadaje. Wczoraj wieczorem rozpoczęłam również "Podarunek" - super powieść. :)
A co do książek, które otrzymałam w tym tygodniu to wszystkie są od wydawnictw. Bardzo dziękuję!


Pierwsze cztery pozycje (od góry) są od wydawnictwa Muza. Najnowszy Zafon tak mnie kusi, że chyba zaraz mu ulegnę. :)
Kryminał "Ciemności, weź mnie za rękę" to dla mnie wielka zagadka. Zupełnie nie mam pojęcia jak ta książka wylądowała w mojej skrzynce. Nigdy o niej nie słyszałam, nigdzie nie zamawiałam, nigdzie nie wygrałam. Pisałam do Prószyńskiego skąd ta niespodzianka, ale odzewu brak. :P Też Wam się zdarzało otrzymywać takie tajemnicze książki-niespodzianki?
"Dallas'63" - strasznie mnie ucieszyła ta książka! :) Nigdy nie czytałam nic Kinga, ale jestem pewna, że mi się spodoba. :)

W nadchodzącym tygodniu czekają mnie próbne matury, co wbrew pozorom może okazać się czasem odpoczynku, bo przynajmniej nie będzie kolejnych sprawdzianów z biologii czy chemii. :) Mam nadzieję, że uda mi się więcej przeczytać, tyle wspaniałych książek czeka w kolejce!
A teraz idę zrobić sobie pysznej, świątecznej herbaty i zaszyć się pod kocem z "Podarunkiem". :)
Miłej niedzieli wszystkim! :)
poniedziałek, 14 listopada 2011 | By: Annie

"Jesienna miłość" - Nicholas Sparks

               „Jesienna miłość” to druga książka autorstwa Nicholasa Sparksa, którą miałam okazję przeczytać. Pierwsza, „Na zakręcie” (recenzja) bardzo mi się spodobała, dlatego też chętnie sięgnęłam po kolejną powieść pióra tego niezwykle poczytnego pisarza. Nie wiem czy będę podejmowała dalsze próby z jego twórczością, bo „Jesienna miłość” okazała się sporym rozczarowaniem.

                Znacie powiedzenie „być świętszym od papieża”? Taka właśnie jest Jamie – słodka, mądra, śliczna, bardzo religijna, rozsądna, dobra, pełna empatii, córka pastora, nie rozstaje się z Biblią – po prostu ideał. Landon już taki grzeczny nie jest. Chłopak w odruchu desperacji i z braku innej partnerki zaprasza Jamie na szkolny bal. I tak rozpoczyna się ich przyjaźń, która następnie nieświadomie, choć nie bez trudów, przeradza się w miłość. Jednak na drodze do ich szczęścia staje tragedia, z którą nasza para musi się zmierzyć.
Szczerze mówiąc po przeczytaniu kilku rozdziałów myślałam, że Jamie być może będzie chciała zaszaleć i Landon jej w tym pomoże. Cóż, akcja potoczyła się zgoła inaczej. :)

               Rozczarowała mnie ta książka. Jest do bólu kiczowata, przesłodzona nawet jak na Sparksa, za dużo tu religijności, a za mało autentyczności. Ciężko mi uwierzyć w istnienie takiej osoby jak Jamie, a jeszcze trudniej w jej zachowanie w obliczu tragedii jaka ją spotkała. Jednak najtrudniej jest mi wziąć na wiarę zachowanie 17-letniego chłopaka w takiej sytuacji. Może jednak nie powinnam się doszukiwać realizmu, a jedynie cieszyć się lekturą? Chyba tak i to właśnie usiłowałam robić. Książkę czyta się bardzo szybko – 2 godziny i po wszystkim. W moim przypadku była to duża zaleta, bo gdybym miała czytać o przesłodzonej Jamie przez kolejnych kilkaset stron, to chyba bym sobie odpuściła. A tak otrzymałam na tych 200 stronach (wielką czcionką) słodką i treściwą historię miłosną. Popłakać, oczywiście się popłakałam (chociaż mnie wzruszyć to nie jest duża sztuka :)) i właśnie to ratuje tę książkę - potrafi wycisnąć łzy nad losem Jamie i Landona, nawet osobie, która ich nie lubi (to ja! :)). Jednak w kategorii „najlepszy wyciskacz łez” „Love story” Segala  bije książkę Sparksa na głowę!

                Podsumowując, „Jesienna miłość” to ładna, przesłodzona i zupełnie nierealna historia miłosna pary nastolatków. Może jestem czepliwa, być może książka po prostu mi nie podpasowała. Ku mojemu własnemu zaskoczeniu zawiodłam się, choć mimo sporego rozczarowania, nie żałuję, że sięgnęłam po tę pozycję. Zawsze lubię na własnej skórze przekonać się co do wartości danej powieści. A książkę polecam wszystkim tym, którzy poszukują romantycznego wyciskacza łez na jeden wieczór. Jednak jeśli nie czytaliście jeszcze „Love story” Erica Segala to szczególnie i gorąca zachęcam Was do zapoznania się z tą powieścią, naprawdę warto. :)
Nie wiem czy sięgnę po kolejne książki pióra Nicholasa Sparksa. Kusi mnie „Pamiętnik”, więc zobaczymy. :) Chętnie zobaczę natomiast ekranizację „Jesiennej miłości” – „Szkołę uczuć”.

A Wy jakie znacie dobre wyciskacze łez? :)

Moja ocena: 3/6
Wydawnictwo: Albatros
Liczba stron: 223

Pęknę, jeśli się nie pochwalę! Zdałam dziś egzamin praktyczny, mam prawo jazdy. :) Skaczę z radości po sufit. :)
niedziela, 13 listopada 2011 | By: Annie

Stosik niedzielny (9)

I nadeszła kolejna niedziela, a wraz z nią stosik. :)


Od góry:
1,2,3 - Zakupione na wyprzedaży w wydawnictwie Nasza Księgarnia, w dziale książki lekko uszkodzone. Oglądałam ze wszystkich stron moje zakupy, a żadnego uszkodzenia nie wypatrzyłam. Podobają mi się takie wyprzedaże. Bardzo polecam, strona TUTAJ. :) Pojechałam odebrać książki osobiście - to była wyprawa! :)
4 - Najnowsza książka pani Enerlich, od wydawnictwa MG. Dziekuję!
5,6,7 - Wygrane, od Złotej Zakładki (a przynajmniej tak przypuszczam :P). Dziękuję!

Ciężki czas mnie teraz czeka - próbne matury, egzamin na prawo jazdy, mnóstwo sprawdzianów. Ale wiem, że dam radę. :) Nie wiem skąd u mnie ten optymizm, ale mam nadzieję, że mnie szybko nie opuści. :)
Miłej niedzieli! :)
sobota, 12 listopada 2011 | By: Annie

"Krew na Placu Lalek" - Krzysztof Kotowski

               Od czasu do czasu lubię sięgnąć po dobry kryminał. Nie jestem wielką fanką tego gatunku, ale czasem nachodzi mnie ogromna ochota na dreszczyk emocji, morderstwo oraz tajemnicę i trudną do rozwikłania zagadkę. Wszystkie te elementy znalazłam w książce autorstwa Krzysztofa Kotowskiego „Krew na Placu Lalek”, którą miałam przyjemność ostatnio przeczytać.

               Maria Chorodecka poszukuje swojej nastoletniej córki, która przed miesiącem uciekła z domu. Trop prowadzi do małego miasteczka, jednak tam się urywa. Zrozpaczona kobieta upija się i zasypia w parku, a budzi się w pobliskim, zrujnowanym i opuszczonym pałacu. Obok niej stoi ośmioletnia dziewczynka, która błaga ją o pomoc. Mimo, że Maria doskonale pamięta wydarzenia poprzedniego wieczoru, to nikt z mieszkańców miasteczka nie pamięta jej. Po powrocie do Warszawy odkrywa, że jej mieszkanie jest zajęte przez innych lokatorów. W tej fatalnej pomyłce uczestniczy nawet matka kobiety, która twierdzi, że nie ma córki. Maria na własną rękę rozpoczyna poszukiwania swej utraconej tożsamości, jednak to, co odkryje może okazać się niewyobrażalnym koszmarem.

               Akcja toczy się dwutorowo. Historię Marii poznajemy dzięki fragmentom z jej dziennika, który dostał się w ręce warszawskich policjantów. Drugą część wydarzeń obserwujemy właśnie z ich perspektywy i jesteśmy świadkami prowadzonego przez nich śledztwa, mającego na celu rozwikłanie zagadki kobiety.
Książkę czytało mi się naprawdę dobrze i szybko. Powieść ma swój klimat, miejscami jest mroczna i tajemnicza. Akcja została poprowadzona bardzo ciekawie i płynnie, dzięki czemu nie sposób poczuć się znudzonym w trakcie lektury. Przeplatanie fragmentów pamiętnika Marii wraz ze śledztwem policjantów zaowocowało wciągającą i co chwila zaskakującą czytelnika treścią. Samo zakończenie, tych kilka ostatnich stron, jest absolutnie genialne, a jedyne do czego mogę się przyczepić to sposób rozwikłania i wyjaśnienia całej zagadki  - za dużo tu jak na mój gust filozofii i kombinowania, a za mało racjonalnych faktów.

               Podsumowując, „Krew na Placu Lalek” to ciekawy i wciągający kryminał, który stanowi naprawdę dobrą rozrywkę na jesienne wieczory. Nie jest to dzieło wybitne, sadzę jednak, że warto sięgnąć po tę książkę i poznać tajemnicę Marii. Szkoda by było przegapić tak intrygującą historię, ten niesamowity klimat opuszczonego pałacu i miasteczka, w którym nikt nic nie pamięta. :) Polecam!

Moja ocena: 5/6
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Seria: Asy Kryminału
Liczba stron: 407
Baza recenzji Syndykatu ZwB
niedziela, 6 listopada 2011 | By: Annie

Stosik niedzielny (8)

Stosik w tym tygodniu skromniutki, ale cieszy oko. :)


1. "Krew na placu lalek" - kryminał od Prószyńskiego.
2 i 3. Skusiła mnie promocja 2 za 1 na merlinie. Książki wydają sie fajne, choć wielkość czcionki jest porażająca. Naprawdę, nie wiem po co wydawca tak sztucznie pogrubia te książki, gdyby była o 100 stron chudsza też bym ją kupiła. A taki ogromny rozmiar liter jest po prostu śmieszny!
4. "Dziecioodporna" od Otwartego. Wreszcie! :)

Strasznie szybko leci ten czas. Dopiero co zakladałam bloga, a niedługo już będzie obchodził pierwsze urodziny. Mam ostatnio ogromny i nienasycony apetyt na czytanie. Niestety czasu mam nie za dużo, ale czytam w każdym możliwym miejscu.  Obecnie pochłaniam "Przedwiośnie" - świetna powieść, mimo że lektura. :)

Tyle ode mnie. Miłej niedzieli! :)
sobota, 5 listopada 2011 | By: Annie

"Zanim umrę" - Jenny Downham

                Zbliżenia to seria książek wydawanych przez wydawnictwo Nasza Księgarnia. Wszystkie powieści, które ukazały się w tym cyklu można zakwalifikować jako dobrą literaturę obyczajową, dotykającą spraw ważnych, trudnych, często kontrowersyjnych i budzących silne emocje. „Zanim umrę” to już druga książka z tej serii, którą miałam okazję przeczytać. Pierwsza, „Dwa wybory” bardzo mi się spodobała, jednak „Zanim umrę” autorstwa Jenny Downham pobiła ją o głowę. Ta powieść to wspaniała, mądra pozycja, która wywarła na mnie niesamowite wrażenie i do głębi mną poruszyła.

               Tessa ma szesnaście lat. Od czterech choruje na białaczkę. Poznajemy ją w momencie gdy nie ma już nadziei na wyzdrowienie, a jedyne co mogą zrobić lekarze to postarać się przedłużyć życie dziewczyny o kilka dodatkowych tygodni. Tessa postanawia wykorzystać pozostały jej czas jak najlepiej. Robi listę dziesięciu rzeczy, których koniecznie chce spróbować przed śmiercią; znajduje się na niej między innymi seks, narkotyki, jazda na motorze, a także miłość czy dzień łamania prawa.

                Książka jest niesamowita – niezwykle autentyczna, prawdziwa i do głębi poruszająca. Została doskonale napisana – autorka ma lekki styl, dzięki czemu powieść czyta się błyskawicznie i przyjemnie, mimo ciężkiej tematyki. Jednocześnie pisarka posiada niezwykłą umiejętność takiego dobierania słów, że w zaledwie kilku zdaniach udaje się jej zawrzeć ogrom emocji towarzyszących dziewczynie, co czyni książkę jeszcze bardziej wymowną i poruszającą. Tessa to świetna postać, bardzo dobrze skonstruowana i wielowymiarowa. Jest autentyczna, ma złożoną osobowość, targa nią wiele sprzecznych uczuć i silnych emocji. Buntuje się, jest zagubiona, uczy się cieszyć chwilą i doceniać zwykłe, przyziemne rzeczy. Ma też niezwykłe poczucie humoru, które pozwala jej żartować ze swojej choroby. Polubiłam tę dziewczynę i wczułam się w jej postać. Bardzo poruszyło mnie jedno ze zdań wypowiedzianych przez Tessę. Myślę, że dobrze oddaje ono naturę dziewczyny i charakter całej książki. „Umrę tak jak chcę. To moja choroba, moja śmierć i mój wybór.”

                „Zanim umrę” to powieść, która budzi duże emocje, wzrusza i uczy, że trzeba cieszyć się każdą chwilą oraz doceniać życie. Ogromnie polecam tę pozycję, rzadko udaje mi się spotkać książkę, która wywarła by na mnie tak silne wrażenie. Dodatkowym atutem jest przepiękne, mądre zakończenie. Naprawdę, warto przeczytać. Zapamiętam tę pozycję na długo i na pewno jeszcze do niej wrócę.

Moja ocena: 6/6
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Seria: Zbliżenia
Liczba stron: 268
poniedziałek, 31 października 2011 | By: Annie

Stosik niedzielny (7)

Stosik trochę spóźniony, ale jest :)


1. "Pięciolinia uczuć" - Od wydawnictwa Mira
2,3,4,5,6 - Od wydawnictwa Słowo/Obraz Terytoria. Ogromnie dziękuję :)
7 - Mój własny zakup.

Przy okazji chciałam bardzo podziekować wszystkim osobom, które pod poprzednim stosikiem wypowiedziały się na temat książek o Barcelonie. Kochani, ogromnie mi pomogliście. :) Z całego serca dziekuję! :)

Ostatnio wiele dzieje się w moim życiu osobistym, zwłaszcza na polu uczuciowym. W szkole też mam mnóstwo nauki, choć nie jest aż tak źle. :) Mam ogromny zapał do czytania książek, czasu trochę brakuje, ale i tak jestem zadowolona. Ogólnie dobrze mi ostatnio na świecie. :)
niedziela, 30 października 2011 | By: Annie

"Królestwo czarnego łabędzia" - Lee Carroll

               „Królestwo czarnego łabędzia” to pierwsza cześć trylogii urban fantasy autorstwa Carol Goodman i Lee Slonimsky’iego, małżeństwa piszącego pod wspólnym pseudonimem Lee Carroll. Akcja książki rozgrywa się we współczesnym Nowym Jorku. Poznajemy zwykłą, dwudziestokilkuletnią dziewczynę, Garet, która na co dzień zajmuje się tworzeniem oryginalnej biżuterii. Pewnego dnia, tylko z pozoru przypadkowo, trafia do tajemniczego sklepu z antykami, którego właściciel prosi ją o otworzenie starej szkatułki. Od tej pory całe życie Garet zostaje wywrócone do góry nogami – odkrywa drugie, mroczne oblicze ukochanego miasta. Nagle okazuje się, że ulice są pełne magicznych stworzeń; wampirów, elfów i innych baśniowych stworów, a ona sama ma do odegrania w tym świecie niezwykle ważna rolę. Dziewczyna uczy się wielu nowych mocy, poznaje przeróżne ciekawe istoty, a także odkrywa tajemnicę śmierci swojej matki i znajduje prawdziwą miłość.

                Ciężko jest mi jednoznacznie ustosunkować się do tej książki. Miejscami wydawała mi się mało oryginalna, przewidywalna i zupełnie wtórna, głównie jeśli chodziło o watek miłosny z wampirem. Ale było też sporo chwil kiedy z ogromnym zainteresowaniem czytałam tę powieść, ciekawa co przyniesie każda następna strona. Podróż po miejskich wodociągach, obserwacja ludzkich aur w metrze, wizyta u smoka, kompas w ręce to elementy, o których czytałam z ogromnym zainteresowaniem i emocjami. Bardzo podobały mi się również liczne nawiązania od historii i tajemnic Nowego Jorku, takich jak nieczynne stacje metra, sieć podziemnych korytarzy czy chociażby niedawne, słynne już lądowanie samolotu pasażerskiego na rzece Hudson. W ogólnym wrażeniu to właśnie te pozytywne fragmenty, a także niezwykła różnorodność i barwność postaci, przeważały i sprawiły, że dzięki nim moje ogólne wrażenie o tej książce jest całkowicie pozytywne. Cieszę się, że autorzy nie skupiali się przesadnie na wątku miłosnym i pozostaje on jedynie w tle rozgrywających się wydarzeń, bo szczerze mówiąc nie należy on do najbardziej udanych.

                 Na polskim rynku pojawia się coraz więcej literatury typu urban fantasy, choć na podstawie przeczytanych przez mnie dotychczas książek z tego gatunku raczej nazwałabym ją po prostu rozgrywającym się w mieście paranormal romance i właśnie takim mianem określiłabym „Królestwo czarnego łabędzia”. Nie żałuję przeczytania tej pozycji, choć fajerwerków też nie było. Ot, ciekawa, miejscami wciągająca historia, choć niekoniecznie zapadająca w pamięć. Stanowi dobrą rozrywkę i doskonale spełnia swoją rolę jako umilacz kilku jesiennych wieczorów. Książkę polecam miłośnikom dobrej rozrywki i lekkiej fantastyki. A ja chętnie sięgnę po następne tomy z serii i poznam dalsze przygody Garet. :)

Moja ocena: 4/6
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 397
Seria: Trylogia - Królestwo czarnego łabędzia
Tom z serii: I
niedziela, 23 października 2011 | By: Annie

Stosik niedzielny (6) + PROŚBA

Tym razem stosik niedzielny przedstawia się w ten oto sposób:


Wszystkie książki to egzemplarze recenzeckie. Cztery książki od Galerii Książki to zupełna niespodzianka, choć bardzo miła i z przyjemnością zagłębię się w świat fantastyki. "Madame Hemingway" od Bukowego Lasu, nie mogę się doczekać przeczytania tej książki - to perełka tego stosiku. :) "Krwawe szaleństwo" to kontynuacja "Mrocznego szaleństwa", świetnej powieści. :)

Przy okazji mam do wszystkich czytelników mojego bloga prośbę. Czy moglibyście napisać mi (pod tym postem lub na mojego maila - annie@onet.com.pl, jak wolicie) jakie znacie książki lub filmy, które dzieją się w Barcelonie? Zależy mi na tym, aby wyłaniał się z nich obraz tego miasta. Jest mi to potrzebne do prezentacji, którą szykuję na polski.
Z książek do tej pory znalazłam:
- "Cień wiatru", "Marina", "Gra anioła" Zafona
- "Kraina duszy" Nuria Amat
- "Miasto cudów" Mendozy
A może znacie jakieś inne książki Mendozy, które lepiej przedstawiają Barcelonę? Ja niestety nie czytałam jeszcze żadnej jego powieści, "Miasto cudów" wybrałam na podstawie opisu.
Z filmów:
- "Wszystko o mojej matce"
- "Vicky Christina Barcelona"

Będę ogromnie wdzięczna za wszelką pomoc, czy choćby drobną sugestię. :)
Z góry wszystkim dziękuję. :)
środa, 19 października 2011 | By: Annie

"Córki Księżyca. Bogini nocy. W zimnym ogniu." - Lynne Ewing

               „Córki Księżyca” to bestsellerowa, amerykańska seria, na którą składa się 13 tomów, w Polsce wydawanych podwójnie, to znaczy każda książka zawiera dwie części przygód. Szczerze mówiąc nieco przeraziła mnie ta liczba 13, nie ze względu na swoją pechowość, ale raczej z powodu mnogości. Jakiś czas temu obiecałam sobie, że postaram się nie rozpoczynać żadnych nowych serii. Jednak jak to bywa z takimi głupimi postanowieniami, szybko je złamałam, właśnie przez ten cykl. :)

               Tytułowe Córki Księżyca to cztery przyjaciółki mieszkające w Los Angeles. Każda z nich skrywa własny sekret; Vanessa potrafi być niewidzialna, Cathy podróżuje w czasie, Selena czyta w myślach, a Jimena przewiduje przyszłość. Dopiero gdy wszystkie się jednoczą, odkrywają, że są boginiami i muszą wspólnie stawić czoła demonom ciemności. Każdy tom skupia się na jednej z przyjaciółek, „Bogini nocy” na Vanessie, a „W zimnym ogniu” na Cathy.

               Opis brzmi dość banalnie. I taka też jest ta książka. Przewidywalna, napisana prostym językiem, niczym nie zaskakująca. Zauważyłam w niej również kilka nielogiczności, głównie jeśli chodziło o podróże w czasie.
Coś jednak sprawiło, że pozycja mi się spodobała, a jej końcowa ocena jest jak najbardziej pozytywna. Co? Książka zdecydowanie ma swój urok. Czyta się ją szybko i przyjemnie. Każda z części przypomina odcinek dobrego, ciekawego serialu, który wciąga i zapewnia doskonałą rozrywkę w najczystszej formie. Pamiętacie popularny kiedyś serial „Czarodziejki”? Oglądałam go nałogowo z koleżankami, każdy odcinek śledziłam z zapartym tchem. Czytanie „Córek księżyca” było dla mnie jak powrót do tamtych czasów. Każdy tom ma osobna fabułę, dotyczy jednej z dziewczyn, a na końcu ciekawe i zaskakujące rozwikłanie historii. Dzięki tym elementom serię odbieram jak najbardziej pozytywnie. :)

               Nie jest to książka przesadnie ambitna czy też specjalnie wyróżniająca się na tle innych. To po prostu dobra, ciekawa i wciągająca seria, zwłaszcza dla nastoletnich amatorek młodzieżowej fantastyki. Na pewno mniej wymagającemu czytelnikowi, poszukującemu zwyczajnie dobrej zabawy i rozrywki jak najbardziej przypadnie do gustu. Więc jeśli macie właśnie ochotę na lekką i niezobowiązującą lekturę to polecam Wam serię „Córki Księżyca”. Ja z przyjemnością sięgnę po następne tomy z cyklu. :)

Moja ocena: 4/6
Wydawnictwo: Jaguar
Seria: Córki Księżyca
Tom: I i II
Liczba stron: 383
niedziela, 16 października 2011 | By: Annie

"Niedziela nad Sekwaną" - Susan Vreeland

                Kiedy jesteśmy w muzeum i oglądamy jakiś piękny, słynny obraz, podziwiamy wówczas kunszt malarza, jego umiejętności i pomysłowość. Ale czy zastanawiamy się nad postaciami znajdującymi się na płótnie? Kim były te osoby, jak poznały malarza i czemu to właśnie one pozują? Warto jest również zadać pytanie jak doszło do powstania samego obrazu, bo być może kryje się za tym jakaś wspaniała historia. Muszę przyznać, że do tej pory nie bardzo zwracałam uwagę na te elementy. Patrzyłam na obraz jako całość, bez zbytniego zagłębiania się w dzieje jego powstawania czy namalowanych bohaterów. Powieść „Niedziela nad Sekwaną” autorstwa Susan Vreeland uświadomiła mi jak interesującym procesem może być samo tworzenie dzieła i ile ciekawych wydarzeń oraz historii można poznać zagłębiając się w dzieje płótna. To było naprawdę fascynujące odkrycie.

                Powieść „Niedziela nad Sekwaną” dotyczy obrazu znanego francuskiego impresjonisty Auguste’a Renoira. Śniadanie wioślarzy to słynne i przełomowe dzieło zarówno w dorobku artysty jak i dla całej grupy impresjonistów. Pod piórem pani Vreeland obraz ożywa. Czytelnik przenosi się do XIX-wiecznego Paryża, gdzie spędza niedziele nad Sekwaną, spaceruje po Montmartre i poznaje historię powstawania tego znakomitego dzieła, a także kilka tygodni z życia jego twórcy.
Autorka zwarła w swojej książce wiele bardzo dokładnych szczegółów i mimo, że wiem, że są one jedynie wytworem jej wyobraźni, to bardzo pomogły mi wczuć się w tamtejsze realia, poczuć klimat XIX-wiecznego Paryża i lepiej poznać bohaterów książki. Nie są to sztywne postacie literackie, to ludzie z krwi i  kości, zabawni, a czasami smutni. Każdy ma indywidualny charakter, niektórych polubiłam mniej, innych bardziej. Nie ma postaci nudnych i bezbarwnych i dzięki temu, mimo dość powolnie toczącej się akcji, książka ani przez chwilę nie jest nudna. Dodatkowo wczucie się w powieść ułatwia poetycki język oraz niezwykle kolorowe i plastyczne opisy. Wszystkie te czynniki tworzą barwną, ciekawą i wciągającą mieszankę.

               Wiem, że niestety nie uda mi się poznać historii każdego wspaniałego obrazu, po części ze względu na brak czasu i ograniczone możliwości, a po części ze względu na fakt, iż nie każdy takową posiada. Niemniej, bardzo się cieszę, że miałam okazję przeczytać powieść „Niedziela nad Sekwaną” i poznać dzieje Śniadania wioślarzy. To naprawdę ciekawa, wciągająca i niezwykle klimatyczna lektura, która oprócz świetnej rozrywki stanowi również dobre źródło wiedzy o XIX-wiecznym Paryżu i jego mieszkańcach. Książkę bardzo polecam! To lektura obowiązkowa dla osób lubiących malarstwo, impresjonizm oraz Francję, a także dla tych, które lubią za pomocą powieści odbywać podróże w czasie. :)

             Prawdziwie dobry obraz potrafi zahipnotyzować i przyciągnąć uwagę podziwiającego na długo, sprawić, że choć przez chwilę poczuje się on uczestnikiem sytuacji uwiecznionej na płótnie. To samo uczyniła Susan Vreeland w swojej książce, z bardzo dobrym rezultatem.

Moja ocena: 5+/6
Wydawnictwo: Bukowy Las
Liczba stron: 578

Plik:Renoir14.jpg

Stosik niedzielny (5)

I nastała kolejna niedziela... Tym razem pod znakiem egzaminu na prawo jazdy, który zdaję jutro rano. :( Trzymajcie kciuki! :) Cały wczorajszy wieczór spędziłam na rozwiązywaniu testów teoretycznych i wkurzaniu się na ich głupotę. Za to teraz już wiem co zrobić z oderwanym palcem i znam definicję kolejki turystycznej. :)

Ale wracając do tematu przedstawiam Wam mój najnowszy stosik, zawierający pozycje upolowane w tym tygodniu. Książki nieodmienie poprawiają mi humor, co przydaje mi się zwłaszcza teraz, gdy łapią mnie jakieś dziwne, jesienne smutki. Zawsze gdy kupię nową książkę lub popatrzę na te stojące na półkach od razu jest mi lepiej. :)


1. "Traktat o szczęściu" - książka od wydawnictwa Znak
2,3,4 - Moje własne nabytki, kupione na podstwie bardzo zachęcających recenzji :)
5. Oliwkowe drzewo" - piąty tom do kolekcji z Oliwkowego Cyklu, od WL
6. "Dogonić rozwiane marzenia" - od Miry
7. "Spacer po szczęście" - od Prószyńskiego, myślę, że idealne na poprawę humoru. :)

Obecnie czytam wspaniałą książkę, "Niedziela nad Sekwaną". W tym tygodniu przeczytałam również "Królestwo Czarnego Łabedzia". Postaram się jeszcze dziś napisać którąś z recenzji, bo kolejka rośnie, a czasu brak...
czwartek, 13 października 2011 | By: Annie

"Kamienna ćma" - Paweł Matuszek

                  W moim księgozbiorze zdecydowanie dominują książki obyczajowe i to właśnie po pozycje z tego gatunku sięgam najczęściej. Jednak, tak jak ze wszystkim, czasem czuję przesyt i ogarnia mnie nieodparta chęć sięgnięcia po lekturę reprezentującą zupełnie odmienny styl. Taka chęć naszła mnie tydzień temu i na szczęście pod ręką miałam powieść autorstwa Pawła Matuszka, „Kamienną ćmę”, która doskonale wpisała się w mój nastrój i spełniła moje oczekiwania o zupełnie odmiennej, wyróżniającej się lekturze.

                  Na środku pustkowia stoi szara wieża, która jest strażnicą. Mieszka w niej tajemniczy człowiek  Beddeos, który sam nie zna swojej przeszłości oraz robot Tyfon. Oboje nie wiedzą co tam robią i czego dokładnie strzegą. Po serii dziwnych wydarzeń Beddeos postanawia odkryć sens swojego istnienia i wyrusza w podróż przez najgłębsze zakamarki umysłu. Na swojej drodze spotyka wiele niesamowitych i fascynujących istot, a także odwiedza liczne, niezwykle oryginalne miejsca. My, czytelnicy, jesteśmy świadkami jego wędrówki, a także sami zostajemy wciągnięci w grę pozorów i iluzji.

                  Przede wszystkim chcę podkreślić, że jest to w mojej opinii pozycja bardzo oryginalna i nigdy wcześniej nie spotkałam się z tego typu literaturą. Czuje się jednak zobowiązana zaznaczyć, że  jeśli chodzi o fantastykę to jestem zupełnym laikiem i był może to, co mi wydaje się odkrywcze i interesujące dla kogoś bardziej obeznanego z tego typu literaturą może się wydać banalne i przewidywalne. Moja opinia jest zupełnie subiektywna - opieram się na moich dotychczasowych doświadczeniach z fantastyką, a są one niewielkie.

                 Bez wątpienia „Kamienna ćma” jest pozycją dość skomplikowaną i trudną do zdefiniowania. Nie ma w niej jasnej, jednotorowej akcji. Ze względu na wiele zawiłości czytanie jej wymaga ciągłego skupienia, gdyż łatwo się pogubić w historii. Wraz z Beddeosem przemieszczamy się z miejsca na miejsce, w obrębie różnych rzeczywistości, nie wiadomo co jest prawdą, a co jedynie iluzją, co istnieje naprawdę, a co jest wytworem umysłu człowieka. Nie jestem pewna czy dobrze zrozumiałam sens powieści. Postrzegam go jako obraz walki z własnymi słabościami. Jedynym ograniczeniem człowieka jest jego własny strach i obawa przed rzeczywistością. Książka ukazuje jaki niewykorzystany potencjał siedzi w głębi człowieka, w jego umyśle. Ale być może są to tylko moje nietrafione domysły, a inny czytelnik odnajdzie w tej książce zupełnie inne przesłanie. Myślę jednak, że właśnie ta niejednoznaczność i nieprzewidywalność przynajmniej po części stanowią o uroku tej pozycji. Czytając, miałam wrażenie, że autor bawi się Beddeosem, wysyłając go w przeróżne miejsca i stawiając na jego drodze ciekawe istoty, mające mu pomóc odnaleźć Sens. Jednak jest to tylko przykrywka - tak naprawdę pisarz bawi się czytelnikiem, i to mi się podobało. :)

                  Muszę również koniecznie podkreślić, ze książka została przepięknie wydana. Ma twardą oprawę, kartki są z bardzo dobrej jakości papieru. Na wyróżnienie zasługuje również grafika, która jest naprawdę wspaniała, a ilustracje pobudzają wyobraźnię i przykuwają uwagę niezwykłymi szczegółami.

                 W ogólnym podsumowaniu oceniam tę pozycje zdecydowanie pozytywnie. Bardzo podobała mi się jej oryginalność, nieprzewidywalność i odmienność od innych pozycji dostępnych na rynku. Jeśli macie ochotę na coś nowego, na świeży powiew literacki i jednocześnie wciągającą powieść to szczerze polecam Wam sięgnięcie właśnie po „Kamienną Ćmę”. :)

Moja ocena: 5/6
Wydawnictwo: MAG
Liczba stron: 258
niedziela, 9 października 2011 | By: Annie

Stosik niedzielny (4)

        W ciągu ostatnich kilku tygodni brakuje mi czasu dosłownie na wszystko, o czytaniu nie wspominając. Zagłębić się w lekturze udaje mi się tylko podczas jazdy autobusem lub metrem, czy też późnym wieczorem. W tym tygodniu udało mi się skończyć naprawdę wspaniałą książkę "Jeden dzień", a także rozpocząć czytanie następnej, "Niedziela nad Sekwaną". Nie jestem zadowolna z liczby przeczytanych pozycji oraz ilości zamieszczanych recenzji, ale pocieszam się, że to tymczasowe - w końcu matura wymaga poświęceń, które jednak kiedyś się skończą. :)
A oto mój najnowszy stosik:


Trzy pozycje na dole to egzemplarze recenzenckie od wydawnictwa Muza - Bardzo dziękuję. :)
Trzy następne to moje własne zakupy, z których się ogromnie cieszę, zwłaszcza z "Wielkiego bazaru kolejowego". :)
"Moja droga B." i "Dziecko Rosemary" to pozycje wygrane u Evity - Bardzo, bardzo dziękuję! :)
"Każdy kot ma dwa końce" to urocza książeczka od wydawnictwa MG, recenzja niebawem. :)

To tylke ode mnie, miłej niedzieli! :)
niedziela, 2 października 2011 | By: Annie

"Rodzinne sekrety" - Nora Roberts

                 Nora Roberts to znana na całym świecie autorka kilkudziesięciu powieści obyczajowych i romansów. Wiele czytelniczek pokochało jej twórczość za ciekawe historie i umiejętne łączenie wątku romantycznego z sensacyjnym. Mimo, że miałam wcześniej możliwość zapoznania się z pisarstwem pani Roberts, nie skorzystałam z tej okazji. Obawiałam się kiczowatego, przesłodzonego romansu – a tego nie znoszę. „Rodzinne sekrety” to pierwsza książka tej pisarki, którą przeczytałam i przyznaję, że miło się rozczarowałam.

               „Rodzinne sekrety” to książka, która zawiera w sobie dwie niezależne powieści. Łączy je wspólny czynnik – rodzinna tajemnica. Bohaterami pierwszej, „Partnerzy czy rywale” jest dwójka reporterów, Matt i Laurel, którzy prowadzą wspólne śledztwo (bardzo ciekawe, nawiasem mówiąc), rywalizują ze sobą, jednak z czasem zaczyna między nimi iskrzyć...
Druga historia, „Sztuka mistyfikacji”, dotyczy dwójki młodych artystów, Adama i Kirby. Malarz przyjeżdża do rodzinnej posiadłości dziewczyny, gdzie pod pozorem pracy nad najnowszym obrazem wypełnia tajne zlecenie. Sprawy komplikują się gdy pomiędzy nimi pojawia się miłość...

              Obie powieści bardzo pozytywnie mnie zaskoczyły. Zostały napisane dobrym, lekkim stylem. Czyta się je naprawdę szybko i przyjemnie. Każda z nich rozgrywa się w bardzo barwnej i ciekawej scenerii, a opisy miejsc dobrze obrazują sytuację i pozwalają wczuć się w historię i przeżycia bohaterów. Szczególnie spodobał mi się wątek kryminalny w pierwszej powieści, choć zagadce w drugiej również niczego nie brakuje. Muszę przyznać, że w przypadku obu tych tajemnic byłam zaintrygowana i czytając naprawdę z dużym zaangażowaniem wyglądałam rozwiązania zagadki. Nie spodziewałam się, że część nieromansowa odegra aż tak znacząca rolę obu pozycjach. Uważam to za bardzo udany zabieg, który przyniósł pozytywny efekt i przyczynił się do jak najbardziej udanych wrażeń końcowych.

              „Rodzinne sekrety” może i nie zasługują na literackiego Nobla, niemniej stanowią dobry przykład porządnej literatury kobiecej i w takiej kategorii książka ta jak najbardziej zasługuje na uznanie i uwagę. To po prostu dobre babskie czytadło, w sam raz do autobusu czy na relaks w wannie. Sądzę, że każda kobieta, od czasu do czasu potrzebuje takiej lekkiej, odprężającej lektury o romantycznej miłości. Nie jest to pozycja wybitna, mi jednak jak najbardziej odpowiadała. A znajomość z Norą Roberts będę kontynuowała, mam nadzieję, że w bliskiej przyszłości. Polecam. :)

Moja ocena: 4+/6
Wydawnictwo: Mira
Liczba stron: 411

Top 10: bohaterowie, z którymi wybrałabym się na randkę

Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu ma blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Pomysłodawczynią akcji jest Klaudyna. :)

Po raz pierwszy biorę udział w tej akcji. Oto moja subiektywna lista dziesięciu bohaterów, z którymi chętnie wybrałybym się na randkę. 
1. Jasper Hale - Saga "Zmierzch"


 2. Damon Salvatore - "Pamiętniki Wampirów"
Mroczny, zly i te oczy! czego chcieć więcej? :)


3. Rhett Butler - "Przeminęło z wiatrem"


4. Heathcliff - "Wichrowe Wzgórza"


5. Patch - Seria "Szeptem"


6. Gilbert Blythe - seria o Ani z Zielonego Wzgórza


7. Dexter Mayhew - "Jeden dzień"


8. Legolas - "Wadca Pierścieni"


9. Wiedźmin


10. Mr Darcy

 odb-The-Look.jpg
  
Jak widać nie jestem zbyt oryginalna, wiele z moich randkowych bohaterów już wielokrotnie pojawiało się w zestawieniach innych blogerek. Zdecydowanie preferuję mroczne, skomplikowane, choć również bardzo przystojne typy. Cóż, taki mój los. :)
Miłej niedzieli, stosika dziś nie zamieszczam, bo byłby żenujaco mały - składalby się tylko z jednej pozycji. Za to za tydzień to nadrobię. :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...